Żużel. Sławomir Drabik o życiu poza sezonem, wielbłądach, dreszczach w Warszawie i Włókniarzu [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Sławomir Drabik
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Sławomir Drabik

Gdy Sławomir Drabik sięgał po swoje największe sukcesy, zawsze towarzyszyły mu biało-zielone, klubowe flagi Włókniarza Częstochowa oraz tłum sympatyzujących mu ludzi. - W Warszawie przeszli samych siebie. Miałem dreszcze - wspomina.

Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Pamiętam jak rozmawialiśmy na wiosnę, gdy u nas w kraju zaczynała się epidemia koronawirusa. Wyrażałeś wtedy obawy czy sezon w ogóle ruszy. Rozgrywki przeprowadzono. To chyba spory sukces.

Sławomir Drabik, były żużlowiec, wychowanek Włókniarza Częstochowa: Na pewno tak. Rozmawialiśmy, że wszystko stoi pod znakiem zapytania. Fajnie, że liga ruszyła. Duńczycy tego nie zrobili, Anglicy również oraz większość pozostałych krajów, a Szwedzi ruszyli z opóźnieniem. Może nie będziemy się kłaniać, ale na pewno trzeba oddać szacunek PGE Ekstralidze, bo bez nich żużla mogło w tym roku nie być.

A myślisz, że gdyby Ekstraliga w tym roku nie ruszyła to byłby tak duży cios dla dyscypliny, że mogłaby się nie podnieść? Czy to zbyt górnolotne rozważania?

Nie wiem, ale wiem, że trzeba dążyć do tego, by kibice wrócili na trybuny. Bez względu na to czy to piłka nożna czy żużel, brak kibiców to niesamowite straty finansowe dla klubów.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: "giętki Duzers" - żużlowa nauka jazdy

Jako były zawodnik i osoba, która regularnie była w tym roku w parku maszyn, jakie masz osobiste odczucia, gdy zawody rozgrywano bez udziału publiczności?

To wygląda bardziej tak, jakbyś się wybrał na trening, a nie mecz. Gdy już się skupisz na ściganiu, wówczas okej, ale wcześniej brak oprawy jest zauważalny, a to robi całą robotę. To tak jakby się wybrać do sadu sąsiada, aby coś ukraść, ale nikt by cię nie gonił. Co to za przeżycie?

Pytam o to dlatego, że zawodnicy często podkreślają, że kibice to dodatkowy zawodnik w zespole. Tak jest naprawdę, że fani pomagają czy to czysta kurtuazja?

Oczywiście, że od kibiców czuć moc. Najbardziej odczułem to na finale Indywidualnych Mistrzostw Polski w Warszawie w 1996 (Drabik zdobył złoty medal - dop. red.). Tam kibice z Częstochowy rządzili. Nie ukrywam, że ciarki po plecach mnie przeszły na prezentacji. To daje kopa, na pewno. Chyba, że ktoś inaczej do tego podchodzi, mniej emocjonalnie, ma inny charakter czy nie wiem, stopery w uszach.

Wspominasz Warszawę, za to w Pradze podczas Grand Prix w 1997 Czesi pytali, które państwo ma biało-zielone barwy.

Zgadza się, jednak w Warszawie naprawdę czułem ten kontakt. Tam Częstochowa przejęła jeńców. Kibice Włókniarza rządzili. Tamta prezentacja przed początkiem zawodów zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jak już wspomniałem, miałem dreszcze. I teraz warto sobie odpowiedzieć na zaje***cie ważne pytanie: jak tu nie wypaść słabo? Ci ludzie przecież tyle kilometrów przejechali.

Czułeś, że nie możesz ich zawieść?

Głupio byłoby być szesnastym, ale zawsze jedzie się na tyle, na ile w danym momencie cię stać. To zależne nie tylko od formy zawodnika, ale też sprzętu. Wiele rzeczy składa się na dobre wyniki. Cieszę się, że wtedy w Warszawie wszystko zagrało, bo atmosfera stworzona przez kibiców z Częstochowy była niesamowita. Dlatego jeśli pytasz, czy kibice mają znaczenie, to dla mnie bez wątpienia tak. Tym bardziej ci z Częstochowy. Jest power, aż człowieka z kevlaru wyrywa.

A gdy jesteś w trakcie wyścigu, słyszysz reakcję publiczności? Może to pytanie z gatunku laickich, ale wydaje mi się, że rzadko zadawane.

W czasie jazdy czy podczas startu raczej nie jesteś w stanie nic usłyszeć. Z Częstochowy zapamiętałem jednak pewien obrazek. Zapala się zielone światło i wszyscy kibice wstają z miejsc. To było zauważalne, ciężko było od tego uciec, a trzeba było, bo należało się skupić na dobrym starcie. Tymczasem spoglądasz na zielone światło, a w tle "wojsko" stoi.

Żużel zmienił się ze względu na pandemię, ale on i tak się nieustannie zmienia choćby poprzez wprowadzanie nowinek technicznych. W tym roku pojawiły się np. limitery.

Tak na szybko odpowiadając, to według mnie trochę szalony pomysł. Ja np. nie startowałem z gazem odkręconym na ful, bardziej oszczędzałem fury, jednak mimo to starałem się bardziej dokręcać niż opierać manetkę. Do końca nie wiem co autor miał na myśli. Pewnie chodziło o oszczędności. Jednak podejrzewam, że wiele się nie zmieniło, bo większość zawodników mocno operuje manetką gazu na starcie. Z drugiej strony nie miałem okazji przejechać się na tym urządzeniu i nie wiem jak to w praktyce wygląda.

Co natomiast powiesz o procedurze startowej, dopatrywaniu się mikroruchów? 

Tu trafiłeś w sedno. Wyolbrzymiając, sędzia "rozkminia" jedną sytuację 15 minut, ogląda ją z różnych kamer, to wszystko trwa, przeciąga się i jest po prostu słabe. Przecież dzisiaj mamy taką technologię, że jesteś w stanie z dokładnością grubości włosa określić kto wygrał, a kto przyjechał drugi. To samo tyczy się startów. Jest facet z Włoch, który te tematy rozwiązał. Zresztą testował to podczas treningu w Częstochowie. Jeśli chodzi o start, przecież w lekkiej atletyce w biegu na np. 100 metrów od razu sędziowie wiedzą, kto dopuścił się falstartu. W żużlu można zrobić to samo, sędziemu od razu wyświetlałoby się nazwisko czy kolor kasku winnego. Oczywiście taka technologia kosztuje, ale mam wrażenie, że Ekstralidze na tym nie zależy.

Dlaczego tak sądzisz?

Były jakieś podejścia, mieli to testować...

Ale sprawę miała utrudnić pandemia koronawirusa.

Mogę się tylko zaśmiać. Dla mnie to jakaś ściema. Bardziej mi się wydaje, że jest studio telewizyjne i chcą sobie podyskutować. Ekstraliga jest na tak wysokim poziomie, że wystarczy wprowadzić przygotowane już rozwiązania. Gość z Włoch, o którym wspomniałem, pokazywał mi filmiki, na których były wyścigi wielbłądów. Pomiar jest tak dokładny, że jesteś w stanie stwierdzić, który wygrał o włos na brodzie. Nie mówię już o Formule 1. Wszystko jest do ogarnięcia, ale trzeba chcieć.

Kwestia torów. Chyba ty mi opowiadałeś, że za twoich czasów szeroka w Częstochowie była dla ciebie i Joe Screena, a krawężnik dla Janusza Stachyry. Środek mało co funkcjonował. Teraz już by to nie przeszło.

Wtedy była inna geometria i nawierzchnia toru w Częstochowie. On sam z siebie się taki robił. Dzisiaj to, że dbamy o przygotowanie torów, nie jest złe, bo są dzięki temu bardziej bezpieczne. Kiedyś była moda na mocne bronowanie i zabijano ten sport. Kogo interesuje jazda gęsiego, albo taka, że wyczynem jest sam dojazd do flagi w szachownicę? Mimo to kluby się na takie rozwiązania decydowały. Dziś przy porządnie przygotowanym torze oglądamy ściganie, a o to w tym sporcie chodzi.

Zmienia się też regulamin. W tym roku wprowadzono przepis o "gościu"...

Który był niedopracowany. Była taka furtka i niektóre kluby z tego skorzystały. Uważam jednak, że nie ma już sensu tego rozgrzebywać.

To idźmy dalej w nowe przepisy. Zawodnik do 24. roku życia. Twoje zdanie?

Zobaczymy jak to rozwiązanie sprawdzi się w życiu, ale czy ja wiem, czy to dobry pomysł? Trzeba się sporo wysilić, by odpowiedniego zawodnika znaleźć, bo to nie może być gościu na tzw. kevlar. Osobiście bym tego nie wprowadzał. Mamy szkolić Duńczyków, Szwedów, Anglików? Zastanawiam się jaki jest kierunek tego zamysłu. Uważam, że za słabiej spisującego się seniora lepiej wstawić juniora.

Jest taki argument, że należy wspomóc inne nacje, bo w końcu Polska zostanie sama na żużlowej mapie. 

A czy w poprzednich czasach ktoś nam rękę podał? Sytuacja się odwróciła. Kiedyś liga angielska była numerem jeden. Czy oni się Polakami przejmowali? Nie piłujmy jednak tego, bo szkoda na to prądu.

Drużyna Eltrox Włókniarza Częstochowa przed sezonem mieniła się jako ta, która może zrzucić z mistrzowskiego tronu Fogo Unię Leszno. Wielu ekspertów tak uważało, media również. Tymczasem nie było nawet fazy play-off. Wiadomo, że po drodze był ten nieszczęsny walkower, ale wydaje mi się, że liga była też mocno wyrównana. Motorowi Lublin także zabrakło jednego punktu.

Tak jak powiedziałeś, Włókniarz rzeczywiście miał skład, który spokojnie mógł jechać o medal, nawet o złoty. Pokazywały to spotkania wyjazdowe. Uciekły nam jednak chyba trzy mecze u siebie i to według mnie zaważyło, że wylądowaliśmy poza pierwszą czwórką. Szkoda, bo ta ekipa mogła osiągnąć wiele.

Jednak na polu juniorskim szło Włókniarzowi całkiem nieźle, w czym miałeś swój udział. Możesz się teraz pochwalić.

Wiadomo, jak to teraz jest z młodzieżą. Coraz mniej się jej garnie do tego sportu. Kiedyś w Zielonej Górze czy Lesznie, gdy był zapis do szkółki, pojawiało się 40 chłopaków. Dziś jak przyjdzie w porywach pięciu to jest sukces. Poza tym, gdy pojawia się chłopak w wieku 15-16 lat i waży 85 kg, no to... ciężko jest.

Tym bardziej teraz, gdy ta waga ma bardzo duże znaczenie...

Zawsze miała. Żużlowiec powinien być jak dżokej. Niestety, nadmiar kilogramów eliminuje. Wystarczy spojrzeć na Leona Madsena. On nawet jak się pomyli z przełożeniami to i tak jest w stanie przyjechać z przodu, bo jest leciutki. Waga miała i ma duże znaczenie.

Mariusz Staszewski, trener ostrowskiej Ostrovii, zdradził niedawno, że ciągnęło go na tor i przejechał kilka kółek na treningu (zobacz całość ->>). Co prawda od twojego zakończenia kariery już trochę lat minęło, ale czy nie miałeś albo nie masz ochoty dla czystej frajdy się przejechać?

Jakbym policzył ile w życiu zrobiłem na torze kilometrów podczas treningów czy zawodów, to myślę, że otrzymalibyśmy pokaźną liczbę. Z drugiej strony nie zniechęciłem się i powiem ci, że gdy oglądam minitor to jeszcze mnie to kręci. Mógłbym się przebrać i na takim torze pojeździć. Jednak podkreślam: na mini, na dużym torze nie. Choć miałem podczas treningu taką sytuację, gdzie po raz chyba 50. tłumaczyłem chłopakowi jaki ruch powinien wykonać na motocyklu. On mi na to, że w porządku, a cały czas tego nie robił. Wreszcie go zatrzymałem i zaproponowałem, aby zszedł z motocykla, a ja mu pokażę, jak to ma wyglądać. No i tak jak stałem, bez kasku, w jeansach, zrobiłem wejście w łuk na pełnym gazie. Już mnie kusiło, by pojechać dalej i wjechać w następny wiraż, ale na szczęście zapaliła mi się w głowie czerwona lampka, że może się to źle skończyć.

Uściślając - ta sytuacja miała miejsce na dużym torze?

Tak. Wracając jednak do poprzedniej myśli, gdy widzę fajny minitor to chętnie bym jeszcze parę kółek zrobił.

Odejdźmy na moment od żużla. Zdradzisz czym się zajmujesz teraz na co dzień, poza sezonem?

A w firmie BT Sport rozmontowuję maszyny. Robię wszystko, by tę firmę położyć. Pracuję tam razem z Jackiem Filipem, który zgarnia wszystkie firmowe nagrody. Dla mnie nic nie zostaje. Nawet firma się zastanawia czy mu nowej hali nie otworzyć, bo ma tyle pomysłów, że obecna przestrzeń jest dla niego niewystarczająca.

Nie każdy były zawodnik utrzymuje dobrą formę fizyczną. Ty z tym nie masz problemów. Rozumiem, że to zasługa whisky.

Haha, "łycha" jest u mnie napojem rzadkim. Bardziej wino, czerwone... albo białe.

A tak na poważnie. Co robisz, że trzymasz sportową sylwetkę? Czy nic nie robisz i jesteś tak po prostu usposobiony, nie wiem, genetycznie?

Przyznaję, że moja waga cały czas utrzymuje się na podobnym poziomie. Coś tam ćwiczę, bo po tylu "dzwonach", które przeżyłem w przeciwnym razie plecy nie dawałyby mi spokoju.

Jakbyś ocenił odmłodzony skład Włókniarza na tle rywali?

Skład to jedno, ale najważniejsze jest trafienie z dyspozycją zawodnika oraz sprzętem. Jak chłopaki dogadają się z furami, a wiem, że się dobrze przygotują, to powinno być nieźle.

Z okazji zbliżającego się nowego roku wypada chyba tylko życzyć wszystkim, by pandemia odpuściła i kibice znów mogli na całego cieszyć się żużlem.

Tak jak rozmawialiśmy, bez kibiców jest ponuro. Nawet jakbyś gołą choinkę postawił to lepiej wygląda od pustych trybun.

Czytaj również:
-> Piotr Pawlicki opowiada o powrocie do kadry

Źródło artykułu: