Żużel. Adrian Miedziński mówi o scenariuszach jak u Hitchcocka i bolączce Apatora

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Adrian Miedziński na czele stawki
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Adrian Miedziński na czele stawki

W sezonie 2021 Adrian Miedziński reprezentuje w Polsce barwy swojego macierzystego klubu. W rozmowie z naszą redakcją mówi m.in. o tym, czego zabrakło, aby eWinner Apator Toruń zajął lepsze miejsce.

Zespół Adriana Miedzińskiego czeka już tylko jedno spotkanie w rozgrywkach PGE Ekstraligi. Przed starciem na własnym torze z Moje Bermudy Stalą Gorzów ekipa z Torunia zajmuje szóste miejsce i już tylko prawdziwy kataklizm mógłby spowodować jej spadek do niższej klasy rozgrywkowej. Nasz rozmówca ocenił też swoje występy na polskich torach.

- Aby nasza drużyna spadła z Ekstraligi, to musiałyby się faktycznie spełnić chyba tylko scenariusze, jak u Hitchcocka. My musielibyśmy przegrać, zespół z Grudziądza wygrać za trzy, a z Zielonej Góry zwyciężyć we Wrocławiu. Jeśli chodzi o moje występy, to na wyjazdach "zaskoczyłem" dopiero, gdy zaczęła się jazda w Szwecji. Mogłem ponownie startować na innych torach i gdzieś przetestować różne ustawienia oraz kolejne silniki. Częściej jeździłem i więcej wiedziałem odnośnie sprzętu. Wcześniej niektóre zawody w Polsce tak się układały, że pojechałem jeden bieg, później była zmiana, a w takich okolicznościach trudne jest zbudowanie formy - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Adrian Miedziński.

Nie lubi kończyć sezonu tak wcześnie

Na taki, a nie inny początek sezonu w jego wykonaniu, miała według niego jeszcze wpływ panująca sytuacja epidemiczna i ograniczenia z nią związane, zwłaszcza te, które obowiązywały wczesną wiosną.

ZOBACZ WIDEO Czy Hampel i Lampart mieli pretensje do Kubery?

- Niestety jest jeszcze "covidowo", nie było większej liczby sparingów, nie mieliśmy turniejów, ani dodatkowych zawodów. W tych okolicznościach gdzieś to ucieka. Może być taki sezon, że się wszystko w miarę wstrzeli, silniki będą pasowały wszędzie i człowiek nie potrzebuje wtedy tyle jazdy. Nieraz jednak należy nieco bardziej obyć się z motocyklem. Ten działa tu, kolejny na innym torze, a następny na jeszcze innym. Po to jest ta jazda w Szwecji i częstsze starty. Na pewno to wtedy pomaga złapać formę - dodaje.

Toruński eWinner Apator przed sezonem 2021 nie był stawiany w gronie faworytów. Nieraz jednak drużyna słabsza "na papierze" potrafiła sprawić niespodziankę. W Toruniu ostatecznie nie udało się w tym roku walczyć o udział w fazie play-off. Czy czuć było zawód w zespole?

- Z całą pewnością chcielibyśmy nie kończyć sezonu tak szybko, bo zawsze byłem przyzwyczajony do tego, że jeździło się w play-offach. Ten rok uciekł, tamten też - był "covidowy". Mam nadzieję, że to wszystko się skończy i zaczniemy normalnie funkcjonować. Na pewno chciałbym, aby w przyszłości było więcej jazdy - zaznaczył.

Formacja młodzieżowa bolączką, szkolenie przyszłością

- Jeżeli chodzi o Toruń, to też pozycja juniorska musi być mocniejsza. Zespoły, które są w "czubie", mają tak naprawdę kim jechać. Jeżeli są dobrzy juniorzy, to można to wykorzystać zawsze gdy zawiedzie jakiś senior. Drużyna musi być po prostu równa. Czasami jeden zawodnik ma słabszy mecz, a drugi lepszy. Widać to np. po drużynie z Wrocławia - gdy nie jedzie Tai Woffinden, to jedzie Gleb Czugunow. Gdy słabszy występ ma Maciek, choć on ma akurat świetny sezon ligowy, to wtedy punktuje ktoś inny. Trzeba się jednak uzupełniać i o to chodzi w drużynie - podkreślił Miedziński.

Przed obecnym sezonem w Toruniu sporo nadziei wiązało się z młodym zawodnikiem, który ukończył w tym roku 16 lat oraz z nowym nabytkiem, który dołączył do Aniołów z zespołu z Gdańska. Ostatecznie nie wszystkie założenia udało się zrealizować.

- Fajnie rozwija się Krzysztof Lewandowski. Jest to młody chłopak, dobrze jedzie na motocyklu, podoba mi się. Na pewno w Toruniu więcej spodziewaliśmy się po Karolu Żupińskim. Ja go wcześniej też nie widziałem. Myślałem, że będziemy mieli w końcu jedną z lepszych par juniorskich, bo w innych drużynach z powodu wieku "odpadli" też ci mocniejsi młodzieżowcy. To jednak się nie ziściło. Tomek Bajerski fajnie pracuje i mam nadzieję, że niebawem to wszystko "ruszy". Wtedy byłoby lepiej i przede wszystkim łatwiej - podkreślił Miedziński.

Rozgrywki PGE Ekstraligi niedługo się skończą i każdy będzie myślał o swojej przyszłości. Czy jest szansa na to, że Adrian Miedziński pozostanie w macierzystym ośrodku również na sezon 2022? - Na razie nie mam pojęcia, co będzie i jak to się poukłada. Jeszcze mamy obecny sezon i nie znamy do końca regulaminu, który będzie podany niebawem - skomentował krótko.

Domowy tor w Szwecji wyjątkowo "startowy"

Oprócz startów w barwach eWinner Apatora, Miedziński reprezentuje Rospiggarnę Hallstavik w szwedzkiej Bauhaus-Ligan. W poprzednim ligowym spotkaniu, jego drużyna pokonała lidera - Smedernę Eskilstuna - 46:44. Wynik wskazuje na wyrównany pojedynek, walki kibice nie oglądali jednak prawie wcale.

- Ten tor jest taki, jaki jest - bardzo "startowy". To jest Szwecja, a nie Polska. Są chyba tylko trzy ośrodki, gdzie przygotowują powtarzalnie tor bardziej do walki. Owal w Hallstavik jest krótki, można powiedzieć "angielski", typowo startowy i tyle. Ciężko się wygrywa na nim po przegranym wyjściu spod taśmy. Po ostatnim biegu tego meczu Andrzej Lebiediew dziękował mi za to, że się ruszyłem z pierwszego pola i spóźniłem start, bo dzięki temu mógł zdobyć jakieś punkty. Tak, jak mówiłem - tutaj trzeba pilnować się ze startu, ja chciałem go wygrać, ale troszeczkę za bardzo. Ruszyłem się i przez to przegrałem - mówił o swoim występie na "domowym", szwedzkim owalu.

Ostatecznie zawodnik zakończył pojedynek z dorobkiem 7 punktów z bonusem. Zawsze mogło być lepiej, jednak wystąpił on w ostatnim biegu dnia, więc występ ten z pewnością nie był najgorszy. W jednym z poprzednich wyścigów Miedziński zajął czwarte miejsce, ale na to miał wpływ również inny czynnik.

- W tym wcześniejszym biegu przyjechałem czwarty, po przegranym starcie. Patryk Dudek też jechał świetnie w tym meczu, a również raz przyjechał ostatni. W tym spotkaniu mieliśmy kombinezony bardzo podobne do rywali, czerwono-białe. Na wejściu w drugi łuk spojrzałem w prawo, rzuciłem tylko okiem na kevlar i myślałem, że to jedzie Michael Jepsen Jensen. Dlatego nie zamknąłem krawężnika i to był mój błąd. Gdybym to uczynił, w tym biegu przywieźlibyśmy co najmniej 3:3. W tamtym momencie jednak nie zauważyłem kasku, bo tylko szybko rzuciłem okiem i po prostu wyszło tak, a nie inaczej - wyjaśnił Miedziński.

W lidze szwedzkiej "kokosów" nie ma, ale jazda tam sporo daje

Zapytaliśmy jeszcze wychowanka toruńskiego klubu o to, czy tor w Hallstavik jest trudny do przygotowania go w taki sposób, aby zapewniał więcej walki. Wcześniej bowiem organizowano na nim również imprezy rangi międzynarodowej.

- Tor w Hallstavik jest również bardzo wymagający i przygotowywany tak, by każdy mógł sobie na nim poradzić. Na pewno w tym roku, w trakcie sezonu została dosypana nawierzchnia i według mojej oceny spowodowało to, że troszeczkę gorzej i trudniej jest wyprzedzać, aczkolwiek wszystko jest do dopracowania - dodał.

Na koniec zawodnik ocenił możliwość występów w lidze szwedzkiej. W ubiegłym sezonie, z dużo większymi obostrzeniami, nie startował bowiem w tym kraju. Co zatem daje mu jazda w Bauhaus-Ligan?

- Mamy możliwość startów na innych torach. Wiemy, że one się różnią, można sprawdzić kolejne motocykle. Każdy motor i silnik zachowuje się inaczej na każdym torze. Jazda w Szwecji na pewno zatem sporo daje. Zawsze zawody są lepsze, niż trening. Nie ma tutaj wielkich "kokosów" i to wiemy, ale traktuje się to bardziej treningowo. Fajnie, że wygraliśmy ze Smederną. Wiedziałem już przed tym ostatnim biegiem, że mamy zapewnione zwycięstwo, więc to też dało troszeczkę luzu w walce o ten mecz i o play-offy. Ta wygrana bardzo nam pomogła. Odjechaliśmy jedno spotkanie mniej niż niektóre drużyny, ale z pewnością poprzednie zwycięstwo w Kumli i to domowe ze Smederną, premiują nas bardzo mocno - zakończył.

Czytaj także:
Żużel na świecie. Świetna jazda Krakowiaka w Szwecji. Marcus Birkemose pokazał klasę
Byli żołnierze prezesa Mrozka zatrzymali jego drużynę. Smutna podróż Aspgrena

Źródło artykułu: