Żużel. Mecz, który przeszedł do historii. Cud w Lublinie stał się faktem

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Radość zawodników Motoru Lublin
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Radość zawodników Motoru Lublin

14 punktów straty do odrobienia, mecz pełen dramatyzmu, a na koniec łzy radości wymieszane z rozpaczą rywali. W 2018 roku Motor Lublin dokonał cudu i w niezwykłych okolicznościach awansował do PGE Ekstraligi.

Historia lubelskiego żużla pełna jest wzlotów i upadków. Jednym z gorszych okresów był 2015 rok. KMŻ Motor ścigał się wtedy w rozgrywkach II-ligowych. Po trzecim miejscu w rundzie zasadniczej klub przystąpił do półfinału z Polonią Piła. Zamiast ścigania, przy Al. Zygmuntowskich był smutek. Walkower za nieregulaminowy tor pozbawił nadziei na korzystny wynik. W rewanżu było 29:61 i okazało się, że to ostatni mecz z udziałem KMŻ-u.

Klub zniknął z żużlowej mapy, a w 2016 roku w Lublinie ligi nie było w ogóle. Powtórzyła się tym samym sytuacja sprzed ośmiu lat, kiedy TŻ-u zabrakło w rozgrywkach. Lublinianie, pod szyldem Speed Car Motor, powrócili w sezonie 2017 i zrobili to w wielkim stylu. Najpierw w dramatycznych okolicznościach przegrali w finale ze Startem Gniezno, aby niedługo później pokonać rzeszowską Stal w dwumeczu barażowym.

Kolejny sezon, już na zapleczu PGE Ekstraligi, był dla Motoru niezwykle udany. Dziesięć wygranych i zwycięstwo w rundzie zasadniczej, pewny triumf w półfinale z Lokomotivem Daugavpils i wreszcie długo wyczekiwany finał z ROW-em Rybnik. W pierwszym meczu było 38:52, mimo to wiara w zespole "Koziołków" wciąż była obecna.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Matej Zagar mówi o minusach wczesnego rozpoczęcia sezonu

Pokazali to chociażby kibice, którzy jeszcze przed pierwszym spotkaniem wykupili wszystkie bilety. Legenda klubu - Marek Kępa, typował wynik 53:37 w meczu rewanżowym. Do składu powrócił Oskar Bober, którego wcześniej zawieszono za bycie pod wpływem alkoholu przed meczem w Gnieźnie.

Zaczęło się nerwowo, od zakwestionowania przez rybnicką stronę stanu toru. - Skoro mamy to same jury, co na meczu półfinałowym z Gnieznem i wtedy pojawiły się zarzuty, że tor nie jest taki sam na całej szerokości, to chcemy tutaj tego samego. Bo ten deszcz dziwnie padał w Lublinie. Tak jakoś bardziej przy krawężniku - mówił przed kamerami Polsatu Sport prezes Krzysztof Mrozek.

W drugim wyścigu pech dopadł gości. Przemysław Giera popełnił błąd, wskutek którego zanotował upadek i doznał złamania kości udowej. Osamotniony Robert Chmiel w całym spotkaniu przywiózł zaledwie jeden punkt, który dostał z urzędu po wypadku klubowego kolegi.

- Spinamy poślady i zap********* - zagrzewał do boju swoich zawodników Krzysztof Mrozek, co uchwyciły kamery Rybnickiego Magazynu Żużlowego. Tymczasem lublinianie systematycznie odrabiali straty. Po ósmym wyścigu było 28:20, a w dwumeczu 66:72. Atmosfera gęstniała. W 11. biegu Joel Kling zakładał Troya Batchelora, co doprowadziło do upadku tej dwójki. Sędzia zarządził powtórkę w komplecie. - Powinien być wykluczony! Ja chyba idę do okulisty! - twierdził Mrozek. Szwed nie był jednak zdolny do dalszej jazdy, więc powtórkę i tak odjechano w trzyosobowym składzie. Gospodarze nie kalkulowali, jechali o zwycięstwo w jak najwyższych rozmiarach.

Dramatyczny przebieg miał wyścig trzynasty. Jadący na prowadzeniu Kacper Woryna zanotował defekt - rybniczanin złapał gumę i zamiast 5:1 na korzyść "Rekinów" zrobiło się 3:3. Przed biegami nominowanymi w dwumeczu był remis. Emocje sięgnęły zenitu. Rozstrzygnięcia nie przyniosła kolejna gonitwa, również zakończona remisem.

Decydujące znaczenie miał bieg 15., w którym od krawężnika ustawili się Andrzej Lebiediew, Andreas Jonsson, Kacper Woryna i Robert Lambert. Najlepiej ze startu ruszył Brytyjczyk i to on pomknął po trzy punkty. Gonił go Lebiediew, ale Łotysz bardziej niż na atakowaniu, musiał skupiać się na obronie przed jadącym na trzecim miejscu Jonssonie. Wynik 4:2 wprawił Lublin w ekstazę, jakiej nie było tam od lat.

Kamery telewizyjne uchwyciły, jak Andrzej Lebiediew ze łzami w oczach roztrzaskał swój kask w parku maszyn. - Naprawdę chciałem awansować z ROW-em do Ekstraligi, przyszedłem tutaj dlatego, aby im pomóc w awansie, miasto żyje żużlem, tym sportem, chciało się dla tych kibiców zrobić coś większego. Po ostatnim wyścigu miałem łzy w oczach - mówił później w rozmowie z naszym portalem.

- Była wiara, ale ważną rolę odegrał również duży spokój. Nie wytwarzaliśmy zbędnego ciśnienia i nie tworzyliśmy atmosfery, że coś musimy. Mieliśmy jeszcze ewentualnie możliwość zostania fachowcami od barażów, ale woleliśmy ten sezon skończyć wcześniej - tłumaczył menadżer Motoru Piotr Więckowski.

Feta w Lublinie trwała jeszcze długo po zakończeniu meczu. Powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej po 24 latach stał się faktem. Żużlowe szaleństwo w Lublinie kontynuowane zostało w kolejnym sezonie, kiedy każde spotkanie obejrzał komplet widzów, a Motor utrzymał się w PGE Ekstralidze. Rok 2020 to z kolei obrazki, które obiegły cały świat - dziesiątki wysięgników z kibicami oglądającymi żużel w czasach pandemii.

Motor Lublin - 53 (91):
9. Dawid Lampart - 8 (3,2,2,1,0)
10. Joel Kling - 2+2 (0,1*,1*,u/ns)
11. Paweł Miesiąc - 10+1 (1,3,2*,1,3)
12. Robert Lambert - 12 (3,1,3,2,3)
13. Andreas Jonsson - 12 (3,3,2,3,1)
14. Oskar Bober - 5+1 (2*,0,3)
15. Wiktor Lampart - 4 (3,1,0)

ROW Rybnik - 37 (89):
1. Troy Batchelor - 10 (2,2,1,1,2,2)
2. Andrij Karpow - 1+1 (1*,0,-,-)
3. Andrzej Lebiediew - 13+1 (2,1*,3,2,3,2)
4. Mateusz Szczepaniak - 3+1 (0,2,0,-,1*)
5. Kacper Woryna - 9 (2,3,3,1,d,0)
6. Robert Chmiel - 1 (1,0,0,0)
7. Przemysław Giera - 0 (u,-,ns)

Czytaj także:
- Marcin Wójcik już rok na bezrobociu. Mówi o Motorze bez Kubery, honorze Kępy i faworycie ligi
Czerwona kartka, nieregulaminowa zmiana i defekt dekady. To był emocjonalny rollercoaster w Częstochowie

Źródło artykułu: