Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Wraca pan do polskiej ligi. Jakie są pana oczekiwania po podpisaniu umowy ze SpecHouse PSŻ-em Poznań?
Chris Harris, były uczestnik cyklu Grand Prix, obecnie zawodnik SpecHouse PSŻ-u Poznań: Przyszedłem do tej drużyny, by pomóc jej w wygranej w lidze. Każdego roku podchodzę do tego tak, że chcę wygrywać z każdym zespołem w którym startuję. Wspólna praca z całą drużyną może zaowocować awansem.
To dla pana pierwszy rok na trzecim poziomie rozgrywkowym w Polsce. Nie zabraknie motywacji?
Nie mam z tym najmniejszego problemu. Widzimy jakie nazwiska będą jeździć w 2. Lidze Żużlowej, to wciąż wymagająca liga. Jeżdżą w niej choćby Adam Ellis czy Nick Morris, którzy z powodzeniem jeżdżą w Premiership, a w Polsce nie wygrywają wszystkiego na tym poziomie. Do tego pamiętajmy, że nie jeździłem w Polsce przez cztery lata i nie jest łatwo z marszu wrócić i wygrywać wszystko na najwyższym poziomie.
ZOBACZ WIDEO Tomasz Lorek odpowiada na zarzuty kibiców Motoru Lublin
W Polsce przejechał pan 134 mecze, jednak mimo wszystko nie zrobił pan u nas tak dużej kariery jak u siebie czy w Grand Prix. Dlaczego?
To fakt, zgodzę się z tym. Jak spojrzę na mój czas w polskiej lidze, to na pewno nie było idealnie, chciałoby się wygrywać dużo więcej. Przyczyna tego jest taka, że nie wszystko wychodziło tak, jak bym chciał. Miałem pewne problemy w swoim teamie, a do tego może mój sprzęt nie był na tyle dobry, by rywalizować skutecznie na ekstraligowych torach. Teraz podchodzę do tego z optymizmem również dlatego, bo mam najlepszy sprzęt w mojej historii startów.
Wychował się pan w innych czasach niż obecnie. Zazdrości pan szans Robertowi Lambertowi czy Danielowi Bewleyowi?
Na pewno obecne czasy są zupełnie inne niż te, w których ja zaczynałem. Wtedy to wyglądało tak, że jeździłem w meczach ligowych niemal każdego dnia - w Polsce, Anglii, Szwecji czy Danii oraz w Grand Prix. Jechało się z meczu na mecz. Teraz specyfika startów jest inna, ja się cieszę z tego, że są kolejni utalentowani zawodnicy z mojego kraju.
Odjechał pan sporo turniejów w cyklu Grand Prix. Z jednej strony dziewięć razy stał pan na podium, z drugiej poza 6. miejscem w cyklu w 2010 roku, nie był pan ani razu w czołówce. Jest pan spełniony jeśli chodzi o Grand Prix?
Z pewnością dobre występy w Grand Prix to było to, czego pragnąłem najbardziej, a moim największym marzeniem i celem było zdobycie Indywidualnego Mistrzostwa Świata. Czego mi zabrakło? Z jednej strony na pewno zaważyły kwestie sprzętowe, o których już wcześniej wspominałem, z drugiej często brakowało mi wiary w siebie, w to że jestem w stanie wygrywać i osiągać cele. Nie jestem już w Grand Prix od kilku sezonów i teraz obserwuję najlepszych z boku. Obecnie jestem przygotowany do jazdy lepiej niż kiedykolwiek, w dużej mierze dzięki moim sponsorom. Chciałbym jeszcze wrócić do Grand Prix, ale oczywiście wiem, że przede mną bardzo długa droga.
Pamiętamy pana podium w Warszawie w 2015 roku, pierwsze od czterech sezonów.
To fakt, pamiętamy jak wtedy wyglądał tor - był on również dużo krótszy niż typowy tor w Polsce, mocno przypominał mi tor w Cardiff. Na pewno miło wspominam tamten moment i szczerze wierzę, że powtórzę to jeszcze w przyszłości.
2020 rok był niezwykle trudny dla brytyjskiego żużla. Ze względu na pandemię, nie wystartowała liga.
Fakt, na pewno było nam bardzo trudno. Kluby musiały mocno uważać na to, by w ogóle przetrwać ten trudny czas i podjęto taką decyzję. Za nami jednak 2021 rok, gdy wznowiono ligę, co na pewno cieszy kibiców i budujemy coś na nowo na przyszłość.
Szukając jazdy zawitał pan do Francji.
Nie jest to najmocniejsza liga, ale wszystko się tam buduje i cieszę się, że jestem tego częścią. Liga we Francji rusza przed rozgrywkami w Anglii i w całej północnej Europie, można się odpowiednio rozjeździć. Jeżdżą tam Adam Ellis czy David Bellego, więc jest z kim się ścigać. Wierzę, że Francuzi będą się jeszcze rozwijać.
Wracając do żużla na Wyspach - patrząc na historię, sześć drużyn w Premiership to na pewno nie jest wasz szczyt możliwości.
Zdecydowanie tak jest, zdecydowanie potrzebujemy nowych drużyn w najwyższej klasie rozgrywkowej. Gdy ja debiutowałem, to na tym poziomie jeździło minimum 10 drużyn i trzeba do tego nawiązać. Liczę, że dzięki wspólnej pracy, kolejne zespoły powrócą do walki o Drużynowe Mistrzostwo Wielkiej Brytanii.
Pan w ubiegłym sezonie wraz z Peterborough Panthers wygrał Premiership. Jak to było możliwe biorąc pod uwagę jak doświadczony mieliście skład?
Na pewno był to dla nas dobry sezon i pokazaliśmy, że nie można lekceważyć takiego aspektu, jakim jest właśnie doświadczenie. Zwycięstwo w Premiership było wspaniałe dla całego Peterborough Panthers i cieszę się, że nam się to udało po tak trudnym sezonie. Oczywiście przed sezonem wierzyłem w nas i cieszyłem się ze składu, jakie mamy. Rozgrywki powróciły po przerwie spowodowanej pandemią i może tutaj nasze doświadczenie się przydało. Ja znów czułem się jak osiemnastolatek.
Czy pan jest obecnie na takim etapie, że nie musi pracować zawodowo poza żużlem?
Na szczęście dla mnie, nie mam czasu na to, by podjąć pracę poza żużlem. Zajmuję się na co dzień dziećmi, moja żona ma bardzo dobrą pracę i jest mocno zajęta. Ja zimą mam więcej czasu na dzieci, spędzam z nimi czas do czasu, gdy żona wróci do domu.
Czyli jest pan człowiekiem rodzinnym?
Tak, absolutnie można mnie tak nazwać. W sezonie przez moje obowiązki związane z żużlem nie mogę oglądać regularnie moich dzieci, więc mogę to sobie nadrobić właśnie zimą.
Czy za kilka lat zobaczymy w żużlu nowego Harrisa?
Nigdy nie wiadomo. Mój syn kocha oglądać, jak tatuś jeździ na żużlu, sam zaczyna się interesować motocyklami więc kto wie, może tak właśnie będzie? Ale przed nim dużo czasu, dopiero za miesiąc kończy dwa lata.
Zobacz także:
Alkoholu nie tyka, trener jest dla niego jak ojciec
Inflacja szaleje. Kibice odczują jej skutki