Żużel. Kiedyś zasłynął akcją, jak Sajfutdinow w Częstochowie. Huzar ze Stali kończy 58 lat!

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Antal Kocso
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Antal Kocso

W latach 1991-1993 w gorzowskiej Stali startował Antal Kocso. Reprezentant Węgier we wtorek obchodzi swoje 58. urodziny. W Gorzowie nadal jest bardzo dobrze wspominany, bo jeździł efektownie i efektywnie.

Początek lat 90-tych w polskim żużlu to napływ zagranicznych żużlowców, którzy po upadku komunizmu mieli znacznie bardziej ułatwione starty w kraju nad Wisłą. Działacze szybko skorzystali z tej możliwości i tak w Polsce pojawił się chociażby Hans Nielsen. Kierunek duński był jednak jednym z wielu, a oprócz Skandynawów stawiano na zawodników z rejonów, w których obecnie speedway nie jest w najlepszej kondycji.

- Antal Kocso to okres romantycznego polskiego żużla. Wkroczyliśmy właśnie w kapitalizm i zaczęli się u nas pojawiać obcokrajowcy. Dzisiaj na Węgrzech już żużla nie ma. Wtedy Węgrzy byli bardzo poważną nacją, która wygrywała z nami zawody drużynowe. Adorjan, Tihanyi, Petrikovics, Hajdu to była firma, która w 1990 roku zlała nam d*pę w Gorzowie, w eliminacjach do mistrzostw świata. Dzisiaj nikt nie wie, czy Węgrzy w ogóle jeżdżą na żużlu - wspomina tamten czas Jerzy Synowiec, ówczesny prezes Stali Gorzów.

Dla młodszych kibiców okoliczności, o jakich opowiada były działacz, są nie do pomyślenia. - Wtedy było tak, że Billy Hamiil przylatywał samolotem i w torbie miał silnik, który montował do zostawionego tutaj nadwozia. Nie miał własnego mechanika. Antal Kocso przyjechał z własną żoną. Tłukł się samochodem z Węgier do Gorzowa na każdy mecz. To czasy trudne do zrozumienia, bo dzisiaj w parkingu jest cała ekipa ludzi. Jeden zapycha, drugi sprawdza, trzeci jest mechanikiem, czwarty pomocnikiem mechanika, psycholog, tata, mama, itd. Nikt tego nie rozumie, że człowiek przyjeżdżał z żoną nie vanem, tylko przedłużoną osobówką i zapasowym silnikiem, startował i kasował niewielkie pieniądze - tłumaczy mecenas Synowiec, aktualnie członek Rady Miasta Gorzowa Wielkopolskiego.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy

A skąd w ogóle wziął się pomysł, by do Gorzowa ściągnąć akurat Antala Kocso? Węgra wypatrzono na międzynarodowych zawodach. - Wąsik, taki kozacki, czuprynka, loczki... no i zadzior! W każdym biegu przebijał się to z lewej, to z prawej. Pomyślałem sobie, że jak będzie można ściągać cudzoziemców, to on będzie pierwszy. Tak też się stało - przyznał były prezes. - Wpadł nam w oko swoją nieszablonową, bardzo agresywną jazdą - wtórował mu Stanisław Chomski, który w tamtych latach także był szkoleniowcem Stali.

Trener przypomina jednak, że początki Kocso nie były zbyt kolorowe. - Było jeszcze wiele mankamentów w jego jeździe, ale taki walczak nam się podobał i postanowiliśmy go zakontraktować. To były bardzo śmieszne pieniądze. Aż trudno uwierzyć, że zawodnicy jeździli za takie stawki, ale to były inne czasy. Pamiętam, jak przyjechał pierwszy raz na pierwszoligowe zawody. Był już po jazdach na Węgrzech i mówił, że nie potrzebuje treningów, ale chciałby się jednak przejechać na naszym torze. Taki trening mu zorganizowałem. Leżał podczas niego ze trzy albo cztery razy. Byłem przerażony jego dyspozycją na początku sezonu, bo nie była ona taka, jakiej byśmy oczekiwali. Wydawało się, że wzięliśmy kota w worku - opowiadał Chomski.

Potem było już jednak zdecydowanie lepiej. - Jego pierwszy występ okazał się bardzo obiecujący, bo zdobył chyba z 10 punktów. Pamiętam, że jeździł bardzo bojowo, ostro i skutecznie. Jakiś czas później został u nas powołany na wszystkie mecze. Zapamiętałem go bardzo pozytywnie podczas meczu wyjazdowego w Tarnowie, gdzie wygrywał biegi z ogromną przewagą. Nie wiedzieliśmy, gdzie tkwi tego przyczyna. Ten mecz wygraliśmy na bardzo twardym torze. Po spotkaniu zdradził nam tajemnicę. W Polsce na takich przełożeniach się nie jeździło. Szablonowo były 18-stki z przodu i ewentualnie kombinowało się z tyłu. Nic więcej - kontynuował szkoleniowiec.

Węgra zapamiętano w Gorzowie bardzo pozytywnie. - On jeździł całkiem inaczej. Nie krył tego, był bardzo otwarty. Podczas jazdy skupiony, ale po zawodach rozmowny, kontaktowy. Typowy madziar, huzar węgierski, jak to się nieraz w filmach ogląda. Z temperamentem. Był taki, jak charakteryzowano wówczas Węgrów - z wąsikiem, długie włosy i elegancko ubrany, a na torze w białym kombinezonie. Same pozytywy - zdradził Stanisław Chomski. - Bardzo mile go wspominam - dodał Synowiec.

Antal Kocso w liczbach:

SezonMeczePunktyBonusyŚrednia bieg.
1991 9 92 3 2,065
1992 11 116 7 2,321
1993 8 100 3 2,512

Węgier przede wszystkim wprowadził powiew profesjonalizmu do dopiero raczkującej w kapitalistycznych realiach Stali, gdzie sprzęt był zwykle klubowy. - On nie potrzebował pomocy klubu, w ogóle nikogo. Przyjeżdżał i sam się obsługiwał. Pomagała mu tylko żona. Nie obciążał nas niczym, nie zawracał głowy. Raz tylko mu się zdarzyło, że nie dojechał do Leszna na mecz ligowy, bo śnieżyca go po drodze zatrzymała. Na granicy polsko-czeskiej były potężne zamiecie, zaspy. Przyjechał w trakcie meczu i nie mógł wystartować. Tak drzewiej bywało - wspomina były prezes.

- Węgrzy byli pół kroku przed nami. Kocso czerpał wzory z najlepszych. Nie szczędził też pieniędzy. Wyróżniał się w logistyce i organizacji pracy. Żona zawsze z nim była, na każdym treningu i zawodach. Pomagała mu w czyszczeniu sprzętu, konserwacji, ale zawsze była w cieniu. Nigdy nie pchała się do przodu - uzupełnia trener.

Kocso do Gorzowa wracał także po skończeniu swojej przygody jako zawodnik miejscowego klubu. - Spotkaliśmy się po wielu latach w Miszkolcu, gdzie byłem z kadrą na jakichś eliminacjach mistrzostw świata. Troszkę siwych włosów już mu się pokazało, ale on mnie poznał, ja jego i serdecznie się przywitaliśmy. Wymieniliśmy parę zdań. Później był u nas bodajże na 60-leciu klubu i na Memoriale Jancarza. Fajne wspomnienia - przypomina Chomski.

Wyścig, z którego najbardziej zapamiętano aktualnie już 58-latka, miał miejsce w derbowym starciu w Zielonej Górze. W czternastej odsłonie spotkania atak Węgra zdecydował o wygranej gorzowian 4:2, co pozwoliło im też już cieszyć się ze zwycięstwa w całym pojedynku. - Pokazywał duże serce do walki. Każdy gorzowianin, a wtedy było ich dużo na stadionie w Zielonej Górze, w tym ja sam osobiście, pamięta mecz z Falubazem, wtedy Morawskim. Wiadomo, że to spotkanie na szczycie. Pokazywano to w lokalnych telewizjach. Na ostatnim łuku Antal Kocso pojechał po bandzie jak w beczce śmierci, wyprzedził wszystkich i wygrał. Najpierw stadion zamarł, a potem gorzowski sektor zawył ze szczęścia. Myślę, że to był taki najbardziej popisowy bieg w historii startów Antala w Stali, nie zapominając o tym, że on w wielu meczach dawał z siebie wszystko - zauważył Jerzy Synowiec.

- To była jego popisowa akcja. Mecz był bardzo wyrównany. Zielonogórzanie występowali wtedy z Jimmym Nilsenem w składzie, bardzo mocnym zawodnikiem. Do tego Andrzej Huszcza. Kocso tak się napędził, że przy bramie wjazdowej do parkingu wcisnął się między płot i Andrzeja. W pewnym momencie był tylko tuman kurzu, zafalowało i pojawił się kolor kasku gości przed Andrzejem. To coś, co zapadło mi bardzo mocno w pamięci. Tę akcję można porównać do tej Emila Sajfutdinowa z Częstochowy - przyznał Stanisław Chomski.

ZOBACZ akcję Emila Sajfutdinowa w Częstochowie -->>

Czy w którymś z obecnych zawodników można odnaleźć pierwiastek Antala Kocso? Jak się okazuje, gorzowianie daleko szukać nie muszą. - Stylowo nie jeździł ładnie dla oka i tak że ktoś się zachwycał jego sylwetką, ale bardzo skutecznie i widowiskowo. To był zawodnik, który nie odpuszczał. Można porównać go do Bartka Zmarzlika pod względem determinacji. Zawsze do samego końca. Może gdyby trafił na lepszy grunt, miał dostęp do lepszego sprzętu, to może więcej by zwojował - stwierdził szkoleniowiec Stali.

Po trzech sezonach węgierski zawodnik pożegnał się z gorzowskim klubem, a niedługo potem z polską ligą w ogóle. - On odszedł z Gorzowa, bo mu we łbie chyba Lublin namieszał. To się niedobrze skończyło, bo miał wypadek i właściwie z polską ligą się pożegnał. Tak bywa. Ważne, że mamy z nim piękne wspomnienia. Kiedyś jeszcze, przy jakiejś okazji rocznicowej, trzeba będzie paru zawodników zaprosić i Kocso na pewno będzie w tym gronie - zapewnił Synowiec.

Antal Kocso to też m.in. trzykrotny medalista indywidualnych mistrzostw Węgier (dwukrotnie srebrny, raz brązowy). Dwa razy był uczestnikiem finału Indywidualnych Mistrzostw Świata, gdzie jego najlepszym dokonaniem było 9. miejsce w 1988 roku w Vojens. Ze Stalą w 1992 roku został wicemistrzem Polski.

Czytaj również:
- Były prezes Stali Gorzów: Trzymam kciuki za klub
Grigorij Łaguta: Kubera? To tylko trzy mecze, a nie pół sezonu. Karion kupił ode mnie busa i dwie ramy [WYWIAD]

Źródło artykułu: