- Pod koniec ubiegłego sezonu rozgorzała dyskusja na temat najdłuższych zawodów żużlowych w historii, zainicjowana przez dziennikarza telewizji nSport+ Macieja Noskowicza. Osoby ze środowiska oraz kibice zaczęli wspominać tego typu imprezy. Jednym z najczęściej podawanych przykładów był turniej Grand Prix Polski rozegrany we Wrocławiu w 1997 roku. Zawody rozpoczęły się ze sporym opóźnieniem w sobotę 30 sierpnia, a kończyły po północy dnia następnego - mówi Artur Małecki, pasjonat żużla, który zajmuje się od lat historią tego sportu.
Ostrowianin wskazuje na ciekawą historię z odległych czasów, kiedy to mecz ligowy trwał od niedzieli do poniedziałku. - Przypominała mi się mało znana historia meczu rozegranego 11 maja 1958 roku w Lublinie. W ramach VI rundy Drużynowych Mistrzostw III Ligi miejscowy LPŻ podejmował rezerwy Sparty Wrocław. Spotkanie zapoczątkowane zostało w niedzielę o godzinie 15:00. Z powodu ulewnego deszczu zostało przerwane po czterech wyścigach przy stanie 18:5 dla gospodarzy. Sędzia zawodów Pietucha podjął decyzję o wznowieniu pojedynku dnia następnego. I tak też się stało. Osiem dalszych wyścigów przyniosło zdecydowane zwycięstwo lublinianom. A mecz jako jeden z najdłuższych przeszedł do historii - wspomina Małecki.
Na dowód tego możemy sięgnąć do wycinków prasowych z "Kuriera Lubelskiego", w którym czytamy o powodach przerwania meczu i dokończenia go następnego dnia. "Woda musi zostać wypompowana, gdyż na podmokłym terenie nie zdąży ona wsiąknąć. Kierownictwo klubu bardzo przeprasza publiczność za przerwanie meczu, które jak wiadomo nastąpiło z powodu deszczu. Jutro wszystkie bramy będą otwarte. Wstęp wolny zarówno dla tych, którzy posiadają wczorajsze bilety, jak i tych widzów, którzy bilety zgubili lub zniszczyli" - donosiła lokalna prasa sprzed ponad 60 lat.
Zobacz także: Krużyński uważa, że warto czekać na kibiców
Zobacz także: Wracał na tor po koszmarnych urazach, bo bardzo kochał żużel
ZOBACZ WIDEO Żużel. Gollob i Hancock byli ikonami, w które wcielał się gdy grał na komputerze