Żużel. Po bandzie: Tak się wspierają spartanie [FELIETON]

WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maciej Janowski i Daniel Bewley
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Maciej Janowski i Daniel Bewley

- Ostatni bieg, ostatni łuk. Janowski, napędzony po szerokiej, może swobodnie minąć kreskę jako pierwszy. Jednak wyraźnie zwalnia, niech sobie wygra Bewley. Niech się buduje - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Nic nie buduje atmosfery bardziej niż zwycięstwa. A gdy jeszcze każdy się do tych zwycięstw dorzuca, jest pełnia szczęścia. Wszyscy czują się wtedy potrzebni i spokojni. Jak obecnie w Betard Sparcie, która zmusiła właśnie Myszkę Miki do otwarcia klubowej kroniki i wpisania się własną krwią na stronach zawierających najbardziej mroczną historię zielonogórskiego żużla.

Co takiego świadczy o właściwej atmosferze w ekipie wrocławian? W Zielonej Górze wyłapałem trzy godne podkreślenia zachowania liderów.

Czy żużlowcy obawiają się, że silniki mogą nie wrócić tak samo dobre, jak przed serwisem?

1. Ostatni bieg, ostatni łuk. Janowski, napędzony po szerokiej, może swobodnie minąć kreskę jako pierwszy. Nie jest to jednak jego celem. Wyraźnie zwalnia, niech sobie wygra Bewley. Niech się buduje. Tak to widziałem.

Oczywiście, zachowanie Janowskiego to nic nowego, lecz tylko potwierdzenie jego skłonności i charakteru. Mianowicie nie jest to typ zawodnika, który będzie się zabijał o jak najwyższe zdobycze punktowe, gdyż bonusy w niczym mu nie uwłaczają. Po to zostały stworzone, całkiem słusznie zresztą, by się zgadzała i średnia, i wypłata.

A więc Janowski, jako kapitan, dodał skrzydeł Bewleyowi, który wywalczył pierwszy ekstraligowy komplet w karierze (14+1). Natomiast Maciek - co ciekawe - pozostaje bez czystego kompletu w CV. I, jak go znam, nie zakłóca to jego głębokiego snu, którego - nota bene - stara sobie w życiu nie odbierać. Kolegów z drużyny ubezpieczał wielokrotnie, w czym niewątpliwie pomaga mu zdolność antycypowania torowych wydarzeń. Dzięki temu potrafi też unikać urazów i jeszcze nigdy nie doznał złamania kości na torze żużlowym. Zdarzało się i tak, że sam tracił pozycję, bo wesprzeć kolegę. Nie wyobrażam sobie, że taki Vaclav Milik nie odwdzięczył się swego czasu koszem łakoci, a także kilkoma butelkami Budweisera, Zlatego Bažanta i Pilsnera. A drugi, bardziej pospolity koszyczek z Zateckým Ležákiem, mógł sprezentować Vaszek teamowi Janowskiego. To przecież też ludzie, a nie wielbłądy jakieś.

2. Bieg czwarty. Tai Woffinden bierze w opiekę Przemka Liszkę i obaj przywożą podwójne zwycięstwo przed Maksem Fricke. Oczywiście, sam młodzieżowiec też pomaga swojemu szczęściu. Zresztą, pamiętam i taki okres, gdy Fricke oraz Liszka stanowili parę WTS-u, a na prowadzącego bardziej wyglądał wówczas... młody Polak.

Co do Liszki, byłem zdziwiony, gdy wyleciał z podstawowego składu na rezerwę przed domowym spotkaniem z Moje Bermudy Stalą. Otóż przewidując, że mecz może być zacięty, uważałem to za błąd taktyczny, dawać szansę debiutantowi akurat w spotkaniu przeciw drużynie, która juniorów ma w zasięgu. Bo na końcu może się okazać, że brakuje właśnie zdobyczy z drugiego biegu. Betard Sparta gorzowian jednak rozjechała, zatem moja uwaga pozostaje teoretyczną dywagacją. Choć, to fakt, młody Panicz przywiózł wtedy zerówkę, nawet dwie, a zastępujący go później Liszka woził już jedynki. Nie na trupach, lecz na Jasińskim i Birkemose.

W tamtym meczu spartanie byli akurat na tyle mocni, że taktyczne ryzyko ich nie przewróciło.

3. Biegi nominowane. Janowski buduje Bewleya, a Łaguta Czugunowa. Artiom rezygnuje z piątego wyścigu, by sobie Gleb mógł pojeździć. Zatem można tu mówić o przyjacielskiej przysłudze dwóch rodaków. Dwóch Rosjan i dwóch Polaków jednocześnie. Bo inicjatywa wyszła od Łaguty.

Nawiasem mówiąc, mam takie przeczucie, że Gleb już może być po rozwodzie z polską małżonką. Bo do czego mu ona teraz potrzebna?

Wracając jednak do sedna. W Betard Sparcie nie ma obecnie walki, kto w przegranym 1:5 biegu przyjedzie trzeci i zarobi za punkt, a kto nie zarobi nic. Tu są inne priorytety. A prędkości bez wątpienia dodaje drużynie pan Rysiu - topowy tuner spod Torunia. Jak w latach 90. Otto Weiss, który wtedy pomógł drużynę trzykrotnie ozłocić.

Zatem na dziś spartanie istotnie przypominają w wielu aspektach swoich starożytnych protoplastów. Trzeba bowiem wiedzieć, że w życiu tych prawdziwych Spartan również chodziło o to, by przetrwać, czyli wygrać, każdą kolejną bitwę. Stąd też nie oddawali się oni typowym rozrywkom, natomiast koncentrowali na służbie wojskowej i sporcie. A posiłki spożywali często w grupach kilkudziesięcioosobowych. By się jednoczyć, konsolidować, zbliżać.

W obecnej Sparcie również można zauważyć podobny trend. By się trzymać blisko siebie, zaszczepiono ostatnio nie tylko zawodników i sztab szkoleniowy, ale też wszystkich pracowników.

No ale, żeby nie było zbyt sielankowo, o spartańskich warunkach również się mówi z jakichś względów. Mianowicie dawno temu młodzi Spartanie łatwo nie mieli. Dzieciom świadomie ograniczano racje żywnościowe, by w walce o każdy dodatkowy kęs wykazywały się sprytem i kreatywnością. Innymi słowy - swoje trzeba było umieć też ukraść. A od 16. roku życia również najeżdżać na wrogie wioski, a nawet zabijać.

Niech tylko poszukiwacze emocji nie tracą nadziei, że wrocławianie jadą po złoto jak swoje. Owszem, właśnie rozjechali Myszkę Miki, lecz przecież tydzień wcześniej, Bykom z Leszna, oddali aż 43 oczka. U siebie. Przy czym młodzieżowcy gospodarzy dorzucili 7+3 punktów, a przyjezdni tylko jeden, obligatoryjny. Na torze w Lesznie tendencja może się nieco odwrócić. Choć wrocławscy seniorzy, tak wyśmienicie dysponowani, i na torze Fogo Unii mają prawo czuć się wybornie. Tego wykluczyć nie można.

A, póki co, w meczach we Wrocławiu i Lublinie Fogo Unia zdobyła w sumie 84 punkty. Z tego młodzieżowcy - w sumie dwa. Oba z urzędu.

Piłka jednak jest w grze, bo w sporcie można wpaść w nagły dołek, ale też cudownie zmartwychwstać. Niech nie zapominają o tym w Zielonej Górze, gdzie już w niedzielę czeka ich mecz z Apatorem, czyli o jakieś sześć milionów złotych. Mniej więcej tyle otrzyma bowiem w sezonie 2022, z tytułu nowego kontraktu telewizyjnego, każdy ekstraligowy klub.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
GKM wydał oświadczenie w sprawie Ryszarda Kowalskiego! Wiemy kto jeździł na silnikach polskiego tunera
Oni pojadą w PGE IMME im. Zenona Plecha w Toruniu. Znamy prawie całą obsadę

Źródło artykułu: