- Odsyłam do komunikatu numer 34, który został wydany 29 kwietnia. Tam jest napisane, dlaczego ta drużyna nie jedzie i kto podjął taką decyzję. To powinno zamknąć całą dyskusję - mówi nam Piotr Mikołajczak, dyrektor i menedżer klubu z Opola. To właśnie tam znajduje się informacja, że Zespół Licencyjny postanowił zawiesić licencję przyznaną klubowi Wolfe Wittstock.
Działacze Wolfe nie byli w stanie zagwarantować w wymaganym terminie, że będą w stanie uczestniczyć w rozgrywkach. W związku z tym GKSŻ przygotowała nowy terminarz, w którym nie było już meczów z udziałem drugiej z niemieckich ekip. Kiedy rozgrywki wystartowały, to zmieniła się sytuacja pandemiczna. Tamtejsi działacze zaczęli zmieniać zdanie i mówić, że będą w stanie pojechać.
GKSŻ wielkiego problemu nie widziała. Sezon jednak już ruszył, więc nie mogła podjąć takiej decyzji samodzielnie. Po stronie klubów był początkowo pewien opór, ale z czasem liczba przeciwników stopniowo malała. Z naszych informacji wynika, że ostatnim nieprzekonanym jest obecnie OK Bedmet Kolejarz.
- To nie my wydaliśmy komunikat, który pozbawił licencji klub, więc zrzucanie odpowiedzialności na nas nie powinno mieć miejsca. My trzymamy się tego, co jest zawarte w komunikacie - tłumaczy Piotr Mikołajczak. - Wolfe Wittstock nie zostało pozbawione licencji. Ona została tylko zawieszona, co jest wyraźnie napisane w komunikacie. Teraz piłka jest po stronie klubów. Do godziny 17:02 wpłynęły pozytywne odpowiedzi odpowiedzi pięciu z nich. Jest też jedno stanowisko negatywne ekipy z Opola - podsumowuje Zbigniew Fiałkowski, wiceprzewodniczący GKSŻ.
Z naszych informacji wynika, że decyzja w sprawie Wolfe Wittstock ma zapaść w czwartek. Na ten moment wszystko wskazuje na to, że nic się nie zmieni i w drugiej lidze będzie startować w tym roku sześć zespołów.
Zobacz także:
Janowski przebił granicę 2000 punktów
Metalowy słupek przykuł go do wózka
ZOBACZ WIDEO Magazyn PGE Ekstraligi. Łaguta, Woźniak, Dryła i Sajdak gośćmi Musiała