[b]
Maciej Kmiecik (WP SportoweFakty): Przed rokiem w grudniu na motocrossie doznał pan złamania kości udowej, a niedawno ukończył pan ultraMaraton Bieszczadzki. Kiedy zaczął pan poważne bieganie?
[/b]
Krzysztof Buczkowski (żużlowiec Motoru Lublin): Plan, by przebiec chociaż maraton zrodził się jakieś 2-3 lata temu. Postanowiłem podjąć wyzwanie. Biegam już od pięciu lat z kolegą, który jest zaprawiony w boju, bo biega ultramaratony. Dla mnie był to pierwszy raz i cieszę się, że dałem radę. Tak naprawdę jadąc do Cisnej na ultraMaraton Bieszczadzki nie zdawałem sobie sprawy, z czym to się wiąże.
Ekstremalne przeżycie?
Sam dystans 52 kilometrów jest ekstremalny. Na mecie okazało się, że zrobiliśmy jednak 55,5 kilometra, więc przebiegłem trochę więcej niż musiałem. Na trasie były duże przewyższenia. Przynajmniej 2500 metrów przewyższeń w trakcie biegu. Podejścia były ciężkie, ale jeszcze gorsze były zbiegnięcia. Strasznie dało się to odczuć. Nogi i kolana dostały ostro. Całe szczęście udało mi się przebiec ten dystans bez żadnej kontuzji.
Były jakieś momenty zwątpienia na tak długiej trasie?
Powiem szczerze, że między 30 a 40 kilometrem dopadł mnie kryzys, ale jakoś udało mi się ten kryzys przejść. Dosłownie przejść, bo akurat przytrafił się na dość dużym wzniesieniu, gdzie o wbiegnięciu nie było mowy. Pokonałem to szybkim marszem. Cieszę się, że udało się to przebrnąć. W dużej mierze dzięki ludziom, którzy tam biegli i mobilizowali. Czuć było dużo pozytywnej energii od nich. Udało mi się ukończyć ultramaraton.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
Wcześniej miał pan na koncie już jakiś maraton zaliczony?
Właśnie nie. Żadnego maratonu nie miałem na swoim koncie, więc tym bardziej było to wyzwanie.
A półmaraton?
Konkretnie w żadnych zawodach też nie. Trasę półmaratonu w trakcie treningu pokonałem kilka razy. Stricte półmaratonu czy maratonu na zawodach nie miałem okazji zaliczyć.
Rzucił się pan od razu na głęboką wodę, by pokonać trasę ultramaratonu, tym bardziej w takim miejscu, gdzie są góry to spore wyzwanie…
Można było spróbować pobiec nawet trasę 92,5 kilometra. Ja postawiłem sobie za cel przebiegnięcie 52 kilometrów. Nie będę ukrywał, że ciężko było mi to sobie w głowie poukładać. Nie zdawałem sobie sprawy, ile mnie to będzie sił kosztować, jak to będzie wyglądało i ile to potrwa walka z tym dystansem w moim przypadku.
A jaki czas pan osiągnął?
8 godzin, 16 minut i 50 sekund. Nie było zatem źle, chociaż zwycięzca przebiegł trasę w 5 godzin i 30 minut. Dużo pracy przede mną.
Bieganie traktuje pan jako jeden z elementów przygotowań do sezonu żużlowego?
Od kilku lat polubiłem bieganie. Może nie na tak ekstremalnych dystansach, bo to jest naprawdę spore wyzwanie, ale 10, 15 czy 20 kilometrów biegałem kilka razy w roku. Ten ultramaraton potraktowałem jako sprawdzenie się. Zrobiłem go już po sezonie żużlowym, by przekonać się w jakiej formie fizycznej jestem. Okazało się, że nie jest źle.
Ma pan jeszcze jakieś marzenia związane właśnie z bieganiem, a może nie tylko? Myślał pan o zaliczeniu zawodów Ironman?
Nigdy nic nie wiadomo, co się w życiu wydarzy. Na pewno chciałbym w przyszłości jeszcze nie raz przebiec takie ultramaraton. Co do Ironmana? Trudno mi powiedzieć. Tutaj jest już większy zakres umiejętności. Jest jazda na rowerze, jest bieganie i oczywiście pływanie, więc myślę, że najpierw trzeba byłoby się podszkolić w poszczególnych konkurencjach, a później myśleć o zaliczeniu takiego wyzwania.
Rok temu w grudniu doznał pan złamania kości udowej. Noga nie przeszkadza pana w żaden sposób w bieganiu?
Jeszcze w trakcie sezonu, gdy próbowałem biegać, nie było to łatwe. Trochę utykałem na tę nogę i przeszkadzało mi to nieco w bieganiu. Teraz już jest wszystko w porządku. Wydaje mi się, że kość dobrze się zrosła i moja noga już bardzo dobrze funkcjonuje. Nie odczuwam żadnego dyskomfortu czy to przy bieganiu czy wykonaniu innych ćwiczeń w okresie przygotowawczym.
Ciężko chyba było się panu optymalnie przygotować do sezonu 2020, biorąc pod uwagę, że złamał pan udo na początku grudnia, czyli wtedy, gdy żużlowcy rozpoczynają treningi ogólnorozwojowe?
Kontuzja przytrafiła mi się na wstępie okresu przygotowawczego. Nie było łatwo. Spodziewałem się, że czas rehabilitacji będzie trochę krótszy i wcześniej rozpocznę treningi. Tak naprawdę przygotowania zacząłem na przełomie stycznia i lutego. Owszem, treningi były, ale cały czas poruszałem się jeszcze o kulach, więc nie były to normalne przygotowania. Długo musiałem uważać na tę kontuzjowaną nogę. Duża część przygotowań niestety mi umknęła. Chciałem bardzo trenować, ale nie było po prostu możliwości.
Opóźnienie sezonu z powodu pandemii sprawiło, że zdążył pan wykurować się na czas, ale pewnie ta kontuzja przyczyniła się i tak do formy, jaką prezentował pan w sezonie 2020?
Nie chcę teraz gdybać, jakby się to mogło potoczyć, gdyby w grudniu ten uraz mi się nie przytrafił. Okres przygotowawczy zimą, do którego zawsze przywiązuję dużą wagę, został zaburzony. Musiałem znaleźć inny sposób, by się przygotować. Wcześniej generalnie nie używałem siłowni, a przed sezonem 2020 właśnie treningi siłowe były dla mnie głównym elementem przygotowań. Nie za bardzo mi to pasowało, ale starałem się zrobić najwięcej, co mogłem w mojej sytuacji. Niestety, nie wyszło mi to na dobre. Na szczęście teraz mogę się już przygotowywać normalnym tokiem treningowym, jak dawniej.
Rozumiem, że teraz przygotowuje się pan pod kątem szybkości, gibkości, elastyczności?
Dokładnie. Wszystko wróciło do normy. Od miesiąca przygotowuję się do sezonu według wcześniejszych, sprawdzonych treningów.
Wrócił pan do starego toku przygotowań, zmienił pan barwy klubowe. Czy jeszcze coś pan zmienia przed sezonem 2021?
Pewne zmiany dokonują się w moim teamie. Doszedł do niego nowy - stary mechanik, z którym pracowałem już wcześniej. Wówczas nasza współpraca układała się bardzo dobrze. Trochę zmian warsztatowych też będzie. Na razie jednak spokojnie to wszystko układam. Staram się tak wszystko zaplanować, by mieć jak najwięcej okazji do treningu na torze w Lublinie.
Czy kiedy decydował się pan na starty w Motorze Lublin, rozmawiał pan o tych zmianach w teamie czy pod kątem przygotowań z prezesem Jakubem Kępą czy może z trenerem Maciejem Kuciapą?
Nie narzucono mi absolutnie żadnych rozwiązań czy zmian. Zalecono mi pracować spokojnie bez nerwowych ruchów. To, co czuję, żeby zmienić, to zmieniam. Generalnie w Motorze Lublin da się wyczuć spokój. Cieszę się, że jestem w tym klubie i mogę się przygotowywać do nowego sezonu zdrowy, bo to jest najważniejsze.
Zmiana barw klubowych to jest dla pana dodatkowy bodziec?
Na pewno. Jest to chęć pokazania się. Wiem, że na swoją pozycję w klubie muszę zapracować. To mnie mobilizuje. Jestem bardzo chętny do pracy. Wszystko jest w moich rękach. Będę starał się zrobić wszystko, by być mocnym punktem Motoru Lublin.
Zobacz także: Wysoki rachunek za powiększenie ligi
Zobacz także: Na dniach PGE Ekstraliga opublikuje terminarz