- Bardzo tęskniłem za domem. Ojczyzna to zawsze ojczyzna. Mieszkałem z partnerką i dzieckiem w Anglii. Rodziców i dalszej rodziny nie widziałem praktycznie od połowy zeszłego roku, kiedy przyleciałem do Europy w pandemicznym sezonie ścigać się na żużlu - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty australijski żużlowiec Sam Masters, który w tym roku w Polsce jeździł dla klubu z Rzeszowa, a w nowym sezonie będzie reprezentował barwy Metalika Recycling Kolejarza Rawicz.
Zawodników takich jak on jest wielu. Kiedy w Europie trwa sezon żużlowy przylatują na Stary Kontynent i tutaj zarabiają na chleb. Po sezonie chcą wrócić do Australii, do rodzin. Ten kraj na czas pandemii praktycznie odciął się od świata. Przed rokiem zdecydowana większość żużlowców musiała na zimę zostać w Europie.
- Dom to dom. Nie da się go przebić niczym innym. W Australii mieszkam w Newcastle, gdzie są jedne z najpiękniejszych plaż na świecie. Tęskniłem również za nimi - podkreśla Sam Masters.
Teraz wreszcie mogli wrócić
Australijczyk, by wrócić do ojczyny, musiał przejść obligatoryjne testy na COVID-19. - Kosztowało to moją rodzinę 180 funtów. Na szczęście nie musieliśmy się poddawać kwarantannie, bo stan, w którym mieszkam, czyli Nowa Południowa Walia, zniósł ograniczenia dla podróżujących z zagranicy, jeśli są w pełni zaszczepieni - dodaje żużlowiec.
ZOBACZ WIDEO Żużel. "Strzał w dziesiątkę". Eksperci chwalą ruch Stali Gorzów
Jak zatem wygląda życie w Australii okiem Australijczyka po długiej nieobecności na tym kontynencie? - W zasadzie niewiele życie różni się teraz od tego, co widziałem w Wielkiej Brytanii czy Polsce. Ograniczenia są prawie takie same. Wchodząc do restauracji czy centrum handlowego, musisz zakrywać obowiązkowo usta i nos. To w zasadzie wszystko - tłumaczy Sam Masters.
Australia jednak przez długie miesiące była niemalże w pełnym lockdownie. - Zaczęło się z końcem czerwca w Sydney, później w lipcu dołączyło Melbourne, a następnie również Canberra. Pozostałe stany Australii zamknęły granice z Nową Południową Walią, Victorią i Canberrą. Pełen lockdown pozwalał tylko na wyjście z domu po podstawowe zakupy, do pracy czy do lekarza. Można było także maksymalnie godzinę dziennie ćwiczyć na świeżym powietrzu - wylicza Dominik Janusz, Polak mieszkający na co dzień w Sydney.
Szczepienia kluczem do wyjścia z lockdownu
Janusz w przeszłości pracował m.in. jako dziennikarz sportowy. Zajmował się tematyką żużlową. Teraz opisuje na podstawie własnych doświadczeń, jak Australia wychodzi z lockdownu.
- Kluczem jest stopień zaszczepienia poszczególnych stanów. Przy 70 proc. otwierano dany stan dla osób zaszczepionych, przy 80 proc. następowało większe otwarcie stanu i pozwalano na podróż po nim. Przy zaszczepieniu 90 proc. społeczeństwa danego stanu zniesiono praktycznie wszystkie restrykcje z wyjątkiem obowiązkowych maseczek w pomieszczeniach zamkniętych - mówi nam Polak mieszkający w Australii.
- Mało tego. Te wszystkie restrykcje zniesione są wyłącznie dla osób zaszczepionych. Niezaszczepieni pozostają w sferze lockdownu. Otwarcie dla niezaszczepionych nastąpi w grudniu lub gdy stopień zaszczepienia osiągnie 95 proc. - dodaje.
Poziom zaszczepionych w Australii - w porównaniu choćby z Polską - może wręcz szokować. - Canberra to prawdopodobnie najbardziej zaszczepione miejsce na świecie. Poziom zaszczepienia ludzi w wieku 12+ wynosi tam 97 proc. - zaznacza Dominik Janusz.
Polak twierdzi, że Australia nie planuje już więcej lockdownów ze względu na wysoki poziom zaszczepionych, a przynajmniej restrykcje nie mają dotyczyć osób, które przyjęły szczepionkę. Australia także otwiera dla takich osób granice.
- Obecnie w pełni zaszczepieni Australijczycy mogą latać za granicę do każdego kraju na świecie. Mogą również wracać do ojczyzny bez konieczności odbywania kwarantanny. Dotyczy to jednak tylko Australijczyków w stanach, które osiągnęły ponad 90 proc. poziom zaszczepienia, czyli Nowej Południowej Walii ze stolicą w Sydney, Victorii ze stolicą w Melbourne i ACT, którego stolicą jest Canberra - tłumaczy Janusz.
Pozostałe stany nadal mają zamknięte granice międzynarodowe, jak również te stanowe z trzema wspomnianymi powyżej. - Wynika to z faktu, że poziom zaszczepienia w tych stanach jest na razie dużo niższy i dla grup 12+ jest zaledwie powyżej 70 proc. Docelowy poziom zaszczepienia każdego stanu ma wynieść minimum 90 proc, a gdzie się uda - nawet 95 proc. Te stany nie są jednak w lockdownie. Życie toczy się normalnie. Powoli myśli się także o otwieraniu granic międzystanowych - dodaje.
Te mają zostać otwarte jeszcze przed Bożym Narodzeniem. - Jedynym stanem, który wyłamał się od tego jest Zachodnia Australia ze stolicą Perth, gdzie jak do tej pory nie jest jasne, kiedy zostaną otwarte granice. Spodziewamy się, że nastąpi to w pierwszym kwartale przyszłego roku - dodaje Polak.
Mało przypadków COVID-19 i zgonów
Australia przez to, że zamknęła się na czas pandemii, praktycznie poradziła sobie z koronawirusem. - Obecnie na poziomie krajowym nowych przypadków jest około 1000-1500 dziennie, ale ze względu na wysoki poziom zaszczepienia społeczeństwa, notuje się mało hospitalizacji i zgonów. W Australii jest teraz wiosna, więc poziom transmisji wirusa spada i prawdopodobnie pozostanie na tym poziomie do maja, czerwca przyszłego roku. Najwięcej przypadków jest w Melbourne, co wynika raczej z dużo chłodniejszego klimatu niż w pozostałej części Australii - uważa Dominik Janusz.
Polak mieszkający na co dzień w Sydney mówi, że obecnie praktycznie nie odczuwa już pandemii. - Jedyną uciążliwością jest brak możliwości swobodnego podróżowania. Denerwujące jest także logowanie przy wejściu do sklepów. Niektórym przeszkadza też obowiązek noszenia maseczek w miejscach zamkniętych - dodaje.
W lockdownie nie było jednak wesoło. Dominik Janusz mówi, że dało się odczuć przygnębienie społeczeństwa.
- Jeszcze nie wszystko wróciło do normalności, bo chociażby imprezy masowe odbywają się w ograniczonym stopniu. Sygnałem, że powoli to wszystko się odradza jest choćby to, że Justin Bieber uwzględnił Australię w swoim Tour na 2022 rok. Żeby jednak wróciły choćby koncerty, kraj musi otworzyć granice - dodaje.
Mistrzostw Australii nie będzie
Nie tylko kultura, ale i sport dostaje rykoszetem przez pandemię. Jak informuje Sam Masters, drugi rok z rzędu nie odbędą się żużlowe Mistrzostwa Australii.
- Wydaje mi się, że australijskie władze powinny przeprowadzić kwalifikacje wiosną w Europie. Z reguły to Mistrzostwa Australii stanowiły kwalifikację do walki o Grand Prix. To nie fair, żeby utrzymywać nominacje na podstawie Mistrzostw Australii z 2020 roku - kończy żużlowiec.
Rząd Australii informuje, że podejmuje dalsze kroki w celu bezpiecznego ponownego otwarcia się tego kraju na świat. "Zgodnie z krajowym planem bezpiecznego ponownego otwarcia Australii, zmiany te zapewnią, że będziemy nadal chronić zdrowie Australijczyków, jednocześnie łącząc rodziny i zapewniając ożywienie gospodarcze poprzez otwarcie granic dla wykwalifikowanych i studenckich posiadaczy wiz" - czytamy na stronie premiera Australii.
Od 1 grudnia 2021 r. Australia przyjmie z powrotem w pełni zaszczepionych obywateli Japonii i Republiki Korei. Do pełnego otwarcia na świat jeszcze daleka droga. Rząd Australii chwali się jednak sukcesem narodowego planu walki z pandemią, przywracania normalności i bezpiecznego otwierania się na świat.
Zobacz także:
Kibice oburzeni. Prezes odpowiada
Dziadek Schmeichela jeździł na żużlu