Żużel. Finał DMŚ 1984. Organizacyjny sukces Polaków i porażka pod względem sportowym

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: kibice Unii Leszno
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: kibice Unii Leszno

W 1984 roku Leszno po raz pierwszy zorganizowało imprezę międzynarodową największego kalibru. Do tego miasta zawitał finał Drużynowych Mistrzostw Świata. Wówczas była to jedyna opcja, aby Polska mogła wystąpić wśród najlepszych drużyn globu.

Lata 80. były okresem, w którym polscy żużlowcy zdecydowanie odstawali pod względem sprzętowym od zawodników najsilniejszych nacji. W 1980 roku Polacy jeszcze zdołali we Wrocławiu wywalczyć brąz Drużynowych Mistrzostw Świata. Jednak kolejne trzy lata znajdowali się już poza finałem rywalizacji o mistrzostwo świata. Pogarszające się wyniki naszej drużyny zatrzymała informacja o organizacji w Polsce finału DMŚ. Wybór dość zaskakująco padł na Leszno.

Oprócz tego miasta do miana organizatorów finału były przymierzane Wrocław i Chorzów. Wydawało się, że mają one więcej argumentów, choćby ze względu na duże doświadczenie w organizacji imprez międzynarodowych. Postawiono jednak na świeżość. Wcześniej w Lesznie odbyły się tylko półfinał i finał kontynentalny Indywidualnych Mistrzostw Świata. Dla FIM-u jednak była także ważna pojemność stadionu. Ta w Lesznie wydawała się idealna, bo razem z miejscami siedzącymi i stojącymi wynosiła około 45 tysięcy.

Bilety na miejsca siedzące w liczbie 40 tysięcy rozeszły się błyskawicznie. Każdy kibic speedwaya w Lesznie pragnął zobaczyć na żywo największe gwiazdy. Do wielkiego finału awansowali Duńczycy, Anglicy i Amerykanie. W naszej kadrze doszło do zmian przed ostateczną rywalizacją. Edward Jancarz uległ poważnej kontuzji i zastąpił go Zenon Kasprzak, wracający z rekonwalescencji. Poza nim na tor w naszych barwach wyjechali: Roman Jankowski, Zenon Plech i Leonard Raba. Rezerwowym był Bolesław Proch.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Drużynowy Puchar Świata czy Speedway of Nations? Reprezentanci Polski komentują

Dzień przed zawodami rozegrano trening, który oglądało aż 20 tysięcy widzów. W obecnych czasach przed pandemią, taką widownię z powodu mniejszych pojemności stadionów ciężko było ujrzeć nawet na meczach ligowych czy Grand Prix. Na treningu jednak zawodnicy głównie bawili się jazdą, pokazując swoje olbrzymie umiejętności.

Wśród naszych kibiców panowało przekonanie, że trudno będzie osiągnąć coś wielkiego w rywalizacji ze światowymi potęgami. Mimo wszystko liczono choćby na brązowy medal. Po pierwszych dwóch wyścigach zapowiadało się na to, że Polacy nawiążą z przeciwnikami wyrównaną walkę. Plech przyjechał do mety drugi, a Raba trzeci. Z dorobkiem trzech punktów nasza reprezentacja zajmowała 2. miejsce za Duńczykami.

Kolejne dwa biegi sprowadziły jednak liczną publiczność na ziemię. Kasprzak i Jankowski w kiepskim stylu dojechali do mety na ostatnim miejscu. Niewiele osób chyba jednak spodziewało się, że w dwunastu następnych wyścigach nasi reprezentanci zdobędą tylko pięć punktów. Plech do dorobku drużyny dołożył dwa "oczka", pozostali podstawowi zawodnicy po jednym, a rezerwowy Proch, który startował dwukrotnie, nie dowiózł do mety żadnego punktu.

Polscy żużlowcy dobrze wychodzili ze startu, ale później wszystko nagle się psuło. Rywale odjeżdżali bardzo szybko, nasi zawodnicy zostawali daleko z tyłu. Pojawiły się nawet głosy na trybunach, że trudno coś osiągnąć, jadąc na rowerze. W taki sposób była komentowana ogromna dysproporcja pomiędzy sprzętem Polaków i żużlowców z zachodu.

Sprawę złotego medalu dość szybko rozstrzygnęli na swoją korzyść Duńczycy. Zespół pod wodzą Ole Olsena spisywał się znakomicie i wywalczył 44 punkty na 48 możliwych. Komplet wywalczyli Bo Petersen i Erik Gundersen. Drugie miejsce przypadło Anglii, a trzecie USA. Postawa Amerykanów była lekkim zawodem, bo to oni mieli walczyć z Danią o złoto.

Po turnieju większość ekipy amerykańskiej postanowiła opić smutki i żale w pobliskim Zamku Sułkowskich w Rydzynie, gdzie zakwaterowano zawodników. Następnego dnia wnętrze zamku było zdewastowane, a szkody wyliczono na 94 tysiące złotych. Ostatecznie całość zapłacił Polak Ryszard Lubaczewski, który wówczas mieszkał w Anglii.

Pomimo zawirowań po turnieju i kiepskiego występu Polaków całość organizacyjna wypadła okazale. Trybuny pękały w szwach, ceremonia otwarcia była dostojna, a całe zawody przeprowadzono w spokojnej atmosferze. Leszno było chwalone za organizację turnieju wśród wszystkich działaczy i zawodników.

Wyniki turnieju:

I  Dania - 44 pkt
5. Bo Petersen - 12 (3,3,3,3)
6. Erik Gundersen - 12 (3,3,3,3)
7. Preben Eriksen - 9 (2,3,3,1)
8. Hans Nielsen - 11 (2,3,3,3)
18. Peter Ravn - ns

II Anglia - 24 pkt
13. Chris Morton - 4 (0,1,2,1)
14. Peter Collins - 2 (2,0,0,-)
15. Simon Wigg - 9 (3,2,1,3)
16. Phil Collins - 7 (1,2,2,2)
20. Neil Collins - 2 (2)

III USA - 20 pkt
9. Bobby Schwartz - 2 (1,-,1,-)
10. Shawn Moran - 6 (3,1,1,1)
11. Kelly Moran - 5 (1,2,w,2)
12. Lance King - 5 (0,2,2,1)
19. John Cook - 2 (0,2)

IV Polska - 8 pkt
1. Roman Jankowski - 1 (0,1,0,w)
2. Zenon Kasprzak - 1 (0,-,1,-)
3. Zenon Plech - 4 (2,0,2,d)
4. Leonard Raba - 2 (1,1,0,0)
17. Bolesław Proch - 0 (0,u)

Czytaj także:
Andrzej Wyglenda wspomina swoją karierę. Mówi o debiucie w lidze, trocinach w nawierzchni i Wembley [WYWIAD]
To dopiero początek wielkich imprez w Krośnie?

Komentarze (2)
avatar
Lukim81Pomorskie-Śląskie
7.02.2021
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
We Wrocławiu było znacznie lepiej gdy Polacy w składzie Edward Jancarz,Andrzej Huszcza,Roman Jankowski, Jerzy Rembas stanęli na najniższym stopniu podium ulegając tylko wyspiarzom i jankesom. P Czytaj całość