[tag=20801]
Oliver Berntzon[/tag] to debiutant w cyklu Grand Prix, który na domiar złego musi radzić sobie w tym sezonie z wieloma przeciwnościami losu. Tak było chociażby podczas podróży do Togliatti na Grand Prix w Rosji, gdzie w ostatniej chwili okazało się, że nie może zabrać tam swoich silników.
- Nie bardzo wiem do teraz, dlaczego tak się stało. Rozmawiałem z kierownikiem Aeroflot Arlanda kilka dni wcześniej i odprawiłem silniki w specjalnym bagażu po uiszczeniu dodatkowej opłaty - tłumaczy w rozmowie z WP SportoweFakty Oliver Berntzon. Gdy wsiadaliśmy do samolotu i pozostało już prawie 5 minut do zamknięcia bramek, przybiegli do nas ludzie z obsługi, mówiąc, że silniki zostały zdjęte z samolotu, ponieważ są uważane za "towary niebezpieczne" - dodaje Szwed.
Berntzon pytany, czy jego koledzy z toru mieli podobne problemy z transportem silników do Rosji, odpowiada, że nie. - Wielu innych zawodników przywiozło swoje silniki drogą lotniczą, ale nie ze Szwecji - tłumaczy.
Ostatecznie reprezentant Trzech Koron wystartował na silnikach pożyczonych od Jason Doyle'a i Roberta Lamberta, za co jest bardzo wdzięczny kolegom z toru. - Oczywiście oni mają bardzo dobre silniki, ale zazwyczaj jest tak, że najlepiej czujesz się na własnym sprzęcie - kończy Berntzon, który w Togliatti zdobył 3 punkty i zajął 14 miejsce. Występ Szweda nie odbiegał znacząco od jego postawy w poprzednich rundach Grand Prix. W klasyfikacji łącznej cyklu ma 18 punktów i zajmuje 15 pozycję.
Zobacz także:
W Grand Prix nigdy nie było takiej ucieczki dwóch ludzi
Twierdzi, że Zmarzlik jest z innej planety
ZOBACZ WIDEO Żużel. Co dalej z Kennethem Bjerre i Krzysztofem Kasprzakiem w GKM-ie?