W jednej chwili kariera trzykrotnego mistrza świata na długim torze stanęła pod ogromnym znakiem zapytania. Na zawodach ścigał się z prędkością przekraczającą 160 km/h - z pięcioma rywalami obok siebie, na motocyklu bez hamulców. W 2017 roku przyszło zmierzyć mu się ze znacznie większym problemem niż walka z rywalami.
Narkotyki w organizmie mistrza
30 kwietnia 2017, Eenrum. Jannick de Jong po drobnych problemach w rundzie zasadniczej zwyciężył w II rundzie mistrzostw Holandii. Po zawodach został wytypowany do kontroli dopingowej. To miało być rutynowe badanie. Nieco ponad miesiąc później gruchnęła wiadomość, która była szokiem nie tylko dla zawodnika, ale i całego środowiska. "Mistrz świata na dopingu" - krzyczały nagłówki.
- Nigdy nie podejrzewałem, że mogę uzyskać pozytywny wynik na kontroli dopingowej. To był dla mnie szok - powiedział nam Jannick de Jong niemal cztery lata po tamtych wydarzeniach.
ZOBACZ WIDEO Gortat mocno o Skrzydlewskim. "Jego komentarze były wręcz śmieszne"
Badanie próbki B rozwiało wątpliwości. W organizmie zawodnika znajdowały się śladowe ilości amfetaminy. Później na jaw wyszło, że kilka dni przed zawodami de Jong był gościem na imprezie studenckiej, to tam substancja miała dostać się do jego organizmu.
- Wciąż nie wiem, jak to się stało, ale powinienem zachować więcej uwagi. Uważam, że tej substancji w moim moczu było tak niewiele, że nie miało to na mnie wpływu. Widzę to tak, że doping to coś, co poprawia twoje osiągnięcia, tak jak bywa np. w lekkoatletyce - skomentował. - Oczywiście, powinienem być uważny. To było złe, głupie. W pełni akceptuję fakt, że powinienem zostać ukarany - dodał.
Cztery lata zawieszenia
Sprawa ciągnęła się niemal przez rok. Wyrok był miażdżący - cztery lata zawieszenia i możliwość powrotu na tor dopiero po 31 maja 2021. Dla będącego u szczytu zawodnika to było jak grom z jasnego nieba. - Biorąc pod uwagę ilość substancji w moim organizmie, cztery lata to naprawdę dużo - przyznał.
Jannick de Jong w rozmowie z naszym portalem przyznał, że dyskwalifikacja popchnęła go do myślenia o swoim życiu, o tym, co chce robić i jak powinna wyglądać jego przyszłość. Już wtedy pracował, postanowił skupić się na karierze zawodowej.
- Żałuję tego, co się stało i tego, co zrobiłem. Z drugiej strony, kiedy spojrzę na moją karierę, mogę powiedzieć, że osiągnąłem wszystko, co chciałem zdobyć. Trzeba zaznaczyć, że longtrack to dyscyplina, w której potrzebujesz dodatkowej pracy. Myślę, że zawieszenie w pewnym stopniu mi pomogło. Może to była czteroletnia dyskwalifikacja od sportu, ale nie od życia prywatnego - powiedział nasz rozmówca.
Pozostał żal
De Jong podkreślił, że brakuje mu ścigania, bycia w centrum wydarzeń, pracy przy motocyklach. Tym bardziej, że wiele rzeczy przy sprzęcie zawsze wykonywał sam. Tłumaczył, że to jak praca na cały etat obok faktycznej pracy w pełnym wymiarze godzin.
- Wciąż żałuję tego, co się stało. To zabolało nie tylko mnie, ale też grono osób z mojego najbliższego otoczenia, mechaników, rodzinę. Myślę, że większy problem mam z tym, że skrzywdziłem ich swoją decyzją - zdradził.
Zawodnik zdaje sobie sprawę, że po jego powrocie mogą trafić się osoby, które będą miały problem z jego obecnością na zawodach i szanuje ich zdanie. - Z drugiej strony powodem, dla którego chcę znów zacząć jeździć, jest fakt, że po prostu kocham to robić - skomentował.
Stres przed powrotem
Już w momencie, gdy otrzymał list od holenderskiej federacji, zdecydował, że wróci na tor po zakończeniu zawieszenia. - Wiedziałem, że to nie jest sposób, w jaki chcę zakończyć moją karierę - przyznał.
W ostatnich latach nie miał zbyt wielu okazji do jazdy. Pierwszy rok upłynął mu na procesie i apelacji. Minął kolejny rok zanim znów usiadł na motocyklu, choć nie było to łatwe. W Holandii, aby trenować, należy posiadać licencję. Z powodu kary de Jong został pozbawiony tego dokumentu. De Jong trenował na torach w Belgii i Niemczech. Od 2017 roku siedział na motocyklu cztery razy.
- Oczywiście, staję się coraz starszy i trochę "zardzewiały", ale wciąż trenuję. Nie zapominasz ruchów, rutyny, ułożenia na motocyklu, czucia sprzętu. Wciąż mam doświadczenie, które nabyłem przez ćwierć wieku jazdy na motocyklach - powiedział.
Trzykrotny mistrz świata przyznał, że stresuje się przed powrotem. Uważa, że większe nerwy z pewnością pojawią się na początku zawodów. Wierzy, że niewiele zmieniło się w ciągu ostatnich czterech lat.
Nie obraził się na żużel
W trakcie zawieszenia nie unikał żużla. Oglądał Grand Prix zarówno w klasycznej odmianie, jak i na długim torze. Pojawiał się na stadionach w Holandii. - Jestem fanem wszystkich sportów motorowych, Formuły 1, Moto GP, motocrossu, w zasadzie wszystkiego, co ma koła i silnik. Bardzo to lubię - mówił.
Niewykluczone, że zobaczyć go będzie można także na klasycznych torach. Jako junior radził sobie na nich naprawdę dobrze. W 2006 roku zajął 5. miejsce w finale mistrzostw Europy do lat 19 - do medalowej pozycji zabrakło mu zaledwie jednego punktu. Na pewnym etapie swojej kariery musiał jednak dokonać wyboru.
- Próbowałem szukać klubu w Wielkiej Brytanii, ale finansowo nie było to ani atrakcyjne, ani dostępne dla mnie i mojej rodziny w tamtym czasie. Podjąłem decyzję, że skupię się na mojej edukacji i długim torze - wspominał.
Ukończył studia na kierunku marketing sportowy. Za wzór stawia polską ligę, gdzie jest dużo zawodników, klubów oraz imprez. To wszystko, jego zdaniem, razem sprawia, że rywalizacja jest silniejsza. To pcha do przodu nie tylko żużlowców, ale także całą otoczkę.
Na swój ponowny debiut będzie musiał nieco poczekać. Z powodu pandemii koronawirusa spora część turniejów w Holandii została odwołana. Wyścigi na torach długich czy trawiastych nie mają tam takiego zaplecza jak rozgrywki ligowe w Polsce. Zawodnik wierzy, że w drugiej połowie roku sytuacja w Holandii zacznie wracać do normy.
- Może gdybym był młodszy, szukałbym więcej okazji do jazdy, ale teraz moje życie jest zupełnie inne. Mam 33 lata, żonę, wspaniałego syna, dobrą pracę. Jestem szczęśliwy w miejscu, w którym aktualnie się znajduję i myślę, że to najważniejsze - zakończył Jannick de Jong.
Czytaj także:
- Dwukrotnie uciekł śmierci spod topora. Raz dlatego, że lekarze zakazali mu wrócić na tor
- Kolejny krok Tomasza Golloba. Mistrz pochwalił się postępem w rehabilitacji