[b]
Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: W tym roku mija 20 lat od pana wypadku w Rybniku. Mówił pan, że nic z niego nie pamięta. Ma pan w sobie tyle siły, by oglądać te dramatyczne chwile?
[/b]
Andrzej Szymański (były żużlowiec Unii Leszno): Nie mam z tym żadnego problemu. Wypadek mam nagrany na płycie. Jest także udostępniony w moich mediach społecznościowych w programie "Czarny charakter". Czasami aż się dziwię, że po tym wypadku nie wstałem i nie poszedłem do parkingu, bo tak niewinnie to wyglądało.
Ale skutki były opłakane…
Niestety. Złamałem kręgosłup na poziomie TH9 i TH10. Miałem również obrzęk mózgu, złamaną lewą łopatkę, biodro i uszkodzone płuca. Nie pamiętam nawet momentu, kiedy wyjechałem pod taśmę startową. Kojarzę, że przed tym biegiem przesiadałem się na drugi motocykl po pierwszym nieudanym starcie. W zasadzie tylko to zostało w pamięci. Później 3-4 miesiące mam kompletnie wymazane z życiorysu.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Czy możemy zmienić przepisy tak, żeby wyprzedzanie stało się bardziej atrakcyjne?
W pierwszych tygodniach po wypadku stoczył pan walkę o życie, lekarze nie dawali wiele szans?
Miałem ciśnienie krwi 360 na 300. Byłem już praktycznie trupem. Z opowieści mamy wiem tyle, że przyszedł lekarz i zapytał się, czy jesteśmy wierzący. Odpowiedziała, że tak. Powiedział tylko, żeby poprosiła księdza, który dał mi ostatnie namaszczenie.
Słowem, wrócił pan z zaświatów?
Moja skóra była już zimna i sina. Moja mama jednak nie dawała za wygraną. Cały czas mnie masowała i starała się przywrócić krążenie.
Kiedy nastąpił przełom?
Po niespełna dwóch tygodniach. Polegał na tym, że dawałem oznaki życia i zacząłem wybudzać się ze śpiączki, w której przebywałem od wypadku. Po dwóch tygodniach otworzyłem oczy. Tego też nie pamiętam, ale znam z opowieści mamy. Lekarze wtedy jej powiedzieli, żeby się nie martwiła, bo wyjdę z tego. Wcześniej obawiali się o mój stan zdrowia, bo miałem obrzęk mózgu i stłuczenie pnia mózgu. Lekarze chcieli robić mi trepanację czaszki, ale ostatecznie do tego nie doszło, bo obrzęk był zbyt duży.
Jak panu żyje się 20 lat od tego feralnego wypadku?
Co tu dużo kryć, ciężko. Mam najniższą rentę, a na utrzymaniu dom. Pomagają zbiórki, w których kibice wpłacają pieniądze na moje leczenie. Za każdą złotówkę serdecznie dziękuję. Rachunki trzeba płacić, a nie mówiąc już o tym, że przydałaby mi się profesjonalna rehabilitacja. Mam porażenie spastyczne i moje ciało potrzebuje wysiłku i ruchu. Żeby uzmysłowić kibicom, w jakim jestem stanie, powiem tylko, że gdy siedzę na wózku, przychodzi ułamek sekundy, a moje ciało staje się tak napięte, że wypadam z wózka. Wyprostowuję się jak deska i spadam.
Mówi pan o bólach spastycznych, o których tyle wspominał także Tomasz Gollob?
Dokładnie. Ja już nawet nie użalam się na swój los, bo przyzwyczaiłem się do tego bólu. Zasypiam z nim i budzę się rano. Odczuwam go, ale nawet o nim nie mówię, bo dla mnie stał się codziennością.
Są dla pana jakieś nadzieje, że wstanie pan kiedyś z wózka inwalidzkiego?
Nikt mi tego kategorycznie nie powiedział, że nie będę chodził. Żaden lekarz nie obiecał mi również, że wstanę z wózka. Medycyna w temacie urazów rdzenia kręgowego jest póki co bezradna. Kto wie, może w przyszłości znajdą na to sposób? W moim przypadku nie ma mowy o utracie mięśni w nogach. Są silne. Gdy wchodzę czy wychodzę z samochodu, lewa noga czasami sama się podniesie. Zdrowy człowiek nie myśli o tym, by zrobić krok. Po prostu go wykonuje. Przytrafiło mi się to już dobre kilkanaście razy, że noga sama się podniosła. Nie mam jednak recepty na powtórzenie tego manewru. W moim organizmie dużo się dzieje. Trudno jednak to zweryfikować, czy to jest objaw powrotu do zdrowia. Nie znam się na tym i ciężko mi coś konkretnego powiedzieć.
Jest pan na bieżąco ze sportem żużlowym?
Oczywiście. Oglądam żużel w telewizji. Wiem, co się dzieje w tym sporcie.
Nie boli serce, gdy pan widzi kolegów z toru, a sam jest przykuty do wózka?
Byłem samoukiem i dochodziłem do wszystkiego sam. Teraz, kiedy oglądam żużel z perspektywy widza, mogę wiele rzeczy dostrzec, co zawodnicy robią źle. Przez ten wypadek czuję się mądrzejszy, bo mogę z innej perspektywy spojrzeć na żużel.
Trzyma pan pewnie kciuki za Unię Leszno. Uda się, pana zdaniem, kolejny raz obronić mistrzowski tytuł?
Będzie ciężko. Jest kilka zespołów, które wymieniło indywidualistów na innych zawodników i stworzyli oni prawdziwe drużyny. Dzisiaj jak jest zgrany zespół, to on wygrywa. Taka była dotychczas Unia Leszno. Teraz jest trochę słabsza, bo nie ma tak mocnych juniorów jak wcześniej i to może zaważyć o losach mistrzowskiego tytułu.
Zobacz także: Jeżdżąca legenda Sparty Wrocław
Zobacz także: Co za wypadek. Motocykl jak rakieta