Pandemia koronawirusa sprawiła, że tegoroczne mistrzostwa świata w ice speedwayu zostały okrojone do jednego, dwudniowego turnieju. Zmagania odbyły się w Togliatti.
Mimo licznych problemów zawody udało się rozegrać. Co więcej, dostarczyły one ogromnych emocji i trzymały w napięciu do samego końca.
Po tytuł pewnie zmierzał Dmitrij Chomicewicz, ale drugiego dnia zaliczył upadek w ostatnim biegu, co wywróciło czołówkę klasyfikacji generalnej do góry nogami. Okazało się, że do wyłonienia mistrza potrzebny będzie bieg dodatkowy.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Patryk Dudek ubolewa w związku z brakiem kibiców na trybunach. "My jesteśmy dla nich, oni dla nas"
Była to pierwsza taka sytuacja od 30 lat. W 1991 roku w Assen o złoto rywalizowali Siergiej Iwanow i Per Olof Serenius. Legendarny Szwed upadł, a trzy punkty dopisał do swojego dorobku reprezentant Związku Radzieckiego.
W Togliatti walka o tytuł była sprawą Rosjan. Po starcie prowadził Dinar Walejew, jednak Igor Kononow nie dawał za wygraną. Dogonił i wyprzedził swojego rywala, ale to nie był koniec emocji.
Walejew postawił wszystko na jedną kartę i zaatakował jeszcze raz - na ostatnim łuku. Ryzyko się opłaciło i to 25-latek sięgnął po złoto. Srebro wywalczył Kononow, a na najniższym stopniu podium znalazł się Chomicewicz.
Czytaj także:
- Deszcz pieniędzy w PGE Ekstralidze? Cieślak przestrzega działaczy: Nie cieszmy się za szybko!
- Mamy komentarz prezesa Kolejarza Opole odnośnie długów wobec Michała Szczepaniaka