Mało kto już może pamiętać, że ten rudowłosy Brytyjczyk już raz przyczynił się walnie do wywalczenia przez Betard Spartę Wrocław medalu w PGE Ekstralidze. I to zupełnie niespodziewanie, bo cały sezon 2020 był dla Daniela Bewleya raczej do zapomnienia, a tymczasem w dwumeczu o trzecie miejsce przeciwko Falubazowi Zielona Góra trzasnął na wyjeździe 12 punktów z bonusem, w rewanżu 8+2 i to miało ogromne znaczenie w tym, że jego zespół zdobył brąz.
Debiutancki sezon Bewleya w Sparcie do momentu tego dwumeczu był pasmem niepowodzeń i to nie tylko na torze, ale o tym za chwilę. Nie radził sobie z poziomem ekstraligowym, notował słabe wyniki i nie pomagał drużynie tak, jak można było się tego po nim spodziewać. Bo co do tego, że reprezentant Wielkiej Brytanii ma duży talent do ścigania, nikt nie miał nigdy wątpliwości i tym bardziej nikt nie ma po tym, co zaprezentował w tegorocznych finałach polskiej ligi.
Przed rokiem Bewleyowi nie szło na tyle, że przytrafiła mu się nawet przykra sytuacja związana z kradzieżą jego roweru. Gdy zguba się znalazła, zaliczył przykry upadek na tym właśnie jednośladzie, co skończyło się złamaniem łopatki. Po powrocie do zdrowia mało kto liczył, że będzie on jeszcze w stanie wspomóc Betard Spartę w kluczowych meczach w sezonie, ale wtedy przyszły wspomniane dwa z Falubazem i nadzieje na to, że inwestycja zacznie się w przyszłości spłacać, wyraźnie na Dolnym Śląsku odżyły.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Łaguta, Leśniak i Łopaciński gośćmi Musiała
Wróćmy jednak do początków urodzonego w 1999 roku zawodnika w naszej lidze. Przed sezonem 2018 skusił go pierwszoligowy ROW Rybnik na czele z prezesem Krzysztofem Mrozkiem. Tam radził sobie bardzo dobrze, ale tamten rok kończył z paskudną kontuzją nogi, której doznał na torze w Workington. Diagnoza była zła, bo jego udo było złamane w pięciu miejscach, ponadto ucierpiały bark i ręka. Leczenie urazów trwało kilka miesięcy.
Po powrocie nie było łatwo Bewleyowi wrócić do dyspozycji sprzed kontuzji, którą sam zdążył określić jako najlepszą w życiu. Był przecież srebrnym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Wielkiej Brytanii (ten wynik powtórzył w tym roku - red.), znalazł się w kadrze narodowej, brylował w rodzimej lidze. W Rybniku, gdzie ROW zmierzał po awans, spisywał się przyzwoicie. Nie pozostał jednak w tym klubie, bo zgłosili się po niego Krystyna Kloc i Andrzej Rusko.
Teraz z pewnością szefowie WTS-u nie żałują, że zobaczyli w nim przyszłościowego zawodnika dla swojego zespołu, bo w drugim sezonie brytyjski jeździec "odpalił" i choć jego dyspozycja rzecz jasna jeszcze falowała, to udanych meczów zaliczył wiele i walnie przyczyniał się do tego, że Betard Sparta mknie po kolejne zwycięstwa, a de facto po upragniony złoty krążek. Zresztą w dwumeczu o tytuł zdobył w sumie 20 punktów z bonusem, popisując się widowiskową jazdą.
Nie można zapominać o tym, że przed tym sezonem pod swoje skrzydła wziął go starszy rodak, Tai Woffinden. Opieka trzykrotnego indywidualnego mistrza świata była przez kilka miesięcy nieoceniona. On też pomógł 22-latkowi wyjść na prostą i wskazać drogowskazy do pracy nad sobą oraz sprzętem. Wszystkiego doglądał jeszcze Greg Hancock. Z takimi nauczycielami łatwiej o sukces. A ten Bewley osiągnął i to nie tylko z powodu zdobycia z wrocławską ekipą mistrzowskiego tytułu, lecz przede wszystkim odbudowania kariery po ciężkiej kontuzji.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Wzruszające słowa Janowskiego. Zadedykował tytuł zmarłemu koledze
Woffinden popłakał się jak małe dziecko. "Czekałem na ten medal 10 lat!"