Mowa tu o Ash's Speedway Museum, znajdującym się w Bathurst, oddalonym o niespełna 3 godziny jazdy samochodem od Sydney. To wyjątkowe miejsce zostało założone przez Asha Suttora, wieloletniego kibica żużlowego z Australii, który obecnie poświęca się poszerzaniu swojej ogromnej kolekcji. Ale wszystko po kolei.
Jakiś kolekcjoner plastronów z Australii
Moja pierwsza styczność z Ashem miała miejsce na początku 2012 roku. Wtedy to na jednym z zagranicznych serwisów aukcyjnych wystawiłem plastron z polskiej imprezy z poprzednich lat. Ostatecznie zwycięską ofertą okazała się ta złożona z... Australii, a konkretniej z Bathurst w Nowej Południowej Walii. Po raz pierwszy musiałem wysłać coś tak daleko, ale finalnie nie stanowiło to żadnego problemu.
Od tamtej pory, co jakiś czas organizowałem Ashowi kilka plastronów i drogą pocztową były dostarczane do Bathurst. O tym, że są one elementami żużlowego muzeum dowiedziałem się jakiś czas później. W ciągu tych 9 lat przez moje ręce przeszło sporo pozycji, które ostatecznie znalazły się na drugim końcu świata, w miejscu na pewno dla nich odpowiednim. Myśli o odwiedzeniu muzeum Asha Suttora w tamtym momencie były absurdalne, żużlowy los wprowadził jednak w życie ten scenariusz kilka lat później.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Bogate zakupy u Patryka Dudka. Żużlowiec Falubazu nie odczuł, żeby zrobiło się taniej
Pierwszy "wypad" na antypody miał miejsce w roku 2015 przy okazji turnieju Speedway Grand Prix oraz finału DMŚJ w Mildurze. Podczas tego wyjazdu spotkałem Asha po raz pierwszy, ale nie w Melbourne, a dzień później na stadionie w Broadford, oddalonym o godzinę jazdy. Wówczas zostałem obdarowany kilkoma gadżetami z logo jego "świątyni". Otrzymałem również swoją koszulkę w odpowiednim rozmiarze.
W Mildurze z kolei przekazałem mu dwa kolejne plastrony do kolekcji, tym razem osobiście. Pomysł na powrót w ciągu kilku następnych lat, zrodził się w mojej głowie już pod koniec tamtego wyjazdu - turnieje finałowe mistrzostw Australii rozgrywane są bowiem w ciągu kilku dni. Przed wylotem obiecałem Ashowi, że jeśli uda mi się zrealizować w kolejnych sezonach plan "mistrzowski", to z całą pewnością będę chciał odwiedzić jego muzeum.
Tragiczna historia Gordona Guasco
Wstępny scenariusz zakładał powrót na Indywidualne Mistrzostwa Australii w styczniu 2018 roku. W połowie poprzedzającego sezonu wycofaliśmy się jednak z jego realizacji, uzgadniając, że spróbujemy w kolejnym. Gdy wiosną ukazał się kalendarz, składający się z pięciu, a nie jak dotychczas czterech finałów, uznaliśmy to za "nagrodę" i decyzja była łatwiejsza. Tym samym wylądowaliśmy w Sydney pod koniec 2018 roku, a ten wypad miał już być zdecydowanie bardziej "objazdowy" niż poprzedni.
Krótko przed wylotem organizatorzy mistrzostw - z powodu dużej liczby zgłoszeń - postanowili rozegrać rundę kwalifikacyjną. Szósta impreza była dla nas kolejnym prezentem, który wymagał tylko kilku korekt logistycznych. Skutkiem tego Sylwester w Sydney musiał być spokojny, ponieważ kolejnego dnia mieliśmy do pokonania ponad 1000 kilometrów (dzień wcześniej niż planowano). Jednym z obowiązkowych punktów do zwiedzenia podczas tej wizyty w Australii było oczywiście muzeum Asha.
Jego samego spotkaliśmy podczas trzech turniejów finałowych - w Underze, Albury i Kurri Kurri. Na tym pierwszym otrzymał ode mnie kolejne plastrony, w tym jeden z nieodżałowanej rywalizacji w Speedway Diamond Cup oraz dodatkowo "diabełek" na motocykl z tej imprezy. W Albury i Kurri Kurri praktycznie większość zawodów oglądaliśmy wspólnie, był zatem czas na krótkie rozmowy. Wizytę w jego "świątyni" zaplanowaliśmy po ostatnim finale, pod sam koniec tej dłuższej podróży do Australii.
W czasie prawie każdych zawodów Ash i jego towarzyszka Margaret przebywali wśród swoich wieloletnich znajomych. I właśnie historia, opowiedziana przez jedną z tych osób, utkwiła w pamięci mocniej. Starsza pani, gdy dowiedziała się, że dzień później mamy odwiedzić muzeum, z dużymi emocjami zaczęła opowiadać historię zawodnika, którego pamiątki mieliśmy zobaczyć na miejscu. Chodziło jej o Gordona Guasco, australijskiego żużlowca, którego karierę brutalnie przerwało zdarzenie na obiekcie Liverpool Speedway, położonym niedaleko Sydney. 8 listopada 1970 roku na tym torze doszło do tragicznego w skutkach wypadku.
Gordon Guasco kładł motocykl, aby nie uderzyć w rywala z przodu, a jednocześnie został potrącony przez zawodnika jadącego z tyłu, co spowodowało u niego liczne urazy głowy. Wskutek tego trafił do szpitala w Sydney, w którym niestety zmarł 8 dni później. Osobą, która opowiadała o tym wypadku była Noelli, jego siostra, przypominając, że wtedy do Australii nie dotarł jeszcze cały jego sprzęt z Wielkiej Brytanii, dlatego startował w niepełnym kasku, który nie osłaniał całej głowy. Kilka dni temu dowiedziałem się, że jej wizyta w Kurri Kurri była pierwszą na żużlu od tamtych tragicznych wydarzeń, zatem od prawie 50 lat, dlatego opowiadanie o tym wywoływało u niej sporo emocji i wzruszeń...
Jazda po torze Mount Panorama i wizyta w "świątyni" Asha
W sobotę Max Fricke został Indywidualnym Mistrzem Australii, a my nocowaliśmy w okolicach Kurri Kurri. Pierwotny plan na niedzielę - ostatni pełny dzień w tym kraju - zakładał oczywiście odwiedziny w muzeum Asha. Wizyta ta miała być jednak poprzedzona przejazdem do Cowry, gdzie również znajduje się tor żużlowy (ostatnio Jack Holder wywalczył na nim mistrzostwo stanu Nowa Południowa Walia).
Z powodu braku czasu przejazd ten został jednak "wykreślony" i ruszyliśmy bezpośrednio do Bathurst. Tam wcześniej skierowano nas na znany tor Mount Panorama, używany w kilku rajdowych grach komputerowych. W czasie, gdy nie ma imprez, pętla toru jest otwarta dla każdego, dlatego udało nam się nawet wykonać na nim jeden przejazd.
Wizyta w muzeum Asha była zaplanowana na godziny popołudniowe. Z gospodarzem obiektu umówiliśmy się na konkretną godzinę, a gdy podjechaliśmy on był już na miejscu. Liczby opisujące to miejsce są imponujące. Całość to 800 metrów kwadratowych, budynek ma około 50 metrów długości i 15 szerokości oraz jest wysoki na sześć metrów. Dodatkowo znajduje się tam antresola o powierzchni 100 metrów kwadratowych. Jest to zatem miejsce, które działa na wyobraźnię i prezentuje się wyjątkowo.
Obecnie w Ash’s Speedway Museum, reklamowanym przed wejściem jako największe takie miejsce na południowej półkuli, znajduje się ok. 1300 plastronów i wiele innych żużlowych pamiątek. Ash ma w swoim posiadaniu sprzęt kilku mistrzów świata oraz trofea wywalczone przez utytułowanych zawodników. Na miejscu trafiliśmy również na kącik poświęcony Gordonowi Guasco, którego tragiczną historię poznaliśmy dzień wcześniej od jego siostry. A jak wygląda bardziej szczegółowo jego kolekcja?
- W muzeum znajduje się ponad 80 motocykli - używanych w zawodach w żużlu klasycznym, longtracku, wyścigach sidecarów, dirtracku oraz te do jazdy na krótkich torach. Z 70 klasycznych motocykli najstarszy to AJS z 1926 roku, a najmłodszy GM z 2018. Posiadam w kolekcji sprzęty Jasona Crumpa, Jasona Doyle'a, Todda Wiltshire'a, Micka Poole'a, Leigh Adamsa, ze starszych Gordona Guasco, Chuma Taylora, Ivana Maugera i innych. Te motocykle to JAP, Eso, Jawa, Weslake, Godden, GM i BSA - mówi Ash Suttor, gospodarz muzeum, zlokalizowanego w Bathurst.
- Dodatkowo posiadam ponad 1300 plastronów z wszystkich krajów, klubów oraz różnych zawodników. W muzeum znajduje się ponad 170 kompletów skór i kevlarów, oszycia motocykli, a dodatkowo tysiące programów, plakaty, zdjęcia, obrazy, wstęgi, czasopisma, czapki, szaliki, proporczyki i trofea, w tym te, które wywalczyli Bluey Wilkinson, Frank Arthur, Lionel Van Praag, Ivan Mauger, Chum Taylor, Shawn Moran, Billy Sanders, John Louis i inni - kontynuuje.
Jakiś czas przed naszą wizytą dowiedziałem się, że w muzeum miały znaleźć się pamiątki i australijskie trofea, wywalczone przez sześciokrotnego czempiona globu, Ivana Maugera, który zmarł w kwietniu 2018 roku. Miejsce, poświęcone temu utytułowanemu Nowozelandczykowi również odnaleźliśmy bez problemu. Mijając kolejne ekspozycje, pojawiały się pamiątki po żużlowcach, startujących zarówno przed wieloma laty, jak i całkiem niedawno.
Co chwilę warto było zatrzymać się przy kolejnych ekspozycjach i zrobić kilka pamiątkowych zdjęć. Pojawiały się klasyczne motocykle oraz te nowsze. Szczególne miejsce miał na naszej trasie również Jason Crump. Ustawiony jest tam jeden z jego motocykli, a nad nim wisi kilka kevlarów. To wszystko uzupełnione jest kilkoma kaskami oraz dodatkowymi pamiątkami.
Jaka była geneza powstania tego wyjątkowego miejsca? - Od małego kochałem żużel. Bluey Wilkinson, Indywidualny Mistrz Świata z roku 1938 był chłopakiem z Bathurst. Mój ojciec sporo mi o nim opowiadał i miał szansę podziwiać go na torze żużlowym w naszym mieście. Gdy dorastałem, oglądałem speedway na różnych torach, zbierając pamiątki. W starszym wieku, po wychowaniu dzieci, postanowiłem zrobić to już na poważnie i zacząłem zbierać plastrony żużlowe - zdradza początki całego projektu Ash.
- Pomyślałem, że spróbuję zdobyć po jednym plastronie z każdego klubu od lat 60. XX wieku i tak się to rozkręciło. Praktycznie każdy zakamarek mojego domu był pełen żużlowych pamiątek, dlatego postanowiłem otworzyć muzeum i pokazać je kibicom. Otwarcie nastąpiło we wrześniu 2011 i działa od tamtej pory. Można je odwiedzać głównie w weekendy, ponieważ w ciągu tygodnia nadal pracuję, aby je utrzymać i dodawać więcej elementów do kolekcji - podkreśla.
Niewątpliwie najbardziej widowiskowym dla nas miejscem było to, w którym wiszą kevlary i największa część plastronów, sięgające w rzędach kilku metrów wysokości. Wśród obecnych tam pozycji zauważyłem również te, które wysyłałem z Polski. Nieco zdziwiło mnie, że już na samej górze wisiały egzemplarze, przekazane Ashowi w Underze. Gospodarz muzeum musiał mieć jednak liczne grono "dostawców" z Europy i naszego kraju, ponieważ na ścianach wisiało wiele plastronów z polskich klubów, z lat starszych oraz tych używanych nie tak dawno.
Czas spędzony w Ash's Speedway Museum mija bardzo szybko. Nie sposób było zrobić zdjęcia wszystkim przedmiotom i pozycjom, znajdującym się w tym wyjątkowym miejscu, które obejmuje spory kawałek historii speedwaya nie tylko z Australii, ale i z całego świata. Niewątpliwie można byłoby tam spędzić kilka godzin, niestety aż takiego komfortu czasowego nie mieliśmy. Na koniec kilka pamiątkowych zdjęć na tle plastronów, jeszcze jeden rzut oka na kilka ciekawszych ekspozycji i musieliśmy ruszać dalej.
Czy przy tak rozwiniętym projekcie żużlowego muzeum są jeszcze rzeczy, które Ash chciałby osiągnąć i zdobyć? - Celem jest być tu w 100. rocznicę narodzin speedwaya, w grudniu 2023 roku. Chciałbym mieć przynajmniej po jednym plastronie z każdego klubu oraz więcej skór i kevlarów różnych mistrzów świata - Petera Collinsa, Bruce'a Penhalla, Tomasza Golloba, Jasona Doyle'a, Bartosza Zmarzlika. Lista jest długa - wymienia.
- Dobrze gdyby w muzeum znalazło się więcej motocykli, zwłaszcza z lat 20. i 30. ubiegłego wieku - Scott, Douglas, Rudge czy Harley. Myślę, że muszę wygrać na loterii (śmiech). Muzeum jest tu jednak po to, aby zachować historię naszego pięknego sportu - speedwaya. Gdybym robił to dla pieniędzy, zamknąłbym drzwi muzeum dziewięć lat temu... W ten sposób ratuję naszą historię - nie tylko dotyczącą mistrzów świata, ale i wszystkich, zaangażowanych w ten sport. To spełnienie marzeń - kończy refleksyjnie Ash Suttor.
Kangury i grill na pożegnanie
Wizyta w Ash's Speedway Museum była jednym z głównych punktów, zaplanowanych na czas naszej żużlowej podróży po wschodniej Australii na początku 2019 roku. Cel określony bardzo wcześnie, ostatecznie udało się zrealizować. Żałowałem jedynie, że faktycznie nie można było tam spędzić nawet i pół dnia, ale taka sytuacja z pewnością sprawia, że chce się wrócić w to miejsce. Tym bardziej, że kolekcja Asha ciągle się rozrasta i jeśli kiedykolwiek uda się wylądować w tych rejonach, ponowna wizyta w muzeum będzie obowiązkowa.
Zrobiliśmy kilka finałowych zdjęć na zewnątrz (tabliczka nieco nieaktualna - "tylko" powyżej 800 plastronów), a chwilę później Ash poprowadził nasz przejazd w szczególną lokalizację. W ciągu całej podróży wcześniej tylko w jednym miejscu spotkaliśmy dziko żyjące kangury. W tamtą niedzielę, dzięki Ashowi, udało nam się podejrzeć jeszcze małe stadko w niedalekiej okolicy. Najwidoczniej przebywają one tam dosyć często, bo bez problemu na nie trafiliśmy.
Po tym krótkim obcowaniu z lokalną przyrodą w Bathurst, pozostał jeszcze grill (zostaliśmy zaproszeni w Kurri Kurri), spędzony w bardzo miłym towarzystwie. Ash uraczył nas kilkoma opowieściami, ściśle związanymi z żużlem. Dodatkowo okazało się, że w samym Bathurst również był aktywny tor, a miało to miejsce w latach 1927-1956. Dowiedzieliśmy się, że Margaret miała w tym samym roku wybrać się w podróż do Europy, w tym do Polski. Ostatecznie jej się to udało i odwiedziła m.in. Kraków już w marcu.
Czas spędzony u naszych sympatycznych gospodarzy również mijał bardzo szybko. Pod koniec naszej wizyty w domu Asha powiedział on, że zawsze będziemy tam mile widziani, w końcu wszyscy jesteśmy jedną żużlową rodziną.
Poniedziałek spędziliśmy w drodze z Bathurst na lotnisko, na trasie podziwiając jeszcze kilka malowniczych zakątków tamtego regionu. Miejsca, które odwiedziliśmy przez ponad dwa tygodnie, w tym wyjątkowe Ash's Speedway Museum, zapadły na długo w pamięć. W teorii zakładaliśmy powrót do Australii przy podobnej okazji za kilka lat. Los jednak napisał całkiem odmienny scenariusz. Ale to już inna historia.
Stanisław Wrona
Więcej zdjęć z Ash's Speedway Museum:
Zobacz także:
- Quiz. Co wiesz o Bartoszu Zmarzliku? Sprawdź swoją wiedzę o polskim mistrzu świata!
- Jest szansa na występ kolejnej kobiety w lidze polskiej! Polonia Bydgoszcz ma nową zawodniczkę