Żużel. Jacek Frątczak specjalnie wkłada kij w mrowisko. Ekspert znowu mówi o dopingu technologicznym

- Ja nie wskazuję palcem konkretnego oszusta. Mówię tylko o tym, co się dzieje i jaki to może przynieść efekt. Wkładam w kij w mrowisko, by rozpoczęła się o tym dyskusja. Kontrole techniczne muszą być - mówi Jacek Frątczak o dopingu technologicznym.

Maciej Kmiecik
Maciej Kmiecik
Jacek Frątczak WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Na zdjęciu: Jacek Frątczak
Jacek Frątczak poruszył ostatnio temat dopingu technologicznego i potencjalnych oszustów w sporcie żużlowym. Zwrócił uwagę na problem braku wystarczającej liczby kontroli technicznych w czasach pandemii. Mechanicy bronili się, m.in. stawiając tezy, że przecież kupują od dystrybutorów homologowany sprzęt.

- Nie zgadzam się z argumentem, że jeżeli zawodnik kupuje sprzęt czy części u dystrybutora i ten produkt posiada homologację, to z góry oznacza, że jest to zgodne z regulaminem. Owszem, zawodnik bierze na siebie pełną odpowiedzialność za to, co zakłada do motocykla. Przykład opon Anlas pokazuje, że coś co ma homologację i jest dopuszczone do używania, wcale nie musi oznaczać, że jest zgodne z regulaminem. Są mierniki, które umożliwiają zbadanie poprawności działania cewki. Zawodnik czy jego team jeśli chce spać spokojnie powinien sobie sprawdzić czy ta cewka jest zgodna z regulaminem, bo jeśli przyłapią go na zawodach nie nieregulaminowym sprzęcie, do kogo będzie miał pretensje? - pyta Jacek Frątczak.

- To, o czym ja mówię, niestety oparte jest o konkretnych zawodników ich relacje i zabiegi, które realizowali. To nie jest tak, że ja sobie te historie wymyśliłem. Chodzi mi o to, żeby pokazać, że jeżeli nie ma kontroli technicznych albo z jakiegoś powodu jest ich mało czy wręcz są odwołane administracyjnie, bo tak było w związku z pandemią, to rodzi to pole do nadużyć. Czy jeśli znikną kontrole policji na drogach, to liczba pojazdów niespełniających wymogów i nietrzeźwych kierowców będzie mniejsza czy większa? Żużel to dziedzina życia jak każda więc można budować analogie związane brakiem kontroli technicznych - dodaje Jacek Frątczak.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Trzeba podkręcić sprzęty rolnicze podczas zawodów. Maciej Janowski tłumaczy dlaczego

- Kontrole nie są po to, by łapać oszustów. Kontrole są dla wygranych. Żeby zwycięzca wiedział, że wygrał w sportowej rywalizacji. O to tutaj chodzi. Dla ich poczucia sprawiedliwej wygranej. Jak widzę, że dzisiaj nie ma kontroli, to wiem, co może się dziać na zapleczu. Ja o tym mówię publicznie i nie mam z tym problemu, tak jak miałem odwagę powiedzieć "sprawdzam" na zawodach, kiedy wnosiłem protest techniczny - podkreśla.

- Większość środowiska jest odważna mówić za plecami, a jeśli pojawia się ktoś, kto działa w stu procentach zgodnie z regulaminem - mam tutaj na myśli np. protest - jest skazywany od razu na falę hejtu. Naprawdę mam dziś to tego wszystkiego na tyle duży dystans, że nawet cieszę się, że ten temat się pojawił i prowadzona jest o tym dyskusja - zaznacza nasz rozmówca.

- Dlaczego istnieją WADA i POLADA? Żeby usankcjonować sport w sporcie. Żeby zbudować fundament pod sprawiedliwy wynik sportowy. Żeby dać sportowcom jasny sygnał, że sukces jest wypadkową ich talentu i ciężkiej pracy, a nie oszustwa. Czy to jest doping farmakologiczny czy technologiczny, efekt końcowy ma być taki sam - ma pomóc w zwyciężaniu. Dyrektor POLADA Michał Rynkowski również między wierszami mówi bardzo mądre rzeczy. Kontroli POLADA w zeszłym roku w żużlu było faktycznie mało. Rynkowski jednak zwrócił uwagę, że POLADA w tzw. międzyczasie prowadzi działalność operacyjną. Obserwuje media społecznościowe, fora internetowe, komunikację, to co się ukazuje w mediach. Oni pracują trochę jak policja. Szukają źródeł informacji i celują z kontrolą we właściwą stronę. Nie mówię tutaj tylko o żużlu, ale sporcie generalnie - wyjaśnia Frątczak.

Były żużlowy menedżer sugeruje podobne działania w kontekście kombinowania ze sprzętem. - W dopingu technologicznym tym bardziej trzeba mieć kontrakty w środowisku. Trzeba słuchać, co się mówi i sprawdzać pewne rzeczy. Ten temat w kwestii technologicznych zawsze mnie kręcił, co wiąże się z moim wykształceniem i kontaktami z sektorem naukowym. Powiem tylko tyle, że wszystkie tezy, które swego czasu postawiłem, zostały sprawdzone laboratoryjne i potwierdzone naukowo. Specjalnie wbiłem kij w mrowisko, żeby uzmysłowić ten problem - podkreśla nasz rozmówca.

- Taką działalność operacyjną jak w przypadku dopingu farmakologicznego prowadzi POLADA, tak w kwestii dopingu technologicznego powinien prowadzić dział w PZM czy FIM, żeby wyprzedzać możliwość oszustwa poprzez testowanie - dodaje.

- Ja nie wskazuję palcem konkretnego oszusta. Mówię tylko o tym, co się dzieje i jaki to może przynieść efekt. Najczęściej bywało tak, że testowałem te rozwiązania. Gdybym powiedział chociaż połowę tego, co udało mi się przetestować przez ostatnie 1,5 roku, to włos na głowie się jeży i w mojej ocenie są to tematy nie do wykrycia - podkreśla Frątczak.

- Poruszyłem temat braku kontroli technicznych, żeby włożyć przysłowiowy kij w mrowisko. Muszą być kontrole techniczne. Podam przykłada z czasów, gdy wchodziły do użytkowania nowe tłumiki bez przelotu. Na podstawie różnych informacji "operacyjnych", skonstruowałem z jednym z moich znajomych, który ma poważny zakład ślusarski tłumik. Wzbogaciliśmy go jednak o przelot o jakieś 3 centymetry kwadratowe więcej niż regulaminowe. Po to tylko, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście moja teoria jest właściwa. Daliśmy go do przetestowania na treningu jednemu z zawodników, który kompletnie nie wiedział o tym, że tłumik ma większy przelot. Efekt był naprawdę interesujący w zakresie pracy silnika - podkreśla Frątczak.

- Kiedyś poprosiłem jednego z sędziów podczas kontroli technicznej, aby ten tłumik sprawdził. Tłumik przeszedł kontrolę pozytywnie, ale powiedziałem od razu, że tłumik był przerabiany i w zawodach nie jedzie. W zakresie konstrukcji tego urządzenia wykorzystałem dotychczasowe informacje, które krążyły po rynku. Chwilę później pojawiły się tzw. obowiązkowe przymiary do kalibrowania średnic otworów w przegrodach wewnątrz tłumika - wspomina nasz rozmówca.

W 2020 roku mieliśmy ewidentny dowód na to, że czasami coś co ma homologację, wcale nie musi spełniać regulaminu. - Im mniejszy obszar, gdzie umiejętności zawodnika decydują o sukcesie, a większa jest rola sprzętu, to detale sprawiają, że ktoś wygra, a ktoś przyjedzie do mety ostatni. Opona Anlas pokazała ponad wszelką wątpliwość, jak bardziej miękka guma o kilkanaście procent, potrafi dać efekty. Mimo tego, że produkt ten był homologowany - przypomina Frątczak.

Były menedżer, który obecnie nie pełni w żużlu żadnej roli, zwraca uwagę, dlaczego poruszył temat związany z oszustwami, będącymi de facto dopingiem technologicznym. - W świetle obecnej technologii, gdzie detale decydują o wynikach, szczególnie w sportach motorowych, to zwycięzcą dajmy pełen komfort pracy nad swoim talentem. Tu chodzi o czystą prewencję. Nie znaczy to, że ludzie oszukują permanentnie i wszyscy to robią, być może nikt obecnie i chcemy nie tylko w to wierzyć ale mieć niemal pewność. Chciałem podkreślić, że większość rzeczy, o których mówi się w tym światku za plecami, miałem możliwość sprawdzenia i przetestowania - zaznacza Frątczak.

Nasz rozmówca podkreśla jeszcze jeden ważny aspekt, a mianowicie bezpieczeństwo. - Parametry techniczne i regulamin techniczny w sportach motorowych są po to, żeby było bezpiecznie. Te wszystkie określone normy wymyślono po to, by chronić zawodnika. Silnik został stworzony do jazdy na określonym paliwie, żeby nie wybuchał, opona ma odpowiednią twardość, by pozwalała bezpiecznie na torze zawrócić i nie pęknąć na wejściu w pierwszy łuk, gaźnik ma dostarczać określoną objętość i zawartość mieszanki paliwa i powietrza, a cewka żeby nie powodowała zapalenia instalacji elektrycznej. Przykładów można mnożyć. Tak samo jak pas bezpieczeństwa ma określoną szerokość - zauważa Frątczak.

- Chodzi o to, by nie przerabiać tych rzeczy, które są określone w regulaminie technicznym. Skoro ktoś dopuścił ten sprzęt do użytkowania, to oznacza, że go zbadał w zakresie bezpieczeństwa. Omijanie przepisów technicznych w sportach motorowych jest też braniem ryzyka na siebie. konsekwencjami - podkreśla.

- Jeśli ktoś uważa, że kontrole techniczne są po to, by łapać oszustów, nie rozumie, po co są tak naprawdę przepisy. Po to są normy i regulacje, żeby ich przestrzegać, żeby było bezpieczniej, żeby nie dochodziło do wypadków w wyniku awarii technicznej. To jest kluczowa sprawa w tym wszystkim - kończy Jacek Frątczak.

Zobacz także: Aktualizacja kalendarza PZM
Zobacz także: Żużel utrudnia życie żużlowcom

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy podzielasz tezy Jacka Frątczaka?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×