Żużel według Jacka. Pieniądze w PGE Ekstralidze kuszą. To dlatego poszły ceny w eWinner 1.Lidze [FELIETON]

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Norbert Kościuch (kask czerwony)
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Norbert Kościuch (kask czerwony)

- Kluby eWinner 1.Ligi, które chcą awansować, walczą między sobą o zawodników, dlatego ich ceny poszły w górę. Z kolei chęć awansu do PGE Ekstraligi determinują pieniądze z kontraktu telewizyjnego - pisze w swoim felietonie Jacek Gajewski.

W tym artykule dowiesz się o:

"Żużel według Jacka" to cykl felietonów Jacka Gajewskiego, byłego menedżera klubu z Torunia.

***

Tak jak w sezonie 2020 w zasadzie jedynie klub z Torunia deklarował chęć awansu do PGE Ekstraligi, a pozostałe kluby pierwszoligowe - z różnych powodów - głównie organizacyjno-finansowych nie wyrywały się do walki o awans, tak teraz jednak szybko to się zmieniło. Przed sezonem 2021 kilka klubów głośno deklarowały chęć wejścia do PGE Ekstraligi, a rozgrywki trochę niespodziewanie wygrała Arged Malesa Ostrów.

Obecnie coraz mniej słychać głosy, że pierwszoligowców nie stać na PGE Ekstraligę, że to zabawa dla bogatych klubów, że to duże wyzwanie. Jest odwrotnie. Więcej klubów mówi otwarcie, że właśnie chce awansować, bo PGE Ekstraliga kusi wielkimi pieniędzmi z kontraktu telewizyjnego. Ponadto, chcąc zbudować skład na awans, trzeba się wykosztować. Przez zmiany regulaminowe, choćby wprowadzenie zawodnika do lat 24, jeszcze niedawni uczestnicy cyklu Grand Prix, zeszli o ligę niżej.

ZOBACZ WIDEO W regulaminie powinno dojść do zmiany? "To niedobre dla PGE Ekstraligi i 1. Ligi"

Jeśli jest kilku chętnych do awansu, walczą oni o zawodników między sobą, a to powoduje, że ceny idą w górę. Problemem sportu, w szczególności żużlowego, jest to, że mało klubów potrafi generować zysk na koniec sezonu. Kluby cieszą się, jak wyjdą na zero. Zyski można byłoby przecież inwestować czy to w szkolenie, czy marketing, tak by dyscyplina rozwijała się.

Rozumiem pewnego rodzaju frustrację Witolda Skrzydlewskiego, sponsora Orła Łódź, który niedawno mówił, że z roku na rok żużel w pierwszej lidze kosztuje więcej, a kontrakty wzrosty nawet dwukrotnie. To człowiek, który całe życie zajmuje się biznesem. To jest przedsiębiorca, dla którego niezrozumiały jest fakt, że do działalności w klubie trzeba dopłacać i to duże pieniądze.

Na zdjęciu: Max Fricke w barwach Stelmet Falubazu Zielona Góra
Na zdjęciu: Max Fricke w barwach Stelmet Falubazu Zielona Góra

Nigdzie na świecie nie płaci się takich pieniędzy jak w Polsce. Każdy żużlowiec, który nazywa się profesjonalistą, musi jeździć i zarabiać w naszym kraju, bo inaczej nie wyżyje tylko z żużla. Czasami się zastanawiam, dlaczego tak jest, że gdzieś indziej ci sami zawodnicy jeżdżą za mniejsze pieniądze, a w Polsce nie. Ten biznes można byłoby naprawdę inaczej poprowadzić - wcale nie z krzywdą dla zawodników - żeby właściciele mieli też z tego jakieś pieniądze.

Większość klubów funkcjonuje tak, że jak się budżet spina na zero, to jest dobrze. W PGE Ekstralidze może są 2-3 kluby, które są w stanie wygenerować dochód. W normalnym biznesie tak to przecież nie działa. Jeżeli przedsiębiorca nie ma jakiegokolwiek zysku ze swojej działalności, to taki biznes zwija. Żużel generuje jeszcze inne potrzeby, choćby społeczne dla ludzi, dając im rozgrywkę.

Mam nadzieję, że ten model biznesu żużlowego trochę się zmieni, że właściciele klubów zaczną wydawać pieniądze inaczej, a kondycja finansowa klubów będzie lepsza. Póki co, chętnych do żużlowego eldorada w PGE Ekstralidze wielu, a żeby się tam znaleźć, trzeba najpierw wydać i to sporo.

Zobacz także: 
Te transfery mogą okazać się strzałem w dziesiątkę
Beniaminkowie PGE Ekstraligi w liczbach

Źródło artykułu: