Mecze Fogo Unii Leszno i Betard Sparty Wrocław w ostatnich latach elektryzują żużlową publiczność. Obie ekipy regularnie meldują się w play-offach PGE Ekstraligi, przez co nie brakuje okazji do kontrowersji i oskarżeń pod adresem rywala o niesportowe zagrywki. Jednak historia pojedynków leszczyńsko-wrocławskich jest znacznie dłuższa i obfituje w wiele ciekawych sytuacji.
Dość powiedzieć, że swego czasu na stadionie w Lesznie uderzono Andrzeja Ruskę - obecnego prezesa Betard Sparty, jak i Ryszarda Czarneckiego - ówczesnego prezesa wrocławskiego klubu i posła AWS. Wszystko działo się w trakcie kampanii wyborczej na urząd prezydenta Wrocławia.
- Jestem gotów umierać za Wrocław - powtarzał po incydencie w 2001 roku Ryszard Czarnecki. Jego działania budziły wówczas politowanie u sterników leszczyńskiej Unii. Jak to się jednak stało, że popularny dziś polityk został zaatakowany przez kibiców?
ZOBACZ WIDEO Żużel. Czy kluby przesadziły z przygotowaniem torów? Radykalne rozwiązania bywają ryzykowne
Pierwszy cios otrzymał Andrzej Rusko
Gorąco na stadionie w Lesznie było już jesienią 2000 roku. Wtedy Atlas Wrocław (pod taką nazwą startował w lidze) przyjechał na stadion z grupą interwencyjną firmy Impel. - Klub dostał 20 przepustek do parku maszyn. Goście z Wrocławia wszystkie podarowali ochroniarzom ubranym w cywilu - wspomina Rufin Sokołowski, prezes Unii Leszno w tamtym okresie.
Zdaniem Sokołowskiego, wrocławianie chcieli wykorzystać ówczesny punkt w regulaminie, który orzekał walkower na rzecz gości w przypadku wystąpienia nieprzewidzianej przerwy w meczu.
W pewnym momencie w parku maszyn doszło do spięcia pomiędzy byłym żużlowcem Ryszardem Buśkiewiczem a wiceprezesem wrocławskiego klubu Andrzejem Ruską. - Jedni mówią, że to Andrzej się pierwszy na niego rzucił. Inni twierdzą, że było inaczej. Momentalnie otoczyło nas 20 ochroniarzy z Wrocławia. Wtedy niby doszło do pobicia Andrzeja Ruski - dodaje Sokołowski.
Sprawą zajęła się Główna Komisja Sportu Żużlowego. Buśkiewicz, który podczas wrześniowego meczu odpowiadał za sprawdzanie opon, otrzymał roczny zakaz pracy w roli osoby funkcyjnej. - Ten incydent z Ruską nawet nigdy nie został zgłoszony na policję - mówi były prezes Unii.
Ryszard Czarnecki pobity w Lesznie
Policja zajęła się za to pobiciem Ryszarda Czarneckiego. Do zdarzenia doszło kilka miesięcy po szamotaninie w parku maszyn, wskutek której ucierpiał Andrzej Rusko. Czarnecki był wtedy prezesem wrocławskiego klubu, posłem AWS i kandydatem na urząd prezydenta Wrocławia.
- Był prezesem WTS-u, więc zaprosiłem go na trybunę VIP. Jednak on kandydował w wyborach, a kampania rządzi się swoimi prawami i uznał, że pojawi się normalnie wśród miejscowych kibiców. Wszyscy wokół wspierali Unię, on jeden siedział w szaliku Sparty. Proszę to sobie wyobrazić - mówi Sokołowski.
Po zakończonym spotkaniu, wygranym przez wrocławian 46:44, Czarnecki postanowił udać się do parku maszyn. W jego kierunku poleciały butelki. Cieszącego się ze zwycięstwa prezesa Sparty zaatakował w tył głowy jeden z kibiców - Mariusz P. 18-latek zeznał później, że nawet nie wiedział, iż ma do czynienia z politykiem. Stracił nerwy, gdy zobaczył jak pod jego sektorem ktoś wymachuje szalikiem przyjezdnej drużyny.
- Gdyby Ryszard Czarnecki był wtedy na loży VIP, to wracałby do parku maszyn poprzez płytę główną boiska i nie doszłoby do tej sytuacji. Machał przed zapaleńcami szalikiem. Jeden z nich nie wytrzymał - ocenia były prezes Unii.
Zachowanie polityka nagrała wówczas TV Leszno. Gdy nagranie opublikowano, Czarnecki oskarżył lokalną telewizję o manipulację. Stwierdził, że sceny, na których wymachuje szalikiem nagrano jeszcze przed spotkaniem.
Konferencja przed szpitalem
- Mecz się zakończył, goście wrócili do Wrocławia i nikogo nawet nie poinformowali, że doszło do jakiegoś zdarzenia między kibicem a Ryszardem Czarneckim. Natomiast ja w poniedziałek zacząłem dostawać telefony z pytaniami o to, jak skomentuję pobicie posła - przypomina tamte wydarzenia Sokołowski.
Ówczesnego prezesa Unii pytaniami zasypywali dziennikarze z Wrocławia, po tym jak poseł AWS zorganizował konferencję prasową przed jednym ze szpitali. - Stwierdził, że jest gotów umierać za Wrocław. Na oczach przedstawicieli mediów poszedł na tomograf - dodaje Sokołowski. Zdjęcie z badania można zobaczyć w nagłówku artykułu.
Badanie wykazało u Czarneckiego wstrząśnienie mózgu. - Z tym wiązała się jeszcze jedna śmieszna historia. Jeden z dziennikarzy spóźnił się na konferencję Czarneckiego, więc ten jeszcze raz pojawił się pod szpitalem i zrobił sobie kolejne zdjęcia przy tomografie. Miał koszulę w innym kolorze, stąd wyszło to na jaw - mówi były prezes Unii.
Po incydencie z Leszna poseł AWS przez kilkanaście kolejnych dni spacerował po sejmowych korytarzach w specjalnym gorsecie. Twierdził, że to efekt urazów po ataku kibica. - Mówił, że nie czuje się najlepiej, ale będzie pracował dla dobra ojczyzny. Wtedy też napisałem maila do marszałka Sejmu, by nie dopuszczał do pracy posła Czarneckiego, bo ma uraz głowy - podsumowuje Rufin Sokołowski.
Były sternik leszczyńskich "Byków" nie ma wątpliwości, że Ryszard Czarnecki w tamtym okresie "chciał się pokazać" i liczył, że wypromuje się przed wyborami na urząd prezydenta Wrocławia w roku 2002. Tak się jednak nie stało. Polityk otrzymał 5,67 proc. głosów i nie wszedł do drugiej tury. Prezydentem Wrocławia został wówczas Rafał Dutkiewicz.
Czytaj także:
Komarnicki ocenia pojedynek Zmarzlika i Łaguty
Przerażająca kraksa w półfinale Grand Prix Danii