Żużel. Transfery a logistyka. Tylko dla Motoru Lublin przejadą pół Polski

WP SportoweFakty / MIchał Chęć. / Na zdjęciu: Paweł Miesiąc kontra Krzysztof Buczkowski
WP SportoweFakty / MIchał Chęć. / Na zdjęciu: Paweł Miesiąc kontra Krzysztof Buczkowski

Logistyka ma kluczowe znaczenie przy żużlowych transferach. Widać to na przykładzie tegorocznych transferów. Tylko Motor Lublin zdołał nakłonić Dominika Kuberę i Krzysztofa Buczkowskiego do podróży przez pół Polski.

Jeśli przyjrzymy się transferom krajowych zawodników w PGE Ekstralidze, logistyka miała kluczowe znaczenie. Kacper Woryna przeniósł się z Rybnika do Częstochowy (115 km), odrzucając oferty z Zielonej Góry (360 km) czy Grudziądza (460 km). Bartosz Smektała porzucił Leszno, by związać się z klubem z Częstochowy (285 km).

Tylko Motor Lublin potrafił skutecznie przyciągnąć do siebie gwiazdy, które dla "Koziołków" zdecydowały się przejeżdżać co kilka dni pół Polski. Krzysztof Buczkowski z Grudziądza na wschodnią ścianę Polski ma ok. 450 km. Dominik Kubera z Leszna do Lublina pokona trasę liczącą ponad 550 km.

- Logistyka na pewno ma znaczenie. Pamiętajmy, że klubom ze wschodu Polski przez lata ciężko było pozyskać zawodników. Chociażby w Rzeszowie coś mogą powiedzieć na ten temat. Może teraz jest lepiej, bo mamy nowe drogi szybkiego ruchu, ale nadal, by dotrzeć do takiego Lublina swoje trzeba przejechać - analizuje Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

- Jeśli o mnie chodzi, to trochę boję się transferu Kubery. Czy w Lublinie podniesie swoją wartość? Może wystąpić u niego zahamowanie w rozwoju, bo przejście do wieku seniora to zawsze ryzyko. Zwłaszcza jeśli robi się to z daleka od domu - dodaje Krzystyniak.

O znaczeniu logistyki przy transferach może też świadczyć kolejny ruch Motoru. Na starty w ekipie "Koziołków" zdecydował się Mateusz Cierniak, który z rodzinnego Tarnowa na stadion w Lublinie będzie mieć do pokonania trasę liczącą ok. 250 km. Cierniak odrzucił korzystniejsze finansowo oferty z Gorzowa (640 km) czy Grudziądza (500 km).

- To logiczne, że przy podobnych ofertach logistyka i odległość od rodzinnego miasta ma znaczenie. Dojazdy i przejazdy przez całą Polskę zajmują sporo czasu i nie da się przemeblować życia ot tak. Są rodzice, szkoła. Ojciec Mateusza Cierniaka pomaga przecież klubowi z Tarnowa, Mateusz ciągle się edukuje - komentuje Marta Półtorak, była prezes Stali Rzeszów.

- I podobnie jest w innych teamach, gdzie często rodzice odgrywają ważne role. Młody człowiek musi mieć ich wsparcie, więc wybiera oferty bliższe domu - dodaje Półtorak.

Czytaj także:
Max Fricke nie spełnił oczekiwań we Wrocławiu
Antonio Lindbaeck powiedział "dość"

Komentarze (6)
avatar
Andrzej Pitucha
14.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
nie oszukujmy się z klubów Ekstraligi najatrakcyjniejsze miasto to Lublin, który jest przepiękny i ma rewelacyjną infrastrukturę 
avatar
sympatyk żu-żla
14.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Buczkowski już do Tarnowa jeździł ,Wiec za wiele więcej kim mieć więcej nie będzie, Tylko w Tarnowie jakoś jeszcze punktował teraz to już dno, jechać tyle drogi aby siedzieć na trybunach lub s Czytaj całość
avatar
Kacper.U.L
14.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No nie wiem nie wiem jak to będzie z tym powrotem Kubsona do Unii z klubu bez wychowanka ale z jednym medalem. Czytaj całość
avatar
AndrzejWyścigówka
14.11.2020
Zgłoś do moderacji
2
4
Odpowiedz
Jeżeli dla kogoś w XXI wieku problemem jest podroż 500km to niech zatrudni się w lokalnej Biedronce :)