Żużel. Przemysław Termiński: Toromistrz Sparty i Kowalski nas oszukali. Do Stali Gorzów wróciła karma [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Przemysław i Ilona Termińscy
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Przemysław i Ilona Termińscy

- Toromistrz Sparty podpisał z nami umowę na dwa lata. Dostał kopię i zabrał ją ze sobą. Wynajęliśmy mu nawet mieszkanie. Finał tej sprawy będzie w sądzie, bo zostaliśmy oszukani i wpędzeni w koszty - mówi Przemysław Termiński, właściciel Apatora.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Toromistrz Betard Sparty Wrocław udzielił nam niedawno wywiadu. Grzegorz Węglarz stwierdził, że z Apatorem podpisał umowę tylko na Grand Prix. Dodał też, że nigdy nie rozmawiał z szefostwem toruńskiego klubu na temat szerszej współpracy w klubie. Jak może się pan do tego odnieść?

Przemysław Termiński, właściciel Apatora Toruń: Bardzo krótko. Ten pan po prostu kłamie.

To jak wyglądała ta sprawa z pana perspektywy?

Zacznijmy od tego, że pan Węglarz widział się osobiście zarówno z Iloną Termińską, jak i ze mną. Były uzgodnienia, którym na spotkaniach towarzyszył Krzysztof Gałańdziuk. Umowę podpisał na dwa lata i ona dotyczyła pracy toromistrza w naszym klubie. Dostał zresztą od nas kopię i zabrał ją ze sobą. Przy okazji Grand Prix przywiózł nawet ciastka, żeby się wkupić i z wszystkimi przywitać. My z kolei zdążyliśmy mu wynająć mieszkanie, do którego odebrał klucze. W związku z tym mam prośbę, żeby ten pan nie robił z nas idiotów.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Mocne słowa Cegielskiego. Jest odpowiedź Przewodniczącego GKSŻ

Grzegorz Węlgarz powiedział, że wystąpił do was z pismem o udostępnienie dokumentów, które miał podpisać z klubem, a z których wynika, że zgodził się na pracę jako toromistrz nie tylko podczas turniejów Grand Prix.

Przecież on zabrał ze sobą swoją kopię. Prawnicy wysłali mu zresztą w tej sprawie stosowne pismo. Jako klub będziemy dochodzić swoich praw.

To znaczy, że spotkacie się w sądzie?

Myślę, że tak. Nam chodzi przynajmniej o zwrot kosztów, które ponieśliśmy. Poza tym uważam, że w sprawę powinni włączyć się jeszcze organizatorzy Grand Prix. Kiedy patrzę na to wszystko na spokojnie po czasie, to mam wrażenie, że ten pan przyszedł do nas tylko po to, żebyśmy go dopuścili do przygotowania toru na Grand Prix. Zostaliśmy oszukani i wpędzeni w koszty. Nie oznacza to jednak, że w klubie nie będzie miał kto zająć się torem. Mamy swojego toromistrza, ale plan był taki, żeby było ich dwóch.

Chciałbym też porozmawiać o Bartłomieju Kowalskim, bo on również był łączony z Apatorem Toruń. Jak bardzo zaawansowane były wasze rozmowy?

Kolejny człowiek, przez którego zostaliśmy oszukani. On także spotkał się ze mną i Ilona Termińską. Towarzyszył mu ojciec. Wszystkie warunki zostały uzgodnione. Na spotkaniu zadaliśmy wprost pytanie: "czy potwierdzasz, że przychodzisz do Torunia?" Odpowiedział, że potwierdza, a my poinformowaliśmy go, że zaprzestaliśmy poszukiwań innego młodzieżowca.

Co było dalej?

Po tygodniu przestał odbierać telefon, czyli dokładnie casus Gorzowa. Mam jedynie małą satysfakcję, bo tak naprawdę Stal próbowała zrobić nam ten sam numer, który na końcu wycięła im Sparta. W życiu mówi się, że karma czasami wraca i tak było w tym przypadku. Mogę też zapewnić, że dopóki będę w Toruniu, to pan Kowalski tutaj nie pojedzie. Nawet jeśli zostanie mistrzem świata juniorów. Mnie można oszukać, ale tylko raz. To nie jest gra elektroniczna, w której ma się pięć żyć.

Żałuje pan, że Bartłomieja Kowalskiego nie będzie? Jedni mówią, że to może być brakujący element, a inni zwracają uwagę, że przecież mówimy o zawodniku, który na poziomie PGE Ekstraligi jeszcze na poważnie nie zaistniał.

I żałuję i nie żałuję. Jest szansa, że będzie z niego zawodnik, ale dopiero życie pokaże, czy się rozwinie. Z juniorami jest niestety tak, że nie prezentują stabilnej formy. Wielu jedzie lepiej w danym sezonie, a w kolejnym zdecydowanie gorzej. Są też odwrotne przypadki i dlatego często mamy do czynienia z kupowaniem kota w worku.

Czy przerażają trochę pana ceny za juniorów, którzy nie gwarantują stabilnego poziomu?

To efekt takiej, a nie innej polityki. Utrzymujemy fikcję, bo niby najlepsza liga świata, a zdarza się, że startują w niej zupełnie przeciętni zawodnicy.

Czy chciałby pan zagranicznego zawodnika na pozycji juniorskiej?

Chciałbym, żeby w najlepszej lidze świata jeździli najlepsi zawodnicy na świecie. Jakiekolwiek ograniczenia to fikcja, która powoduje, że czasami promujemy żużlowców przeciętnych lub miernych. Chcemy, żeby byli Polacy, ale już niekoniecznie dbamy o to, żeby potrafili się złożyć w łuk. Nie podoba mi się gwarantowanie komuś miejsca tylko ze względu na narodowość czy wiek. Jeśli Polacy chcą jeździć w PGE Ekstralidze, która jest najlepsza, to niech będą najlepsi. Przecież taki Jakub Miśkowiak nie miałby problemu, żeby się przebić. Tak samo, jak kiedyś Dominik Kubera czy Bartosz Smektała. Im nie przeszkadzałoby nawet dwóch zagranicznych juniorów.

Zobacz także:
Toromistrz Sparty odpowiada na zarzuty
Holder mówi o zmianie klubu i nowym otwarciu

Źródło artykułu: