Jeszcze kilka lat temu sponsor tytularny w nazwie zespołu wywoływał oburzenie wśród kibiców, dla których był to cios w tradycję i historię klubu. Zwłaszcza jeśli decydowano się nie tylko zmieniać nazwę ekipy, ale też barwy klubowe. Ci najbardziej zagorzali nie potrafili i w sporej części nadal nie potrafią zrozumieć, że czasy się zmieniły i bez partnera tytularnego czasem ciężko o konkurencyjny skład.
Dość powiedzieć, że w PGE Ekstraliga obecnie niemal każdy klub posiada partnera tytularnego. Dożyliśmy czasów, w których bardziej dziwi jego brak.
Wydaje się, że wśród samych fanów akceptacja na umieszczanie firm w nazwach drużyn jest większa niż jeszcze na początku XXI wieku. Zależy to jednak od dyscypliny. W żużlu czy siatkówce zjawisko stało się normą. Broni się jeszcze piłka nożna, gdzie tradycja i wartość klubu są ponad tym. Albo inaczej, nie ma sponsorów, którzy byliby gotowi zapłacić tak grube miliony za pojawienie się w nazwie Legii Warszawa czy Lecha Poznań.
ZOBACZ WIDEO Matej Zagar gościem "Żużlowej Rozmowy". Obejrzyj cały odcinek!
W żużlu GKSŻ postanowiła uregulować tę palącą kwestię. Od sezonu 2021 nazwa drużyny w eWinner 1. Lidze oraz 2. Lidze Żużlowej może składać się maksymalnie z dwóch członów oraz miasta. To bez wątpienia reakcja na to, co wyczyniali działacze z Gniezna, którzy w zeszłym roku przystąpili do rozgrywek jako Car Gwarant Kapi Meble Budex Start.
Wydaje się, że w pierwszej stolicy Polski przekroczyli granicę, po której centrala musiała zareagować. Lata temu niektórych dziwił jeden sponsor w nazwie, teraz już tak nie jest. Teraz dziwi dwóch czy trzech darczyńców w tytule, ale kto wie, czy za chwilę nie stałoby się to normą.
Istotą sponsoringu tytularnego jest to, aby firma znajdująca się w nazwie klubu płaciła za to odpowiednio wysoką kwotę. Działacze żużlowi prowadzili jednak do zjawiska deflacji. Skoro nie potrafili zgarnąć od darczyńcy np. 0,5 mln zł, to na partnerów tytularnych wybierali firmy płacące część tej kwoty. Finalnie dawało to podobny zastrzyk gotówki do klubowej kasy. Efekt był jednak taki, że ubywało przedsiębiorstw chcących wyłożyć naprawdę konkretne sumy na ten rodzaj współpracy.
Pod tym względem brawa należą się Krzysztofowi Mrozkowi. Prezes ROW-u Rybnik wielokrotnie pytany o sponsora tytularnego powtarzał, że nie będzie umieszczać w nazwie firmy, która oferuje ledwie kilkadziesiąt tysięcy złotych, że marka ROW-u jest zbyt cenna, że stosowny człon pojawi się w nazwie dopiero w momencie otrzymania odpowiedniej oferty. Podobną zasadą powinni kierować się inni działacze.
W tej całej dyskusji należy też wrzucić kamyczek do ogródka firm, które godzą się na to, by funkcjonować w nazwach klubów wraz z innymi podmiotami. Wartość ekwiwalentu reklamowego w takiej sytuacji spada bowiem znacząco. Czy przeciętny kibic był w ogóle w stanie wymienić poprawnie nazwę drużyny z Gniezna w sezonie 2020?
Nawet redakcje miały problem z Car Gwarant Kapi Meble Budex Startem Gniezno, bo przecież tytuły artykułów nie są z gumy i w wielu przypadkach nie dało się wymienić całego członu w nagłówkach. Dlatego dobrze, że GKSŻ ukróciła takie praktyki, bo mogło być tylko gorzej. Znając żużel, wcześniej czy później klubów z kilkoma sponsorami w nazwie byłoby więcej.
Czytaj także:
W poniedziałek rozprawa Maksyma Drabika
Karolina Jędrzejak wspomina męża