Żużel. Krzysztof Cegielski o Janowskim i Zmarzliku: To zaszło za daleko i może się źle skończyć [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Cegielski
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Krzysztof Cegielski

- Temat rywalizacji Bartosz Zmarzlik - Maciej Janowski trzeba wystudzić. Oni za chwilę staną pod taśmą w Pradze, a takie rzeczy siedzą w głowach i mogą się źle skończyć. Od przeniesienia komentarzy na tor jest tylko krok - mówi Krzysztof Cegielski.

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Podczas finału IMP w Lesznie iskrzyło pomiędzy Bartoszem Zmarzlikiem a Maciejem Janowskim. Ten drugi został ostro skrytykowany przez środowisko za to, że podczas dekoracji medalistów szybko opuścił podium. Co pan sądzi o całej sytuacji?[/b]

Krzysztof Cegielski, były żużlowiec, ekspert i menedżer Janusza Kołodzieja: Przede wszystkim Bartek udowodnił, że jest najlepszym zawodnikiem w Polsce. To żadna niespodzianka, że jest w końcu mistrzem Polski. Dzięki temu teraz będzie mu lżej. Niby wcześniej już nic nie musiał, ale każdy pytał go o złoto w IMP. Od tej pory presja będzie zatem zdecydowanie mniejsza.

Jeśli chodzi o ten spór, to podchodzę do wszystkiego z dystansem, bo przeżyłem większe konflikty, przepychanki i bójki. Kiedyś żużel był bardziej kontaktowym sportem. Pamiętam bitwy w parku maszyn w lidze czeskiej, wizyty u sędziego po drabinie i leżakowanie na torze. W Anglii po wyścigach było jak w NHL. Kiedy ktoś miał do siebie pretensje, był czas na wyjaśnienie sytuacji i się działo. Nie mam jednak wątpliwości, że zachowanie Maćka Janowskiego na podium to kwestia bezsporna. To nie powinno mieć miejsca. Poza tym jest to kolejna taka sytuacja w ostatnim czasie. Wszystko się ze sobą tak jakoś dziwnie zbiegło.

ZOBACZ WIDEO Jest objawieniem PGE Ekstraligi, ale ma problem ze zrobieniem... pompki. Wszystko przez jeden upadek

Co ma pan na myśli?

Mecz ligowy w Lesznie, kiedy miejscowi zawodnicy nie pojawili się w mix-zonie, gdzie czekał Maciej Janowski. Zabrakło podziękowań i gratulacji. Minęło kilka dni i znowu wraca hasło, że przegrywać trzeba umieć. Zwłaszcza że w niedzielę w Lesznie było tak, że kurz już dawno opadł. To była dekoracja, a nie sytuacja tuż po biegu. Rozumiem jednak, że żużlowcom towarzyszy adrenalina. W emocjach można zrobić różne rzeczy i to normalne. Nie można tłamsić zawodników, bo to nie są ministranci.

Czy Bartosz Zmarzlik jest bez winy? Jednak po wyścigu dwunastym podjechał blisko Macieja Janowskiego. Niby nic, wychowanek Stali Gorzów mówi, że to przypadek, ale jako były zawodnik zapewne doskonale wie pan, że czasami wystarczy iskra, by wybuchł pożar.

Mam wrażenie, że największa wina Bartka polega obecnie na tym, że jest najlepszy na świecie. Każdy chce go pokonać, a on musi sobie z tym radzić. Nie przez przypadek jeździ bardzo ostro. Zaskoczyć próbują go wszyscy. Poza tym musimy być świadomi, że kibice dostają tylko skrawek rywalizacji najlepszych zawodników na świecie. W tle jest coś więcej, mnóstwo aspektów poza torem. Mam na myśli między innymi kwestie sprzętowe. Każdy próbuje wnieść coś od siebie. Rywalizacja teamów jest szalona. Jeden próbuje drugiego zaskoczyć. Oni o tym nawzajem wiedzą. To jest walka, której kibic nie widzi. Zapewniam, że to się dzieje.

Co do sytuacji po biegu z dwunastym, to pewnie, że lepiej było tego uniknąć, bo czasami tyle wystarczy. Dobrze jednak, że Bartek to publicznie wyjaśnił. Czasami podjazd jednego żużlowca pod drugiego można źle zinterpretować. Wolałbym jednak, żeby to wyglądało nieco inaczej, bo uwielbiam, kiedy podczas biegu żużlowcy jadą na zabój, a po jego zakończeniu sobie gratulują i dziękują. Tak było w 2020 roku przy okazji ostrej rywalizacji Bartosz Zmarzlik - Piotr Pawlicki na inaugurację PGE Ekstraligi w Gorzowie. To była dla mnie kwintesencja żużla.

Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski to liderzy reprezentacji. Czy jest się o co martwić w kontekście ich współpracy podczas zawodów drużynowych?

Musimy myśleć w tym kontekście pozytywnie. Rywalizacja w reprezentacji potrafi być bardzo pożyteczna i często wychodzi z niej coś dobrego. Potwierdza to wiele sytuacji w sporcie. To nie musi wyjść kadrze na złe. Uważam, że Rafał Dobrucki spokojnie sobie z tym poradzi. Zapowiedział, że będzie rozmowa, a to najważniejsze. Na razie jednak obaj będą rywalizować indywidualnie, a my musimy się liczyć z tym, że każdy z nich chce wygrać. Nie oczekujmy zatem tylko eleganckich wyścigów.

A jak reaguje pan na komentarze kibiców, że po niedzielnych wydarzeniach w Lesznie będą kibicować w Grand Prix Zmarzlikowi, a Janowskiemu już nie?

To nie powinno tak wyglądać. Nie podoba mi się takie podejście. Oczywiście, każdy niech wspiera, kogo chce, ale nie należy przelewać od razu pomyj z jednego wiadra do drugiego. Przed chwilą niektórzy lubili krytykować Bartka, a teraz przerzucą się na Maćka? To bez sensu. Nie można przesadzać. Kiedy na jakiegoś zawodnika wylewa się zbyt duża fala krytyki, to mam taki odruch, że zaczynam go bronić. Moim zdaniem jak najszybciej trzeba uspokoić sytuację, bo zmierza to w złym kierunku. Uważam, że za chwilę może się to źle skończyć, bo sprawy wymykają się spod kontroli.

Ma pan na myśli, że może się to przenieść na tor?

Niestety tak. Od wypowiedzi i ostrej dyskusji na ten temat jest już do tego tylko krok. Kibice, dziennikarze, eksperci czy działacze mogą teraz opowiadać różne rzeczy, ale żadna z tych osób niczym nie ryzykuje. Tymczasem spirala jest nakręcana, a oni za chwilę staną ze sobą pod taśmą w Pradze. Zapewniam pana, że to wszystko będzie siedziało w ich głowach. Jeśli negatywnych emocji będzie za dużo, to finał może być nie najlepszy. W związku z tym trzeba to wystudzić. Moim zdaniem sprawy zaszły trochę za daleko i już wystarczy. Nie namawiajmy jednak teraz nikogo do przeprosin czy kajania się. Na przyszłość po prostu trzymajmy się pewnych zasad.

Niektórzy mówią, że finał w Lesznie pokazuje, że Zmarzlik nie jest lubiany i zawiązała się przeciwko niemu koalicja. Tak jak kiedyś przeciwko Tomaszowi Gollobowi. Mają rację?

Moim zdaniem nie ma takiego problemu. To już nie te czasy. Bartek jest najlepszy i każdy chce z nim wygrać. Niektórzy mu oczywiście zazdroszczą, ale to jest taka zdrowa i naturalna zazdrość. Poza tym wielu zawodników poczuło już, że Bartek jeździ ostro. Coś o tym po finale w Lesznie może powiedzieć nawet Szymon Woźniak, który jest jego klubowym kolegą. Teraz nawet on przekonał się, że ze strony Bartka nie ma miękkiej gry. Rozmawiałem zresztą po ich rywalizacji z Szymonem, który jest świadomy, co trzeba zrobić na torze, żeby pokonać mistrza. To musi być naprawdę doskonały bieg i myślę, że to wszystko siedzi w głowach żużlowców, którzy chcą być na jego miejscu. Najważniejsze jednak, że Bartek zachowuje się odpowiednio, kiedy kończy się rywalizacja na torze.

Zobacz także:
Rozczulające zdjęcie Zmarzlika
Będzie rozmowa z asami kadry

Źródło artykułu: