Debata na temat większej PGE Ekstraligi wraca niczym bumerang. Już teraz wiadomo, że najlepsza liga świata w roku 2022 nadal będzie liczyć osiem drużyn. Co później? Nie wiadomo. Orędowników poszerzenia rozgrywek wśród prezesów nie ma zbyt wielu, bo podnoszą oni argument, że więcej spotkań oznacza więcej wydatków. Klubowe budżety nie są na to gotowe.
W środowisku pojawiła się alternatywa w postaci podwójnej rundy zasadniczej. System dobrze znany chociażby kibicom w Wielkiej Brytanii, gdzie kluby Premiership i Championship dwukrotnie mierzą się z rywalem na własnym torze, dwa razy ruszają też na wyjazdy.
Gdyby wprowadzić taki system przy 8-zespołowej PGE Ekstralidze, runda zasadnicza liczyłaby 28 kolejek. Dużo. W końcu niektórzy przestaliby narzekać, że meczów w trakcie sezonu jest mało. Pasowałoby to też części żużlowców, którzy twierdzą, że po wprowadzeniu ograniczeń przez polskich działaczy, jazda w samej PGE Ekstralidze i ledwie jednym dodatkowym państwie, to za mało. Czy to jednak rozwiązanie, które pomoże dyscyplinie? Śmiem wątpić.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Trzeba podkręcić sprzęty rolnicze podczas zawodów. Maciej Janowski tłumaczy dlaczego
Z 28 kolejek na pewno byłaby zadowolona telewizja, bo zachowanie 8-zespołowego formatu ligi sprawiłoby, że poziom nadal byłby dość wysoki i wyrównany. Czy zadowoleni byliby kibice? Tu już mam pewne wątpliwości. Nieprzypadkowo mówi się, że jednym z problemów brytyjskiego żużla jest przesyt spotkań. Czytaj - gdyby meczów było mniej, to i fanów na trybunach byłoby więcej.
Podwójna runda zasadnicza może wyrządzić więcej krzywd niż pożytku. Kibice mogą zacząć wybierać mecze, na które będą uczęszczać. W takim Gorzowie mogą dojść do wniosku, że skoro już raz widzieli w akcji np. Betard Spartę Wrocław, to po co za 2-3 miesiące ponownie oglądać tych samych zawodników? Zwłaszcza jeśli spotkanie jest dostępne w telewizji.
Chcąc rozwijać żużel, musimy szukać złotego środka. Jestem bliższy idei, że takim byłoby powiększenie elity do 10 zespołów. Największa korzyść z tego płynąca? Promocja dyscypliny w nowych ośrodkach. Na żużlowej mapie Polski mamy kilka I-ligowych klubów, gdzie frekwencja, mimo niższego szczebla rozgrywek, potrafi zbliżać się do 10 tys. To ogromny potencjał, po który warto sięgnąć.
Przed laty tą drogą poszła m.in. siatkarska PlusLiga. Wprawdzie przesadą były rozgrywki składające się z 16 ekip, ale obecny format z 14 drużynami wydaje się być optymalny. Tymczasem jeszcze kilka lat temu kibice nie wyobrażali sobie innego rozwiązania niż 10-zespołowa PlusLiga. Na naszych oczach właśnie powiększa się też piłkarska PKO Ekstraklasa. Wydaje mi się, że żużel nie powinien zostać z tyłu.
Przy większej PGE Ekstralidze pojawia się problem pod tytułem "Co zrobić z 2. Ligą Żużlową?". Rozwiązanie jest jedno. Postawić na szerszą współpracę klubów ekstraligowych z ośrodkami II-ligowymi. To powoli już się dzieje samoczynnie, bo przecież leszczynianie wspierają rawiczan, gorzowianie pomagają poznaniakom, ale może warto się zastanowić nad rozwiązaniem, by każdy zespół ekstraligowy posiadał partnera w 2. LŻ?
To byłaby szansa na to, by żużel funkcjonował w takich ośrodkach jak Kraków, Piła czy Świętochłowice. Równocześnie młodzi zawodnicy mogliby tam podnosić swoje umiejętności.
Czytaj także:
Złote usta Sławomira Drabika
Zmiana, która może zaszkodzić Polsce