Żużel. Po bandzie: Po Kowalskim został w Gorzowie obwód klaty [FELIETON]

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Bartłomiej Kowalski
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Bartłomiej Kowalski

- Ratajczak przypomina mi czarnoskórych piłkarzy z głębokiej Afryki, którzy przyjeżdżają podbić Stary Kontynent. Wyglądają na lat 30, ale z papierów wynika, że mają dopiero 17 - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

W tym artykule dowiesz się o:

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Media żużlowe są jesienią i zimą tak bardzo głodne nowości, że mimo martwego sezonu dzwonią, drążą i wypytują. Z nadzieją, że na coś trafią. Zgodnie ze słowami ewangelii - szukajcie, a znajdziecie. W końcu zawsze ktoś coś chlapnie. Wypowie o jedno zdanie za dużo, na kanwie którego można zrealizować całkiem fajny medialny serial.

No i kilka aferek udało się uszyć.

Z Toruniem może być jednak związany wrocławski toromistrz Grzegorz Węglarz. Sprawą sądową. Otóż senator Termiński przekazał Jarkowi Galewskiemu, że dla nowego niedoszłego pracownika klubu wynajął już blisko Motoareny mieszkanie. Znaczy - poniósł niepotrzebne koszty. Z kolei toromistrz, gdy wybrał się do Torunia, zabrał ze sobą na traktorze paletę ciastek dla całego klubu. Jako wkupne. I teraz sąd będzie musiał zważyć, kogo ta randka kosztowała więcej. A także czy umowa została podpisana i czy weszła w życie. Dodam tylko, że od początku nie dowierzałem w powodzenie transferu. Bo przecież za toromistrzem stawiło się we Wrocławiu trzech wielkich tenorów: Łaguta, Woffinden i Janowski. A ciężko znaleźć w sobie siłę, by zostawić takie postacie, skoro te proszą - zostań.

ZOBACZ WIDEO Żużel. David Bellego opowiada jak wygląda żużel we Francji

A propos tenorów. Kiedy Betard Sparta przedłużała umowy z Łagutą, Woffindenem czy Bewleyem, krzyczała w tytułach końcowymi datami umów. Wszędzie pojawiały się wytłuszczonym drukiem liczby - a to 2023, a to 2024. Tymczasem po ustaleniach z Janowskim przekaz okazał się nieco inny. Choć również triumfalny - oto kapitan zostaje na pokładzie! Na jak długo? Nie wspomniano ani słowem. Z tego mniemam, a nawet jestem pewien, że chodzi u umowę roczną. Tym razem WTS, po serii spektakularnie przedłużonych kilkuletnich kontraktów, PR-owo przemilczał sprawę. Jakby to jakaś porażka była. A przecież śmiało można obwołać wrocławian królami polowania, bo zachowali gwiazdorski trzon. I jeszcze dorzucili świeżą krew.

Tymczasem w Gorzowie po młodym Kowalskim został tylko obwód klaty. Swoje nadzieje kibice będą musieli zatem przerzucić na nieco starszego Patricka Hansena, który po polsku mówi nie gorzej od wielu krajowych zawodników. I, nie ukrywam, darzę za to Duńczyka wielkim szacunkiem. Jestem za to ciekaw, czy okaże się równie błyskotliwym uczniem na ekstraligowych torach. Bo to, w mojej ocenie, jeszcze trudniejsze zadanie od opanowania polszczyzny.

Z kolei za miedzą, w Zielonej Górze, aferę zmontował sam prezes Falubazu - Wojciech Domagała. Otóż puścił w świat informację, że Patryk Dudek zamierza wrócić za rok do Falubazu, w związku z czym poprosił prezesa o zmontowanie konkretnej ekipy. Upublicznianie prywatnej rozmowy uznaję za mało eleganckie. To zagranie nie fair względem drugiej strony i stawianie zawodnika pod ścianą. Takie ubieranie go na siłę w klubowe ciuchy, które właśnie z siebie ściągnął. Do czego miał prawo. Lata lecą, za rok pojawi się trójka z przodu, a ostatni okres spędził Patryk na bocznicy wielkiego speedwaya. Nie widzę tu miejsca ani czasu na krok w tył, a takim byłaby bez wątpienia jazda w niższej lidze.

Jest więc kilka tematów, którymi branża żyje. Kolejny to powrót Maksyma Drabika. Przede wszystkim zobaczyliśmy na zdjęciu z prezesem Kępą, jak on wygląda. Mnie się wydał na twarzy jakiś taki bardziej papuśny. Choć to może tylko złudzenie po roku niewidzenia. A nawet jeśli nie, to nie ma najmniejszego problemu. Przed zawodnikami blisko pół roku okresu przygotowawczego i w tym czasie można zrobić ze swoim ciałem wszystko. Liczę, że Drabik stanie się na powrót kierowcą pełną gębą.

Tak się złożyło, że mieliśmy też ostatnio pewien wysyp utalentowanych piętnastolatków. Co skłoniło nas nawet do dyskusji, czy powinni oni w tak młodym wieku uczestniczyć w zawodach ligowych. Po wymianie zdań z mądrymi głowami uważam, że nie. Bo to jeszcze dzieci. A żużel to nie gimnastyka artystyczna, gdzie w wieku dwudziestu kilku lat należy już się sposobić do końca kariery.

W minionym sezonie czekaliśmy na debiuty Trześniewskiego, Przyjemskiego i Ratajczaka. Ten ostatni przypomina mi trochę czarnoskórych piłkarzy z głębokiej Afryki, którzy przyjeżdżają podbić Stary Kontynent. Wyglądają na lat trzydzieści, ale z papierów wynika, że mają dopiero siedemnaście. Tak dojrzali na pełnym słońcu. I Ratajczak też się prezentował bardzo dojrzale - tak stylem jazdy, jak i fizycznością.

A teraz przed nami ligowe debiuty Palucha czy Karczewskiego. Pierwszy jest drobny, za to drugi rośnie i rośnie. Lepiej, by ten proces już zwolnił, bo w żużlu nie obowiązuje zasada, że duży może więcej.

Gdy chodzi o juniorów, zawsze czekam na początek sezonu, bo w ich przypadku martwy sezon to szmat czasu. I wiosną może wyjechać na tor zupełnie inny zawodnik. Lepszy, szybszy, pewniejszy. Choć można się też przez zimę pogubić. Jakiś czas temu o swoich doznaniach po jednej z takich przerw opowiadał mi Bartek Smektała. Bo trochę wówczas urósł i zmieniły się jego parametry. Gdy więc po zimie siadł na motocykl, kompletnie nic mu nie pasowało. Ani kierownica, ani siodełko. Nic. Nie potrafił się właściwie ułożyć. Całe szczęście, po korektach znalazł rozwiązania. Bywa jednak różnie.

Rusza właśnie sezon skoków narciarskich, dyscypliny... pokrewnej. Tu też trzeba być chucherkiem i też niektórzy skaczą w kaskach Red Bulla. W 2004 roku wybrałem się na mistrzostwa Polski seniorów do Karpacza. Na Orlinek. Zwyciężył Małysz przed mistrzem świata juniorów, Mateuszem Rutkowskim, którego kariera trwała krótko. Poszedł w alkohol, chodził zawiany od halnego i spadł na bulę. Dosłownie. Stał się deptaczem śniegu na zawodach PŚ. Mniejsza z tym, trzeci był wówczas 15-letni (!) Dawid Kowal, syn Jana. W mistrzostwach kraju, podkreślam, seniorów. Po sezonie młodemu Kowalowi przybyło jednak z 10 centymetrów i przepadł na zawsze. Mimo prób nie wrócił już na poziom odpowiadający talentowi.

Dlatego nowy sezon zawsze jest zjawiskowy. Jedno zjawisko zginie, a inne nas zaskoczy.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
- Miał podpisać trzyletni kontrakt z Cellfast Wilkami! Transfer upadł na ostatniej prostej
- Prezes Cellfast Wilków: Transfer Zagara groził utratą stabilności. Falubaz i Polonia ułatwili zadanie reszcie drużyn

Źródło artykułu: