Obecnie żaden z kibiców Orła nie wyobraża sobie drużyny bez Aleksandra Łoktajewa. Rosjanin ma za sobą świetny sezon w eWinner 1. Lidze. W 11 meczach wykręcił średnią biegopunktową 2,111. Lepiej w barwach łódzkiej ekipy spisywał się tylko Rohan Tungate. Tak znakomite występy Łoktajewa nie były jednak wcale oczywiste, bo rok wcześniej zawodnik spisywał się bardzo przeciętnie w barwach Arged Malesa TŻ Ostrovii, gdzie był najsłabszym z piątki seniorów. Również dwa wcześniejsze sezony w Łodzi nie były najlepsze.
- Do Ostrowa odszedł, bo chciał coś zmienić. Nie było tam jednak żadnych niezdrowych emocji z obu stron. Później chciał wrócić i sam wykonał pierwszy ruch. Zadzwonił do mnie i spytał, czy znajdzie się dla niego miejsce. To wszystko działo się w momencie, kiedy mieliśmy już skompletowaną drużynę. Ja wyraziłem zgodę. Nikt nawet o tym nie wiedział - mówi nam Witold Skrzydlewski.
Powrót Łoktajewa był wtedy zaskoczeniem nie tylko dla kibiców Orła, ale nawet dla trenera Lecha Kędziory. Doświadczony szkoleniowiec o angażu Rosjanina dowiedział się tuż przed konferencją prasową, na której doszło do prezentacji składu. Dodajmy, że Skrzydlewski był początkowo krytykowany przez wiele osób, że postawił na Łoktajewa i znowu zbudował szerszą kadrę. Później takie komentarze szybko zniknęły, bo Łoktajew zaczął jechać jak z nut. Okazało się, że szef łódzkiego klubu znowu miał nosa.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
Rosjanin to zawodnik, który jest przez Skrzydlewskiego traktowany szczególnie. Nie przez przypadek główny sponsor Orła mówi, że obok Zdenka Simoty i Freddie Erikssona to jeden z trzech obcokrajowców, którzy jego zdaniem w historii łódzkiego klubu zajmują miejsce szczególne. Skrzydlewski praktycznie nigdy nie krytykuje publicznie 27-latka. Tak było nawet po wyjazdowym meczu z Abramczyk Polonią Bydgoszcz, kiedy Łoktajew otrzymał czerwoną kartkę za atak na Davida Bellego. Osłabiony Orzeł przegrał to spotkanie, ale Skrzydlewski bronił zawodnika i mówił o błędzie arbitra.
- Darzę go wielką sympatią, bo to zawodnik, który ma honor, a to dla mnie szalenie ważne. Jeśli Sasza się na coś umawia, to dotrzymuje słowa. Dla niego pieniądze nie są rzeczą najważniejszą - przyznaje Skrzydlewski.
Łoktajew pierwszy raz do Orła trafił przed sezonem 2017. Wtedy jego kariera znajdowała się na dużym zakręcie. Rosjanin wracał do żużla po wpadce dopingowej. Okazuje się, że to wydarzenie w pewnym sensie pomogło mu w transferze do Łodzi.
- Bardzo lubię robić wiele rzeczy na przekór ludziom. Nie ukrywam, że mam satysfakcję, kiedy ktoś znajduje się na życiowym zakręcie i wychodzi u mnie na prostą. Taką samą zasadę stosuje także w firmie. Zatrudniam naprawdę wielu ludzi po przejściach. Później jest mi miło, kiedy okazuje się, że było warto. Nie jest jednak tak, że taka misja zawsze mi się udaje. Czasami można dostać po uszach, ale skuteczność mam niezłą. Z tych samych powodów zaproponowałem Łoktajewowi kontrakt - przyznaje Skrzydlewski. Dodajmy jednak, że były zawodnik Falubazu miał również argumenty sportowe, bo po zakończeniu rozgrywek ligowych w sezonie 2016 pokazał się z bardzo dobrej strony podczas organizowanego przez Orła Speedway Show.
Skrzydlewski wierzy, że Łoktajew będzie jedną z tych osób, która stanie u niego na nogi. Mówi, że przed zawodnikiem rok prawdy. - Wydaje mi się, że wiele zależy od przyszłego sezonu. Jeśli w 2021 roku powtórzy formę z ubiegłych rozgrywek, to jest szansa, że się w jego przypadku nie pomyliłem - podsumowuje główny sponsor Orła.
Zobacz także:
Na żużel jak do Capitolu
Niesamowity żużel Kildemanda