[b]
Mateusz Domański, WP SportoweFakty: Co ciśnie się panu na usta po tak emocjonującym, szalonym, ale ostatecznie przegranym meczu Startu (z Abramczyk Polonią, 44:46)?
Rafael Wojciechowski, menedżer Aforti Start Gniezno: [/b]
Jest przykro. Pod każdym względem. Teoretycznie najprawdopodobniej straciliśmy szanse na to, by walczyć o rundę finałową. Musimy skupić się na tym, by jechać jak najlepiej dla naszych kibiców. Chcemy wyjść z tego jak najlepiej, by jeszcze nie martwić się o to, czy Tarnów nas dogoni. To jest jedna rzecz.
Poza tym trzeba sobie powiedzieć, że mamy w tym roku słabszy zespół. Poza Oskarem, który jedzie swoje, reszta zawodników - w mniejszym lub większym stopniu - w poszczególnych meczach zawodzi. Trzeba znaleźć jeszcze jakieś rozwiązania, żeby jeszcze w tym sezonie wyciągnąć maksimum z naszych zawodników. Jeżeli jeszcze dojdzie do jakiejś nieprzewidzianej sytuacji i będzie szansa, żeby walczyć o coś więcej, to będziemy o to rywalizować.
ZOBACZ WIDEO Przyjaźń mistrzów świata. Tomasz Gollob: Bartosza wyróżnia ciężka praca i konsekwencja
Znów rozczarował Mirosław Jabłoński. To kolejne słabe zawody w jego wykonaniu. Z czego to wynika? Ma pan pomysł?
Trudno jest znaleźć przyczynę. Poniżej poziomu, do którego zostaliśmy przyzwyczajeni, jedzie kilku zawodników. To nie dotyczy tylko Mirka, który w zeszłym roku nie jeździł. Nie ma tej pewności jazdy. Na pewno będę chciał dać szansę Kevinowi, by zaprezentował się od początku spotkania. Myślę, że to nastąpi w najbliższym meczu. Tutaj zauważyłem jakiś mały plus, mały pozytyw. Właśnie dlatego dostał szansę w 14. wyścigu. Będziemy pracować, by te wyniki były jak najlepsze. Co dalej z Mirkiem? Trzeba by go zapytać, co nie gra. My rozmawialiśmy i pewne rzeczy mu dziś nie pasowały. Nie chcę tłumaczyć tego warunkami torowymi i pogodowymi, bo każdy jest zawodowcem i powinien się dopasować, ale wcześniej jechaliśmy w ekstremalnych warunkach pogodowych - typu deszcze i pochmurna aura, a teraz było pełne słońce. Nie jest to jednak powód, by się tłumaczyć. Na pewno zawodnikom to jednak nie pomagało.
Bardzo mocno rotował pan składem. Czy po upływie czasu uważa pan, że udało się wycisnąć maksimum?
W dużej mierze zadecydował 14. wyścig. Zastanawiałem się, czy wykorzystać Frederika Jakobsena w 14. i 15. biegu, czy może jednak postawić na niego w 13. i 14. Próbowałem wyciągnąć jak najwięcej - z tych zawodników, którzy punktowali. Wiedziałem, że będę potrzebować jeszcze jednego zawodnika i po tym zerze Kevina mimo wszystko go nie skreśliłem i wiedziałem, że postawię na niego albo w 13., albo w 14. wyścigu. Liczyłem, że z Frederikiem nie przegrają tego wyścigu, a być może nawet będą w stanie przywieźć jakieś zwycięstwo. Zabrakło punktów w 14. biegu. To był decydujący moment meczu. Wydaje mi się, że ze zmian wyciągnąłem, co mogłem. Tym zawodnikom z drugiej linii, którzy nie punktowali, dałem po dwa starty.
Wyciągnąłem wszystko, co mogłem, z Marcela. Mikołaj Czapla jechał mocno poobijany, z lekką kontuzją nogi. Tak naprawdę w sobotę nie wiedzieliśmy jeszcze, czy on w tym spotkaniu wystartuje. Pojechał, nie przywiózł punktów, ale jego postawa na torze nie była dla mnie jakaś niezadowalająca. Wiem, że jeszcze się uczy i pracuje. Będziemy mieli z niego pociechę w przyszłości.
Peter Ljung pojechał dwa razy i dwukrotnie był czwarty. To pewnie duże rozczarowanie dla kibiców.
Co mam więcej powiedzieć? Zostawię to bez komentarza. Jest to w jakiś sposób rozczarowanie, tym bardziej że na treningu nie wyglądało to źle. Jak to jednak bywa, na treningu ma się 4-6 zawodników, różnie to jest. Są inne możliwości i czasem to inaczej wygląda na meczu. W niedzielę mieliśmy innych zawodników i naszego wychowanka Adriana Gałę, który zrobił różnicę.
Co pan czuł, kiedy spoglądał pan na postawę Mirosława Jabłońskiego i Adriana Gały?
Adriana cały czas bardzo lubię. To się nie zmieni. Na pewno zawsze będę mu kibicował, by uzyskiwał jak najwięcej punktów. Tym razem było mi przykro, że nas pogrąża i przywozi zwycięstwo dla Bydgoszczy. Taki jest jednak sport i trzeba to zrozumieć. Po czterech dobrych latach przyszedł rok słabszy. Nie ukrywajmy, mamy słabszą drużynę. Powoli można brać się za podsumowanie. Nie poddajemy się jednak i zrobimy wszystko, by pojechać jak najlepiej dla naszych kibiców. Zawodnicy muszą mądrze jechać i obserwować ścieżki. Mieli informacje, które ścieżki są najszybsze i nie do końca wszyscy się do tego dostosowali.
Jeżeli chodzi o Adriana Gałę, to wniosek płynie taki, że trudno go zastąpić, a w zasadzie wychodzi na to, że to się po prostu nie udaje.
Na gnieźnieńskim torze zdecydowanie pokazał, że jest bardzo dobrym zawodnikiem i że czuje się tutaj bardzo dobrze. Życzę mu jak najlepiej, żeby także w Bydgoszczy i na innych torach spisywał się równie dobrze. Na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie go zastąpić żadnym innym zawodnikiem.
Może jest jeszcze na to za wcześnie, ale czy myśli pan już o budowaniu składu na przyszły sezon? Czy według pana to zestawienie trzeba radykalnie przebudować?
Zdecydowanie myśli się tlą. Jest dużo przemyśleń na ten temat i dużo decyzji na pewno zostanie podjętych w tym zakresie. Na razie jednak za wcześnie, by cokolwiek zdradzać. W najbliższym czasie mamy dwa ważne mecze. Zależy nam, by je wygrać i jeszcze się nie martwić o utrzymanie w lidze. Musimy mieć z tyłu głowy to, że nie możemy sobie pozwolić na kolejne porażki, zwłaszcza na swoim torze, żeby jeszcze Unia Tarnów nam nie zagroziła. Musimy być w pełni skoncentrowani i liczę też na to, że do składu wróci Peter Kildemand. Wierzę, że w następnym meczu pojedziemy w optymalnym składzie.
Jakieś konkretne plany związane z powrotem Kildemanda do treningów już są?
Po weekendzie ma konsultacje z rehabilitantem. W środę, jeśli będzie wszystko dobrze, pojedzie w lidze duńskiej, a następnie będzie gotowy na przyjazd do Gniezna. Czekajmy do środy. Wtedy już wszystko będzie jasne, czy może wystąpić u nas w piątek.
Czytaj także:
> Żużel. Menedżer Cellfast Wilków komentuje kolejną porażkę zespołu. Mówi też o sytuacji w lidze
> Żużel. Znamy kulisy przemiany Zdunek Wybrzeża. Zawodnicy i menedżer mówią, co zrobili