Z biedaka w krezusa – Drużyna Marzeń
Kiedy pierwszego grudnia ubiegłego roku spadkowicz z Ekstraligi, który w poprzednich rozgrywkach uciułał ledwie dwa oczka na Atlasie Wrocław mając w swoim składzie tylko jednego zawodnika na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej w osobie Janusza Kołodzieja zakontraktował Sebastiana Ułamka, Piotra Świderskiego, Bjarne Pedersena i Jespera Monberga wszyscy chwytali się za głowy. Nie dość, że drużyna już w tym momencie była mocniejsza od ubiegłorocznego ekstraligowca, to jeszcze przed początkiem rozgrywek sezonu 2009 pozbawiła złudzeń reszty rywali na walkę o bezpośredni awans. Skład uzupełniono o doskonale znanych już Patricka Hougaarda oraz Jamesa Wrighta, a umowę trenerską przedłużył Roman Jankowski, który niewątpliwie miał coś do udowodnienia tarnowskim kibicom.
Mecze wyjazdowe
Pięć zwycięstw i dwie porażki to bilans zespołu Unii Tarnów na obcych torach. Zaczęło się planowo, od wysokiego zwycięstwa w Poznaniu, gdzie przykładem świecił kapitan Janusz Kołodziej oraz Bjarne Pedersen, który przywiózł swój pierwszy komplet punktów dla tarnowskiej drużyny. Na własnym obiekcie z kwitkiem zostali odprawieni także rybniczanie. Drużyna prowadzona przez Adama Pawliczka zdołał uzbierać zaledwie trzydzieści jeden punktów czyli o dwa mnie niż drużyna "Skorpionów" dwa tygodnie wcześniej. Po dwukrotnie przekładanej batalii derbowej z Marmą Hadykówką Rzeszów przyszła pora na starcie z "betonowym" GTŻ-em Grudziądz. Podopieczni Roberta Kempińskiego jako pierwsi w sezonie przekroczyli magiczną barierę czterdziestu punktów w starciu z Unią, a główna w tym zasługa dżokera zastosowanego w samej końcówce spotkania. Pierwszy raz tak słabo pojechał Piotr Świderski gromadzący ledwie cztery oczka. Jego niepowodzenie pokryli za to piekielnie szybki Bjarne Pedersen oraz odradzający się po słabym początku sezonu Jesper Monberg. Pierwszą porażkę Jaskółki zanotowały dopiero w jedenastej kolejce na bardzo twardym torze w Gnieźnie. Mecz przerwano po ośmiu gonitwach przy ośmiopunktowej zaliczce gospodarzy z powodu nagłych opadów deszczu, a towarzyszyły temu wydarzeniu spore kontrowersje. Zawodnicy z Tarnowa twierdzili, że byliby wstanie odrobić straty w trakcie kolejnych siedmiu gonitw natomiast gnieźnianie myśleli nawet o zdobyciu punktu bonusowego. Warto więc przypomnieć, że w Tarnowie podopieczni jeszcze wówczas Mirosława Kowalika polegli aż 57:33. Za trzecim podejściem wreszcie aura pozwoliła na rozegranie długo wyczekiwanych derbów południa, których ofiarą padł m.in. Tadeusz Kostro łamiący rękę w czasie drugiej próby do odjechania zawodów. Gospodarze przygotowując przyczepny tor ugotowali się we własnym sosie nie zdobywając czterdziestu punktów. Czysty komplet wywalczył kosmiczny wręcz dla rzeszowian Janusz Kołodziej, a zwycięstwo z pewnością byłoby okazalsze gdyby nie absencja Sebastiana Ułamka. Na koniec, w trzynastej serii spotkań tarnowski zespół po raz pierwszy w historii pojechał na mecz do Daugavpils. Tam jak zwykle królował Grigorij Laguta, który ze swoją kompanią w meczu praktycznie o nic dla Unii pokonał gości 48:42 doprowadzając łotewski stadion do miana niezdobytego.
Mecze u siebie
Tym samym tylko w bardziej efektownym stylu co Lokomotiv Daugavpils może się pochwalić Unia Tarnów. Twierdza "Jaskółczego gniazda" nie była tyle trudna do zdobycia, co wręcz niemożliwym było przekroczenie tam trzydziestu ośmiu punktów, które padły udziałem... ostatniego po fazie zasadniczej Lazura Ostrów Wielkopolski. O sile i magii tego owalu przekonali się najpierw Łotysze, którzy cieszyli się z wywiezionych trzydziestu punktów, a trener Nikołaj Kokins mówił wtedy: – Widzieliśmy, że na wygraną to tu szans na pewno nie będziemy mieć ale u siebie będziemy groźni i na pewno zrewanżujemy się Unii. Słowa trenera Lokomotivu potwierdziły się w stu procentach ale tak starał się mówić każdy szkoleniowiec, który wyjeżdżał z Tarnowa już po meczu. Nie inaczej było z Mirosławem Kowalikiem, którego Startowi Gniezno do zdobycia więcej niż trzydziestu trzech punktów zabrakło naprawdę niewiele. Jadący bowiem na maksymalną "dżokerową" zdobycz Krzysztof Jabłoński zanotował defekt. Kolejny pogrom stał się udziałem GTŻ-u Grudziądz, który "zrobił" ledwie przysłowiową wodę. Potem przyszły mecze z Marmą, RKM-em ROW-em Rybnik oraz PSŻ-em Poznań, które na papierze "rozbijały bank" w tarnowskiej kasie. Komplety punktów wywalczali prawie, że "nałogowo" Janusz Kołodziej, Bjarne Pedersen, a dochodzili do nich Piotr Świderski wraz z Jesperem Monbergiem.
Tarnów ma drużynę
Wszystkie papierowe wyliczanki lubią czasem wziąć w łeb kiedy z dobrze pracującej maszynki wypada jeden bardzo znaczący i liczący się trybik. Tym właśnie martwili się tarnowscy kibice i eksperci , którzy uważali, że jedna kontuzja zniweczy wszystko. Jak się okazało zupełnie bezpodstawnie. W trakcie rozgrywek już podczas rundy rewanżowej na około miesiąc wypadł z powodu kontuzji łopatki Sebastian Ułamek. Upadek w Elitserien na początku lipca przekreślił "Sebie" występ w "złotej" reprezentacji Marka Cieślaka w DPŚ, natomiast sam zawodnik stracił już we wczesnej fazie eliminacje IMP oraz kilka meczy ligowych. Roman Jankowski łatał dziury kim mógł w różnych konfiguracjach. Doszło nawet do tego, że duński junior Patrick Hougaard wchodził do podstawowego składu na pozycję seniora i spisywał się nie gorzej niż Polak startujący w tym roku w GP. Swoje pięć minut miał też James Wright, który zadebiutował w meczu ligowym przed tarnowską publicznością po półtorej roku od podpisania kontraktu! Na wyżyny wznosił się Jesper Monberg. W oddzielnej rubryce traktuje się Janusza Kołodzieja, Bajrne Pedersena i Piotra Świderskiego, którzy podobnie jak Ułamek wymieniali się tylko na pierwszych czterech pozycjach pod względem najlepszej średniej punktowej w pierwszej lidze nie dopuszczając do niej nikogo z zewnątrz. Do pełni szczęścia brakowało solidnie punktującego krajowego juniora. Szymon Kiełbasa nie zawsze jeździł na chociażby przyzwoitym poziomie dlatego w wielu biegach zastępował go Patrick Hougaard. W tylko dwóch biegach wystąpił Tobias Busch i mimo złapanej w trakcie rozgrywek kontuzji raczej nie miałby szans na reprezentowanie klubu z Tarnowa ze względu na przedstawiany przez siebie co najwyżej drugoligowy poziom. Pożytku nie będzie także z Petera Juul Larsena, w którym jeszcze dwa lata temu były pokładana wielkie nadzieje. Są jeszcze młodzi: Jakub Jamróg mający na koncie swój pierwszy punkt ligowy oraz Tadeusz Kostro i Edward Mazur, który nie ma jeszcze ukończonych szesnastu lat, co skutecznie blokuje mu debiut w meczu ligowym. Warto zauważyć, że rok 2008 był sezonem wielkiej medalowej posuchy, bo tak naprawdę nie było kim tych medali zdobywać. Ostatnie sukcesy to m.in. złoto w MPPK Rune Hoty, Tomasza Golloba i Janusza Kołodzieja w Częstochowie dwa lata temu oraz dublet w IMP-ie tego samego roku wspomnianej wyżej dwójki bez Kołodzieja na obiekcie we Wrocławiu. Ten rok przyniósł już jeden krążek w postaci brązu Kołodzieja na toruńskiej Motoarenie w Indywidualnych Mistrzostwach Polski. Ale jak zapowiadają wszyscy zgodnym chórem, to nie koniec czego uwieńczeniem będzie awans do Speedway Ekstraligi 2010. Dokładnie tak jak brzmiał napis wszystkich zawodników na koszulkach podczas ubiegłorocznej prezentacji drużyny Unii Tarnów.
Unia Tarnów przed play off
Przeciwnik jaki przypadł tarnowianom na pierwszą rundę play off nie mógł być chyba wygodniejszy. U siebie Rekiny wywalczyły trzydzieści jeden punktów natomiast w Tarnowie zdobyły najmniej punktów z wszystkich ekip, bo tylko dwadzieścia trzy. Nie pomogli im nawet znający doskonale tarnowskie realia Marcin Rempała czy Paweł Hlib. Obaj spisali się w Tarnowie poniżej krytyki. Teraz drużyna RKM-u z pewnością będzie się starała wyciągnąć jakiekolwiek wnioski z tej porażki ciesząc się już z samego awansu do play off, które dało jej utrzymanie w pierwszej lidze. W Tarnowie cieszą się z kolei z innego faktu. Dwie drużyny, z którymi "Jaskółki" poniosły wyjazdowe porażki w rundzie zasadniczej zmierzą się ze sobą już w pierwszej rundzie i wyeliminują się we wcześniejszej fazie. Jedni straszą specyfiką swojego obiektu oraz doskonałym dopasowaniem motocykli drudzy "betonowym" nastawieniem do toru. Mowa oczywiście o Lokomtivie Daugavpils i Starcie Gniezno. Przecież nawet przy tak silnym składzie i pewnych wygranych u siebie pozytywnego szczęścia nigdy nie jest za wiele. Mimo to nawet bez niego Unia Tarnów zostaje pewnym kandydatem do awansu w szeregi przyszłorocznych ekstraligowców.
Prognozy i przewidywania przed play off
- Do kolejnej rudny play off jedziemy z marszu bez specjalnych przygotowań, nasi zawodnicy mają startów pod dostatkiem. Jest Anglia, Szwecja i inne zawody. Oczywiście będziemy również trenować na naszym obiekcie tuż przed kolejnymi spotkaniami ale jest to standardowa procedura – wyjaśnia trener Roman Jankowski zarazem dodając, że do zdrowia wraca już Jesper Monberg, który zaliczył groźny wypadek 26 lipca na torze w Daugavpils. – Jesper przechodzi szybką rehabilitację u siebie na miejscu w Danii ale zapewniam, że w następnym meczu w Rybniku już się pojawi.
Co do rywala w kolejnej rundzie nie miał wymagań Piotr Świderski, dla którego bez różnicy jest to czy pojechałby do Poznania czy Rybnika, na który ostatecznie trafiła tarnowska drużyna. – Szczerze mówiąc jest mi wszystko jedno, bo wszędzie trzeba umieć jechać i wszędzie musimy wygrywać jeśli chcemy awansować, być może trener ma jakąś odmienną koncepcję ale podkreślam, że mi jest to obojętne- podkreślał jeszcze w tamtym sezonie reprezentujący rybnickie barwy zawodnik
Janusz Kołodziej natomiast jak przystało na kapitana martwi się o drużynę i w wielkim skrócie odpowiada. – Fajnie, że wygrywamy kolejne mecze, przed nami play off ale najważniejsze, że wszyscy są zdrowi i możemy w pełnym składzie przystępować do najważniejszych spotkań.