Nicklas Porsing po raz ostatni w zawodach żużlowych wystartował we wrześniu 2019 roku. W Polsce w tamtym sezonie bronił barw Wilków Krosno, skąd w listopadzie przeniósł się do PSŻ-u Poznań.
Pandemia koronawirusa i cięcia w klubowych kasach sprawiły, że Duńczyk swój jedyny występ w barwach Skorpionów zaliczył podczas... wirtualnych mistrzostw Poznania. Co ciekawe, w zabawie, w której decydowały głosy kibiców, zajął on 3. miejsce.
W temacie startów w świecie rzeczywistym nie udało się dojść do porozumienia z klubem. I od tamtej pory próżno szukać Porsinga na żużlowych torach. Teraz zajął się on wyzwaniami w zupełnie nowej dla siebie roli, o czym opowiada w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO Jakub Miśkowiak: Wejdziemy do czwórki i pokażemy jacy jesteśmy silni
Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Nicklas, to drugi sezon, kiedy nie ma cię na żużlowych torach. Czy możemy zatem powiedzieć oficjalnie, że twoja kariera dobiegła końca?
Nicklas Porsing: Moja kariera zdecydowanie się nie skończyła! Ale ściganie na motocyklu żużlowym już tak.
Czyli nie widzisz siebie wracającego na tor?
Absolutnie nie. Skończyłem z tym.
Jesteś aktywny podczas różnych wydarzeń ze świata żużla i często komentujesz je na Twitterze. To obecnie twoje jedyne powiązanie ze speedwayem, czy udzielasz się jeszcze w jakiejś roli?
Mam wiele własnych opinii i komentarzy dotyczących sportu, który wciąż kocham, a Twitter jest fajną i łatwą w użyciu platformą społecznościową. Kiedyś miałem też konto na Instagramie, które miało ponad 15 tysięcy obserwujących, ale skasowałem je, bo miałem okres, gdzie musiałem odpocząć od social mediów.
Wracając do pytania, to tak, obecnie pomagam młodemu duńskiemu zawodnikowi - Nicolaiowi Heiselbergowi. To utalentowany chłopak, który urodził się i wychował w pobliżu mojego rodzinnego domu. Staram się mu pomóc, pomimo mojego nowego etapu życia i wierzę, że już w przyszłym roku będzie w mistrzostwach świata do lat 21!
Osiągnąłeś kilka sukcesów. Które z nich uważasz za najcenniejsze?
Złoty medal Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów z 2013 roku. To były wyjątkowe zawody. Wygraliśmy wtedy składem złożonym z kumpli z dzieciństwa. Nie patrząc na późniejszą katastrofę, to w 2018 roku pokochałem zespół Stali Rzeszów. Wygraliśmy wówczas ligę, a ja byłem kapitanem tej ekipy!
A jest jakaś sytuacja, która szczególnie mocno utkwiła ci w pamięci?
Finał 2. Ligi w 2014 roku. Ales Dryml przyleciał specjalnie na ten mecz z Czech (tego samego dnia rozgrywana była Zlata Prlba w Pardubicach, w której brał udział - dop. red.). Jednak miał wypadek i nie był w stanie kontynuować zawodów. Ostrovia musiała wtedy wygrać z Wandą Kraków różnicą 18 punktów, ale wiedzieliśmy, że bez Drymla to się nie uda. Wtedy prezes klubu zdecydował się na samodzielną akcję. Uderzył siekierą w skrzynkę elektryczną na stadionie i odciął połowę świateł. Mecz został przełożony, a cała ta akcja była totalnie popieprzona (od redakcji: wspomnienia zawodnika są sprzeczne z oficjalnymi ustaleniami - szczegóły TUTAJ).
A czy jest coś, czego żałujesz jeśli chodzi o żużel?
Wiesz co... chciałbym mieć taką wiedzę, jaką mam teraz, w wieku 20 lat. Żałuję też, że wielu ludziom zaufałem, a nie powinienem tego robić.
W Polsce zdobywałeś punkty dla klubów z Ostrowa Wielkopolskiego, Rzeszowa i Krosna. Był jeszcze kontrakt w Poznaniu, gdzie jednak nie pojechałeś ani razu. Jak wspominasz czas spędzony w tych klubach?
Ostrów i Rzeszów to coś, co zawsze będę wspominał bardzo pozytywnie! Krosno i Poznań... zdecydowanie negatywnie. Nie przejmuję się tym, jak fani z tych klubów się czują w odniesieniu do tego. Oni odbiorą całość w zły sposób.
Z tych wszystkich klubów, to chyba w Ostrowie było ci najlepiej, prawda?
Dla kariery na pewno. Osobiście jednak czułem się lepiej w Rzeszowie. To tam poznałem swoją żonę, dlatego stał on się moim domem i mieszkaliśmy tam ponad cztery lata.
A co jest takiego w Ostrowie, że Duńczycy czują się tam tak dobrze? Spędziłeś tam trochę czasu, mieszkał tam Patrick Hansen, a na jedną z legend drużyny wyrasta z kolei Nicolai Klindt.
Myślę, że ten tor jest odpowiedni dla naszego stylu jeździeckiego. Ostrów sam w sobie jest przytulnym miasteczkiem, które nie różni się od tego, skąd pochodzi wielu duńskich zawodników.
Jak wyglądają twoje rozliczenia z polskimi klubami? Jesteś z nimi na zero?
Nie... Łącznie kwota sięga tysięcy euro! Niestety. Dwa z tych klubów, które były mi winne pieniądze, teraz nie istnieją, a w ich miejsce na tym samym torze ścigają się już inne.
Teraz jesteś kucharzem. Skąd pomysł, aby iść w tę branżę?
Zawsze wiedziałem, że po zakończeniu kariery chcę zostać kucharzem i szefem kuchni. Największą szansę dostałem we własnym kraju, a gotowanie w Kopenhadze, to moje marzenie. Mamy tu jedne z najlepszych restauracji na świecie, a także tę numer jeden - "Noma". Zdobyte tu doświadczenie sprawia, że zostanę świetnym kucharzem. Jestem przyzwyczajony do stresu, ale cieszę się pracą zespołową na kuchni i czuję się tak, jakbym się ścigał na torze.
Czyli z tym wiążesz swoją przyszłość?
Absolutnie tak! W każde danie wkładana jest praca zespołowa i profesjonalizm. Bardzo wysoko sobie też cenię dokładność.
Andrzej Lebiediew ma swoją restaurację w Daugavpils. Czy ty też myślisz o tym, aby za kilka lat otworzyć coś swojego?
W tej chwili trudno powiedzieć. Poza tym, z całym szacunkiem dla Andrzeja, ale nie sądzę, aby poziom gotowania, w którym ja się szkolę i w przyszłości chcę samodzielnie działać, był w przybliżeniu taki, jaki u niego.
Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim kibicom za wsparcie na przestrzeni tych wszystkich lat, szczególnie tym z Ostrowa i Rzeszowa. Dziękuję również wszystkim kolegom z którymi się ścigałem, którzy w dużej mierze byli wspaniali.
Czytaj także:
- Zmiana warty w Stali Rzeszów. W klubie pojawią się znane twarze
- Cieślak ocenia skład ROW-u i mówi o swojej przyszłości w klubie