Był wschodzącą gwiazdą, ale postrzelił się i musiał zakończyć karierę. Pierwsze trzy lata po wypadku były najgorsze

- To miłe, gdy ludzie o mnie pamiętają i wspominają, że chcieli mnie w swoich drużynach. Chciałbym powiedzieć, że tęsknię za wszystkimi i praktycznie codziennie wspominam czasy startów w Polsce - mówi Kenni Larsen.

W tym artykule dowiesz się o:

Kenni Larsen to były duński żużlowiec, reprezentujący w przeszłości m. in. kluby z Łodzi, Rzeszowa czy Zielonej Góry. Z roku na rok podnosił swoje umiejętności i wydawało się, że w niedalekiej przyszłości może się nawet dostać do cyklu Grand Prix.

W 2016 roku uległ jednak postrzałowi w głowę z wiatrówki. Karierę zakończył rok później i na dłuższy czas zniknął ze świata czarnego sportu.

Jakub Nowak, WP SportoweFakty: Na początku chciałbym zapytać o pana zdrowie i samopoczucie. 

Kenni LarsenW tym momencie czuję się dobrze. Jestem w dobrym nastroju. Oczywiście nie jestem tak aktywny fizycznie, ale jest w porządku. Minęło sporo czasu, odkąd nie czułem się dobrze. Na co dzień nie pracuję. W Danii mamy pewnego rodzaju świadczenie, kiedy nie możesz wykonywać swojej pracy. Ja takie oświadczenie otrzymuję i nigdy już nie wrócę do pracy. W międzyczasie lubię tworzyć przedmioty z drewna w starym stylu.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob opublikował zdjęcie, którym wywołał lawinę komentarzy! Teraz komentuje

Czy planował pan pracę związaną z żużlem? Być może jako trener?

Myślałem o tym, ale nic z tego nie wyszło. W przeszłości, gdy byłem czynnym zawodnikiem, często pomagałem młodszym kolegom.

Co się stało, że do tego nie doszło?

Pierwsze trzy lata po wypadku były najgorsze. Za każdym razem kiedy pojawiałem się na stadionie, czułem się zdołowany. To było dla mnie zbyt trudne. Po mojej kontuzji niezbyt często odwiedzałem żużlowe areny. Maksymalnie pięć razy.

Jakie są pana najlepsze wspomnienia z czasów kariery?

Kiedy teraz myślę o żużlu, wszystkie moje wspomnienia są związane z Rzeszowem i Łodzią. Oczywiście startowałem też między innymi w Szwecji, ale najlepsze wspomnienia mam związane ze współpracą z Januszem Ślączką. Mieliśmy świetne relacje. Jazda w Polsce była czymś wspaniałym, a zwłaszcza w Rzeszowie.

Jest szansa na pana wizytę w Polsce? Czy ktoś pana zapraszał na mecz? Może Janusz Ślączka do Grudziądza?

Nie rozmawiałem zbyt dużo z Januszem. W zasadzie to z nikim nie rozmawiałem. Ludzie pewnie zastanawiali się, co dzieje się z Kennim. Jeśli sezon się rozkręci i nie będzie zbyt ograniczony z powodu koronawirusa, chciałbym się pojawić w Polsce na kilku spotkaniach w tym roku. Przede wszystkim zależy mi, by odwiedzić Rzeszów.

Wielu kibiców i prezesów pewnie widziało pana w składach swoich drużyn, zwłaszcza po pana pamiętnym komplecie punktów w PGE Ekstralidze.

Myślę, że to było wtedy, gdy złamałem nogę. Trzy tygodnie wcześniej miałem wypadek we Wrocławiu. Kiedy doktor w szpitalu powiedział, że czeka mnie około sześć tygodni przerwy Janusz Ślączka stał wtedy obok nas i stwierdził: "nie, nie. Trzy tygodnie" (śmiech).

Czy śledzi pan sytuację w polskich ligach?

Niezbyt. Zwłaszcza na początku trzymałem się z dala od żużla. Nie chciałem go oglądać nawet w telewizji. Czasem zaglądam i sprawdzam co tam się dzieje, ale nie robię tego wciąż. Mój młodszy brat ściga się na żużlu, a były mechanik pracuje dla innego zawodnika.

Czy ktoś w pana ocenie może zatrzymać Bartosza Zmarzlika w tegorocznym cyklu Grand Prix?

Oczywiście każdy ma na to szansę, ale Bartosz jest bardzo dobry. Bardzo! Życzę mu wszystkiego najlepszego. Swego czasu wspólnie startowaliśmy. Na początku z jego starszym bratem. Był dobrym zawodnikiem, ale Bartosz jest po prostu świetny. On z roku na rok jest coraz lepszy. Sądzę, że trudno go będzie zatrzymać. Nie jestem pewien czy pamiętam wszystkich uczestników cyklu. Jason Doyle dobrze sobie radził w ostatnich latach. Tai Woffinden również potrafi zdziałać cuda na motocyklu. Także Emil Sajfutdinow jest niezwykle skuteczny, gdy wszystko idzie po jego myśli.

A co z duńskimi żużlowcami?

Trudno powiedzieć. Przyznam, że w ostatnim roku nie śledziłem rozgrywek w naszym kraju. W zasadzie nie jestem przekonany, którzy z naszych żużlowców będą startowali w przyszłorocznym cyklu.

Jest Leon Madsen, był Mikkel Michelsen, a teraz w cyklu pojawi się Anders Thomsen.

Rozwój Andersa Thomsena jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Zawsze mówiłem, że lepszy jest stopniowy progres. Znam przypadki zawodników, którzy na samym początku radzili sobie świetnie, a później notowali gwałtowny spadek i przepadli. Ja również z roku na rok stawałem się coraz lepszy. Sporo startowałem z Mikkelem Michelsenem. Jeśli jest z przodu i ma szybki motocykl, to jest trudny do zatrzymania. Jeśli poukłada sobie wszystko w głowie, to będzie miał przed sobą świetną przyszłość. Myślę, że największym problemem Mikkela jest to, że często zbyt dużo myśli, analizuje. Ma też problem z pewnością siebie. Być może szkodzi mu także zbytnia presja.

Czego powinniśmy panu życzyć? Czy kontakt z fanami czyni pana silniejszym?

To miłe, gdy ludzie o mnie pamiętają i wspominają, że chcieli mnie w swoich drużynach. Chciałbym powiedzieć, że tęsknię za wszystkimi i praktycznie codziennie wspominam czasy startów w Polsce. Wszyscy Polacy byli bardzo mili. W Polsce czułem się jak w domu, wszędzie byłem bardzo dobrze witany. Dziękuję wam za to.

Zobacz także:
W Pile coraz bliżej powrotu do ścigania. Powstał nowy klub
Nikt nie ma takiego składu jak Moje Bermudy Stal. Ekspert mówi, że jest to drużyna kompletna

Komentarze (3)
avatar
Lipowy Batonik
30.03.2021
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Wyczuć od Larsena wielki smutek.Nie do końca chyba sobie radzi w nowej rzeczywistości. 
avatar
ZKS Stal Rzeszów.
30.03.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kenni Larsen , Rzeszów pamięta, zero gdakania, zero jęczę is, chociaż pewnie nie wszystko było płacone. Rzeszów pamięta i pozdrawia. 
avatar
NIE UTRZYMUJE RYDZYKA JAK TORUŃ
30.03.2021
Zgłoś do moderacji
1
5
Odpowiedz
No rzeczywiście wschodząca gwiazda hahahha Zmarzlik na pewno cieszy się, że nie przyszło mu z nim w GP rywalizować bo by miał problemy.