Informację o współpracy Eleven Sports z Tomaszem Lorkiem pod koniec listopada ogłosił Patryk Mirosławski. Teraz poznaliśmy kulisy powrotu legendarnego reportera. - Historia jest dość zabawna, bo temat powrotu do żużla wcale nie rozpoczął się od żużla - mówi i nam Tomasz Lorek.
- Z końcem sierpnia byłem w Jastarni wraz z moim synem Mikołajem i małżonką Małgosią. Nagle patrzę, że dzwoni telefon, a na ekranie wyświetla się Patryk Mirosławski. Odbieram jak zwykle, ale nie słyszę o żużlu, ale że jest temat łódek z silnikiem o pojemności 2,5 litra (powerboats). Chodziło o F1H20, a więc mistrzostwa świata na łodziach. Kiedyś komentowałem te zawody w Polsacie Sport. Szef Eleven Sports chciał, żebym wsparł go w tym projekcie - tłumaczy.
Lorek propozycję przyjął i pojechał do włoskiego San Nazzaro, gdzie we wrześniu odbyła się runda w ramach Formuły 1 Powerboats. - Wykonałem swoją reporterską robotę i wracałem do Polski. Wtedy wpadliśmy na siebie z Patrykiem Mirosławskim na lotnisku Malpensa w Mediolanie. Ja wracałem z łódek, a on z Formuły 1, ale tej samochodowej na Autodromo di Monza. To wtedy padła propozycja dotycząca żużla. Patryk powiedział mi, że ma problem z obsadą parku maszyn, a ja przecież jestem legendą. Nawiasem mówiąc podczas gali FIM Awards takiego określenia użyli Jason Crump i Greg Hancock - opowiada Lorek.
Dziennikarzowi Polsatu Sport propozycja od razu przypadła do gustu, ale decyzji nie mógł podjąć samodzielnie. - Jeśli dziennikarz Polsatu Sport ma współpracować z Eleven Sports, to musi być wyrażona zgoda dyrektora Mariana Kmity - przyznaje.
- Marian Kmita to wybitny intelektualista i znakomity menedżer. Stwierdził w rozmowie z Patrykiem Mirosławskim, że żużel bez Lorka wiele traci i od razu zapalił zielone światło. Powiedział tylko, że musimy dogadać szczegóły między sobą. To poszło już szybko, więc wracam. To jednak nie jest żaden transfer, bo zostaję w Polsacie Sport. Nadal będę pracował przy tenisie, bo to naprawdę istotna tkanka mojego życia. W dniach 10-11 grudnia w Zielonej Górze odbędzie się towarzyski mecz Polska - Czechy i będę tam pracować jako prowadzący studio i reporter. Z kolei od 1 do 9 stycznia będę komentował świetnie obsadzony turniej ATP Cup rozgrywany w Sydney - tłumaczy Lorek.
Reporter nie ma żadnych obaw związanych z powrotem do parku maszyn. - Żużel to moja miłość od kołyski. W obiegu jestem w pewnym sensie cały czas, bo co tydzień piszę felietony dla tygodnika "Speedway Star", a poza tym bywam spikerem. Może nie jest to już tak regularne, jak kiedyś, bo z racji wieku jestem już nie tylko komentatorem, ale także tatą. Nie widzę jednak problemu, bo park maszyn to moje naturalne środowisko. Poza tym praca z sitkiem jest dla mnie czymś fascynującym. Chwilę mnie nie było, ale nie mam obaw, że to odbije się ujemnie. Raczej zakładam, że efekt będzie pozytywny, bo pojawi się większa świeżość. Zawsze uważałem, że każda rozmowa w parku maszyn niezależnie od poziomu zażyłości z chłopakami jest eksperymentem, bo staż w dyscyplinie nie zwalnia cię z kreatywności. To jak z malarzem, który bierze pędzel i zaczyna pracę nad nowym dziełem - podsumowuje Lorek.
Zobacz także:
Znamy terminarz PGE Ekstraligi na sezon 2022
Drabik już błyszczał w Lublinie
ZOBACZ WIDEO Żużel. Znany młodzieżowiec o zagranicznych juniorach: "To polska liga, więc niech startują Polacy".