Kiedy w 1995 roku Matias Ferreras kończył swoją karierę, wziął na przejażdżkę po torze swojego trzyletniego syna, również Matiasa.
Mało kto spodziewał się wtedy, że ten mały chłopiec pójdzie w ślady utytułowanego taty, którego największym sukcesem było wywalczenie złotego medalu Indywidualnych Mistrzostw Argentyny w 1984 roku.
On sam nie wiedział także, że miłość do żużla popchnie go do przeprowadzki na drugi koniec świata - do kraju znacząco różniącym się pod względem klimatu, kultury, mentalności, a przede wszystkim języka.
ZOBACZ WIDEO Jakub Miśkowiak: Wejdziemy do czwórki i pokażemy jacy jesteśmy silni
Prezent zapoczątkował karierę
Początkowo Matias sr niechętnie podchodził do pomysłu, aby jego syn spróbował swoich sił w tej dyscyplinie. Ostatecznie zmienił jednak zdanie, po prezencie, jaki przyszły zawodnik otrzymał od jego przyjaciela.
- Z żużlem związany byłem od małego - powiedział Matias Ferreras jr w rozmowie z portalem WP SportoweFakty. - Przyjaciel taty miał w domu stary motocykl ze stojącym silnikiem i podarował mi go. Zacząłem trenować, aż w końcu pojawiły się myśli o starcie w zawodach - dodał.
Matias Ferreras zaczął oszczędzać, a za odłożone pieniądze udało mu się kupić "leżącą" Jawę. Dopiął swego dość późno, bo dopiero jako dwudziestolatek zadebiutował w zawodach, które odbywały się na torze w Colonia Baron.
Pierwsza wizyta w Polsce
Brał udział w mistrzostwach Argentyny, ale niedługo później zdecydował się na przeprowadzkę do Europy za pracą. Początkowo mieszkał na hiszpańskiej Majorce, posiada zresztą także paszport tego kraju.
Polskę po raz pierwszy odwiedził na zaproszenie Przemysława Janego z Ostrowa, który zabrał go na Grand Prix na PGE Narodowym w Warszawie. - Później pomyślałem, że mógłbym tu przez jakiś czas pomieszkać. Zdecydowałem się ostatecznie na to podczas pobytu w Hiszpanii - tłumaczył.
W Polsce zamieszkał ostatecznie przed trzema laty. Początkowo przebywał w Krakowie, następnie - na krótko - przeniósł się do Warszawy, a obecnie mieszka w Gdańsku.
Duże zaskoczenie
Jak sam przyznał, życie w Argentynie i Polsce znacząco się różni. - Największe zaskoczenie było chyba na ulicach. Ludzie w Polsce zachowywali się, w mojej opinii, cicho. W krajach Ameryki Łacińskiej jest znacznie głośniej - mówił zawodnik.
- W Argentynie trzeba dostosowywać się do szybkich zmian, ponieważ kraj wciąż się rozwija i ma inny system niż państwa w Europie. Polska wydaje się być o wiele bardziej zorganizowana. Również życie towarzyskie, z uwagi na klimat, wygląda tu inaczej - dodał.
Nasz rozmówca zapytany o to, co najbardziej spodobało mu się w naszym kraju, odpowiada bez chwili zawahania: "żużel". Oprócz tego imponują mu stare miasta, zabytki oraz jeziora.
Marzenia o jeździe
Po przybyciu do naszego kraju zaczął pracować w branży IT. Związany jest obecnie z jedną z gdańskich firm. Cały czas pozostawał blisko żużla. Regularnie pojawiał się na zawodach - najpierw w Krakowie, a następnie w Gdańsku. Zobaczyć go było można również na innych stadionach.
Jak sam przyznał, próbował zgłosić się na treningi w Krakowie, ale z uwagi na potężne problemy, z jakimi zmagał się w tym czasie klub, nie udało się dojść do porozumienia w tej kwestii. Później, w Gdańsku, również możliwości były mocno ograniczone.
Argentyńczyk cierpliwie czekał, a w pokoju jego mieszkania znajdował się... niemal kompletny motocykl żużlowy, który początkowo jedynie zbierał kurz. Przełom nastąpił w połowie tego roku.
Wyjazd na tor
Przy okazji zawodów amatorskich w Gdańsku, które odbyły się 8 sierpnia, Matias poznał zawodników AKŻ Speedway Ostrów. To oni zaoferowali mu start w Libercu dwa tygodnie później, a także zapewnili pomoc sprzętową.
- Rzeczywiście, trzymałem swój motocykl w pokoju. Miałem na szczęście wystarczająco miejsca na to. Podczas zawodów w Gdańsku Przemysław Płócienniczak, zawodnik klubu z Ostrowa, zaoferował, że pożyczy mi sprzęt na turniej w Libercu - wspominał zawodnik.
Jemu samemu trudno byłoby przetransportować motocykl z Gdańska do oddalonego o ponad 600 km Liberca. Tam został rzucony na głęboką wodę. Po trzyletniej przerwie wsiadł na motocykl i miał tylko trwającą 1,5 minuty próbę toru, aby oswoić się ze sprzętem i torem. - Byłem trochę zagubiony na torze. Nie ścigałem się przez jakiś czas i to nie pomagało - mówił.
Zdobył jeden punkt w pięciu startach w grupie Platinum (dla zawodników, którzy posiadali lub posiadają licencję). Zaskarbił sobie sympatię środowiska żużlowców-amatorów i już dwa tygodnie później wystąpił w Gnieźnie.
Ciężka nauka
Podczas pobytu w Polsce nie próżnuje. Nie tylko doskonali się w swojej branży, ale także cały czas uczy się języka polskiego. Trzeba przyznać, że włada nim coraz lepiej.
- Dość trudno nauczyć się niektórych słów czy zwrotów. Nie wyobrażam sobie jednak życia przez wiele lat w tym miejscu i nieprzyswojenia ani jednej frazy. Myślę, że w tym roku zanotowałem progres. Mam nadzieję, że będę się rozwijał i mówił nieco płynniej - zdradził Argentyńczyk.
29-latek doskonali się także na torze. Ma na swoim koncie do tej pory cztery wyjazdy - w Libercu, Gnieźnie, Gdańsku oraz Dalabuszkach k. Gostynia, gdzie wystąpił w Pikniku Charytatywnym Tasmania Racing dla Zuzi. Kiedy pojawiła się propozycja jazdy w tej imprezie, nie wahał się ani chwili.
Ferreras blisko współpracuje z AKŻ Speedway Ostrów, którego barwy reprezentuje na amatorskich torach. Jak sam przyznał, żużel w tym wydaniu w Polsce jest zbliżony do tego argentyńskiego. - Wiele dla mnie znaczy, że mogę być częścią bardzo zorganizowanego i przyjaznego zespołu, w którym wszyscy sobie pomagają - zdradził.
Ma nadzieję, że będzie miał okazję do regularnych treningów, już na swoim motocyklu, który potrzebuje nowego gaźnika. W przyszłości chciałby także wrócić na jakiś czas do Argentyny, aby dzięki doświadczeniu nabytemu w Polsce, wziąć udział w mistrzostwach swojego kraju.
Z miłości do ukochanej dyscypliny zmienił całe swoje życie i korzysta z każdej okazji, aby być jak najbliżej tego sportu, czy to w roli kibica, czy ostatnio zawodnika.
Czytaj także:
- Duński talent nie dostał swojej szansy w Poznaniu. "Ich strata" [WYWIAD]
- Przewiduje rychły koniec Ekstraligi U24. "Stworzyliśmy pseudotreningi"