Koronawirus zaskoczył prezesów żużlowych wiosną 2020 roku. Gdy okazało się, że mecze PGE Ekstraligi trzeba będzie rozgrywać przy pustych trybunach, pojawił się problem z posiadaczami karnetów. Działacze wymyślili różne formy rekompensaty - jedną z nich było przepisanie wejściówki na sezon 2021, inną rezygnacja z karnetu i wsparcie w ten sposób ukochanego klubu w trudnej sytuacji.
Gdy jesienią żużlowcy kończyli sezon, stadiony w Polsce mogły być zapełniane w 50 proc. Ledwie kilka dni później rząd wprowadził nowe obostrzenia i imprezy sportowe od tego momentu odbywają się za zamkniętymi drzwiami. Jak będzie w sezonie 2021? Tego nie wie nikt.
Wprawdzie na przełomie stycznia i lutego w Polsce ma się pojawić szczepionka na koronawirusa, ale nie oznacza to, że od razu wszystkie dziedziny życia wrócą do stanu sprzed pandemii COVID-19. Tymczasem kluby PGE Ekstraligi ruszają ze sprzedażą karnetów.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
Rodzi się pytanie, czy kluby tym samym nie tworzą sobie problemu, jaki miały wiosną 2020 roku? - Nie - odpowiada Marta Półtorak, była prezes Stali Rzeszów, która nie dziwi się, że działacze ruszyli ze sprzedażą całorocznych wejściówek.
- Uważam, że kibice są częścią społeczności żużlowej. Być może częścią najważniejszą. Przecież zawodnicy nie jadą dla siebie. W tych okolicznościach kibice powinni traktować zakup karnetu jako formę wsparcia ukochanego klubu. Dla fana taka wejściówka to też gwarancja, że będzie mieć miejsce na stadionie, jeśli ostatecznie w sezonie 2021 żadnych obostrzeń nie będzie - twierdzi Półtorak.
Zdaniem Półtorak, sprawiedliwe byłoby, gdyby kluby od razu w momencie sprzedaży karnetu informowały kibica, na co on może liczyć w przypadku rozgrywania meczów w sezonie 2021 bez publiki. - Działacze powinni podejść do tego tematu plastycznie. Mogą dać wybór kibicom, jeśli na wiosnę pojawią się problemy. Oferta powinna obejmować opcje ewentualnej rekompensaty - dodaje była prezes rzeszowskich "Żurawi".
Półtorak zwraca uwagę na to, że co roku sprzedaż karnetów była dla klubów okazją do zarobienia pieniędzy w martwym okresie. Dlatego nie powinno dziwić, że mimo niepewnych czasów, w grudniu rozpoczęto proces rozprowadzania takich wejściówek.
- To jest zestaw naczyń połączonych. Zawodnicy muszą za coś kupić sprzęt i przygotować się do sezonu, więc kluby muszą przekazać im środki obiecane w kontraktach. Tymczasem działacze nie dostają przelewów, bo sponsorzy przelewają środki dopiero w momencie, gdy odbywają się mecze, bo wtedy mają korzyść marketingową - tłumaczy Półtorak.
Czytaj także:
Cegielski nadal walczy o pieniądze dla rodziny Jędrzejaka
Co dalej z transferem Bartkowiaka?