"Wiele osób nie wiedziało, że od roku walczę z powikłaniami w płucach po przejściu koronawirusa. Do tego doszły problemy z ręką, związane ze starą kontuzją" - zdradził Fredrik Lindgren na Facebooku.
Mimo kłopotów zdrowotnych, reprezentant Szwecji nie zrobił sobie przerwy od żużla. Dojechał do końca cyklu GP, co - już z perspektywy czasu - uznał za błąd. Mocno na tym ucierpiał.
Zabraknie go z kolei w Speedway of Nations (finały w Manchesterze zaplanowano na 16-17 października).
"Zaciskałem zęby, by jeździć. Moje problemy ze zdrowiem fizycznym poskutkowały też kłopotami psychicznymi. Aż zastanawiałem się: 'co to za życie, skoro nawet na co dzień mam trudności z normalnym funkcjonowaniem'?" - opisał zawodnik Eltrox Włókniarza Częstochowa.
ZOBACZ WIDEO Zmarzlik do samego końca wierzył w tytuł mistrza świata. "Wtedy poczułem krew"
Apogeum nastąpiło w ubiegłym tygodniu, gdy Fredrik Lindgren rywalizował w play-off szwedzkiej Bauhaus-Ligan ostatnich rundach Grand Prix w Toruniu.
"Nie poznawałem siebie, miałem w sobie dziwne uczucie. Do tego doszły problemy z koncentracją i skupieniem. Moje umysł i ciało nie robiły tego, co chciałem. Zdałem sobie sprawę, że jest źle. Przez cały sezon nie byłem w stanie prawidłowo oddychać" - stwierdził.
Dodał, że już wdrożył w życie plan rehabilitacji celem jak najlepszego przygotowania fizycznego i mentalnego pod kątem sezonu 2022. Podkreślił, że za rok ma wrócić silniejszy.
Zobacz też:
Żużel. Legenda Stali zachwycona pojedynkiem Zmarzlika z Łagutą
Żużel. Poznaliśmy rezerwowych w Grand Prix. Jest zaskoczenie