Żużel. Był prawą ręką Antonio Lindbaecka. Teraz będzie pracować dla gwiazdy Motoru Lublin

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Mikkel Michelsen, Maciej Janowski
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Mikkel Michelsen, Maciej Janowski

Mikkel Michelsen wzmacnia team. Dla jednego z liderów Motoru w sezonie 2021 będzie pracować Marcin Momot, który w ostatnich sezonach był menedżerem Antonio Lindbaecka. Do teamu Szweda trafił, kiedy ten miał duże problemy i pomógł mu stanąć na nogi.

Można powiedzieć, że Michelsen przejął od Lindbaecka wszystkich ludzi, z którymi ten współpracował w ostatnich latach. Od dłuższego czasu w teamie Duńczyka działają Krzysztof Momot i Mateusz Liszka. Obaj wraz z Marcinem Momotem pomagali kiedyś Szwedowi. - To była nasza złota ekipa z sezonu 2012. Teraz do tego wracamy. Krzysiek to mój brat, więc u Mikkela stworzymy rodzinny team - podkreśla Marcin Momot. To zresztą on pomógł bratu znaleźć zatrudnienie u Michelsena, kiedy Lindbaeck postanowił zrobić sobie przerwę od żużla. Teraz sam postanowił skorzystać z propozycji żużlowca Motoru.

- Kiedy Mikkel dowiedział się, że skończyłem pracę u Antonia, to propozycja pojawiła się praktycznie od razu. Przyjechał do mnie, przedstawił zakres obowiązków, warunki współpracy i bardzo szybko doszliśmy do porozumienia. Można jednak powiedzieć, że taką doraźną pomocą służyłem chłopakom już wcześniej - podkreśla Momot.

W teamie Lindbaecka Marcin Momot miał wiele zadań. Szwed zresztą chwalił sobie tę współpracę. Wiele razy podkreślał, że menedżer uporządkował wiele tematów i pomógł mu stanąć na nogi i zapomnieć o trudnych chwilach.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

Fachu mechanika Momot uczył się w Rybniku od Ryszarda Małeckiego czy Henryka Romańskiego. W przeszłości pracował także dla Petera Kildemanda, Rafała Szombierskiego czy Romana Povazhnego. Praca u Lindbecka była jednak największym wyzwaniem w jego dotychczasowej przygodzie z żużlem.

- Antonio pozwolił mi spełnić swoje marzenie. Zostałem jego menedżerem i wiele w tym czasie się nauczyłem. Ostatni rok był jednak dla wszystkich trudny i dziwny. Zaczęliśmy trochę inaczej patrzeć na niektóre kwestie. Antonio za każdym razem chciał wracać do Szwecji, a mi zależało, żeby zatrzymać go w Polsce. Do tego dochodziło ciśnienie ze strony klubu. Nie było nam lekko. Pandemia spowodowała, że musiałem być w parkingu mechanikiem na pełen etat. Całokształt tej przygody był jednak czymś znakomitym. Dostałem wielką lekcję i nabrałem ogromnego doświadczenia. Szkoda mi tylko, że Antonio odchodzi tak szybko, ale to jego decyzja - podsumowuje Momot.

Zobacz także:
Dominacja Rosjan trwa w najlepsze
Jarosław Pabijan bije rekordy

Źródło artykułu: