Tak naprawdę Jason Crump miał wrócić do poważnego ścigania na Wyspach Brytyjskich już w roku 2020, ale pandemia koronawirusa pokrzyżowała mu plany. Odwołanie sezonu Premiership sprawiło, że tak naprawdę Australijczyk nie miał okazji do zaprezentowania pełni swoich możliwości. Jednak tym razem rozgrywki w Wielkiej Brytanii ruszyły na dobre i trzykrotny mistrz świata na razie... czuje się nieco zardzewiały. Jak na wielkiego czempiona przystało, 45-latek jest dość krytyczny dla samego siebie.
"Czułem się w większym stopniu żużlowcem na Foxhall. Ciągle się uczę i staram, potrzebuję też większej regularności" - ocenił po swoim ostatnim występie Crump, który zarzeka się, że nawet w przypadku dobrych występów na Wyspach, oferty jazdy w Polsce nie przyjmie.
W ubiegły weekend byliśmy świadkami innego wielkiego powrotu. Tai Woffinden po miesięcznej pauzie, spowodowanej kontuzją łopatki, ponownie zawitał do składu Betard Sparty Wrocław. Pierwszy występ nie był idealny, bo 30-latka na pewno stać więcej niż na 7 punktów, ale nie od razu Rzym zbudowano. Zwłaszcza gdy ramię nie jest ciągle w pełni wyleczone.
"Fajnie znów wrócić na motocykl i do ścigania! Teraz muszę odnaleźć mój rytm i przywrócić ramię do normalności. Dziękuję za wsparcie! Dobrze też mieć z powrotem kibiców na stadionach" - skomentował Woffinden po zawodach.
Olbrzymi uśmiech w niedzielny wieczór pojawił się po raz kolejny w tym sezonie na twarzy Macieja Janowskiego. Kapitan Betard Sparty znajduje się w życiowej formie, a 14 punktów przeciwko leszczyńskim "Bykom" to najlepszy dowód na to. Radość Janowskiego była tym większa, że na Stadionie Olimpijskim w końcu pojawili się kibice, a wraz z nimi głośny doping i gromkie "WTS".
Pracowity weekend ma za sobą przyjaciel Janowskiego - Piotr Pawlicki. Najpierw w piątek czekał go mecz w Grudziądzu, gdzie po drugiej stronie barykady znajdował się starszy brat - Przemysław, a na dokładkę doszło niedzielne starcie przeciwko dobremu kompanowi z Betard Sparty Wrocław. Bilans? Słodko-gorzki, bo o ile w piątek udało się wygrać z ZOOleszcz DPV Logistic GKM-em Grudziądz, o tyle w stolicy Dolnego Śląska Fogo Unia Leszno nie miała zbyt wiele do powiedzenia.
"Jesteś tak dobry, jak twój ostatni wyścig" - spuentował niedzielne starcie na Stadionie Olimpijskim Jason Doyle, który we Wrocławiu miał lepsze i gorsze momenty. Jeden z liderów Fogo Unii ma nad czym myśleć, bo po raz kolejny w tym sezonie nie uzyskał dwucyfrówki. Może rację ma Marek Cieślak, który twierdzi, że Australijczyk potrzebuje jak największej okazji do jazdy. Kibicom "Byków" pozostaje zatem czekać na start ligi szwedzkiej. Może wtedy Doyle ustabilizuje formę na wysokim poziomie?
Coraz lepiej jest za to z formą Eltrox Włókniarz Częstochowa, który dość niespodziewanie wygrał na wyjeździe z Moje Bermudy Stalą Gorzów. Solidną cegiełkę do tego triumfu dołożył Fredrik Lindgren, którego występ należy docenić podwójnie, bo przecież jeszcze kilka dni temu Szwed biegał z ręką w szynie i narzekał na ból górnej kończyny po upadku w Toruniu.
Powody do niepokoju mogą za to mieć w Gorzowie, po tym jak zespół przegrał dwa spotkania z rzędu. Już przed tygodniem we Wrocławiu otrzymaliśmy sygnał, że z Moje Bermudy Stali uchodzi powietrze. Porażka na własnym torze z częstochowskimi "Lwami" jest tego potwierdzeniem. Czy to już kryzys? To będziemy mogli rozstrzygnąć po następnej kolejce. Na razie Bartosz Zmarzlik nieco uspokaja i tonuje nastroje.
Czytaj także:
Były uczestnik cyklu Grand Prix wraca do żużla!
Kibice byli w szoku! Zmarzlik przegrał z juniorem
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Michelsen, Czugunow, Noskowicz i Gajewski gośćmi Musiała