Ryan Sullivan na żużlowym torze był nieustraszony. Teraz świetnie radzi sobie w nowym życiu i podziwia Darcy'ego Warda

Brązowy medalista cyklu Grand Prix 2002, wieloletni lider drużyn z Częstochowy i Torunia. Ryana Sullivana wciąż wielu pamięta z wyśmienitej jazdy na torze. W "This is speedway" opowiedział m.in. o tym, co robi obecnie i podziwie dla Darcy'ego Warda.

W tym artykule dowiesz się o:

Legenda i ulubieniec publiczności, głównie w Toruniu. Bohater wielu ważnych wyścigów i prawdziwa podpora tamtejszej drużyny. Ryan Sullivan to dla niej postać wręcz ikoniczna. Łącznie startował w jej barwach przez jedenaście sezonów (1996-98, 2000, 2007-13). Oprócz jazdy w Apatorze Toruń, ma za sobą pobyt w Polonii Bydgoszcz (1999) i Włókniarzu Częstochowa (2001-06). Karierę zakończył definitywnie osiem lat temu i następnie przeniósł się z rodziną do ojczyzny.

- Wszystko układa się bardzo dobrze. Oczywiście jestem poza żużlem, ale mój biznes ma się fantastycznie, a życie jest bardzo dobre. Nie narzekam, wszystko posuwa się do przodu - rozpoczął rozmowę z Łukaszem Benzem w kolejnej odsłonie programu "This is speedway".

Święta Bożego Narodzenia wraz z żoną Pauliną (torunianką - red.) spędza na swojej ziemi, ale jak zdradził, chciałby w niedalekiej przyszłości odwiedzić Polskę. - Na Wigilię przyjeżdża rodzina, Paulina sporo czasu spędza w kuchni, jest doskonałą kucharką i gotuje wprost góry jedzenia. Mamy ogromną Wigilię, jednak czekamy na moment, kiedy moglibyśmy polecieć w końcu do Polski, by spędzić trochę czasu z rodziną Pauliny. Brakuje nam tego. Planujemy podróż, żeby odwiedzić krewnych, zobaczyć trochę żużla i może w niedalekiej przyszłości przeżyć i poczuć polskie święta - przyznał.

ZOBACZ WIDEO "Warsztat i własny styl ważniejszy od pieniędzy". Tomasz Lorek o odejściu przed laty z Canal+

Australia to jedno z tych miejsc, gdzie mieszkańcy odczuli restrykcje związane z sytuacją pandemiczną. - To trochę dziwne, bo w Nowej Południowej Walii wszystko jest otwarte, możesz przylecieć i wylecieć bez kłopotu. Queensland jest otwarty tylko trochę. Możesz wyjechać, ale obowiązuje kwarantanna. Mam nadzieję, że najgorsze za nami i wreszcie będziemy mogli się otworzyć i powrócić do normalności - zdradził.

Po zakończeniu kariery Sullivan zaczął zupełnie nowe życie zawodowe. - Żużel zawsze będzie ogromną częścią mojego życia. Wciąż ma wiele miejsca w moim sercu. Teraz nie ma wielu możliwości, jeśli chodzi o żużel. Już podczas jazdy wiedziałem i czułem, że jak ją skończę, to wrócę tutaj i będzie to zupełnie nowe życie. To była trudna transformacja. Dużo trudniejsza niż ją sobie wyobrażałem - stwierdził brązowy medalista cyklu Grand Prix z 2002 roku.

- Otworzyłem w życiu czystą kartę i naprawdę szybko się przystosowałem. Już podczas kariery dużo inwestowałem w nieruchomości. Teraz je odrestaurowuję, kupuję też te niedokończone i sprzedaję z zyskiem. Wszystko się rozwinęło, mam obecnie kilka firm i własnościowych nieruchomości. Obecnie próbuję też dokończyć nasz dom - opowiedział Sullivan.

Urodzony w 1975 roku w Melbourne Sullivan nadal kocha speedway, który ogląda wraz z dwójką synów, choć czasu nie ma na to zbyt wiele. - Razem oglądamy żużel i śledzimy w telewizji cykl Grand Prix. Mój najstarszy syn widział mnie jeszcze na motocyklu, kiedy miał jakieś sześć miesięcy, a obecnie jest zagorzałym fanem futbolu - powiedział i dodał: - Zachwycaliśmy się turniejami IMŚ, które są niesamowite. Nie jestem w stanie oglądać wszystkiego z uwagi na firmę. Poza tym w Australii żużel nie jest taki jak w Polsce.

Rodzina Sullivanów żyje w bliskim sąsiedztwie z Darcy'm Wardem i jego żoną Lizzie w Gold East na wschodnim wybrzeżu. - Ostatnio przeprowadziliśmy się i mieszkamy jakieś dziesięć minut od niego, ale wcześniej mieszkaliśmy na tej samej ulicy. Kiedy wrócił, zwrócił się do mnie o pomoc i razem znaleźliśmy mu dom, gdyż wiedział, że zajmuję się nieruchomościami.

- Biorąc pod uwagę to, co go spotkało, radzi sobie świetnie. Mentalnie wszystko sobie ogarnął i powinien być z siebie dumny. Z Lizzie dobrze mu się wszystko układa. Niedawno zostali rodzicami, mają śliczny dom, a poza tym Darcy mocno zaangażował się w tutejszy żużel, co po prostu kocha. Pracuje naprawdę ciężko i się rozwija - ocenił kolegę z toru Ryan, z którym razem startował dla Torunia podczas czterech sezonów.

Nie mogło zabraknąć pytania stricte dotyczącego kariery, którą Sullivan miał obfitą w sukcesy. - Zacząłem w wieku 10 lat, a gdy miałem 12, już wiedziałem, że będę to robić. Chciałem tylko tego. Natomiast gdy zakończyłem przygodę, czułem się już wypalony długą karierą. Byłem i jestem bardzo wdzięczny za wszystko, co osiągnąłem i gdzie mogłem być - skwitował i wspomniał o początkach w Polsce, a także z uznaniem ocenił zmiany, jakie dokonały się w profesjonalizacji żużla w naszym kraju w ciągu kolejnych lat.

Były żużlowiec jest pod wrażeniem obecnej walki w światowej czołówce. Docenia to, co robią młodsze pokolenia. - Wow! Ci goście naprawdę walczą ostro. Uważam, że wiele zależy od motocykli i obecnego sposobu ich ustawiania. Udało im się udoskonalić niemal każdy element maszyny. Są w stanie jechać gdzie chcą i uzyskiwać przyczepność dokładnie tam, gdzie chcą. Wiadomo, że jest spora różnica w technologii. Jedno jest pewne. Ci zawodnicy jadą na absolutnej granicy ryzyka i szczerze, dla mnie to jest świetna rozrywka - wskazał swoje przemyślenia na temat obecnego speedwaya.

Benz zagaił również Sullivana o czasy jazdy w kraju nad Wisłą, gdzie długo był gwiazdą Ekstraligi. - Tak naprawdę moja kariera w Polsce była fantastyczna. To była ogromna frajda. Myślę, że najlepszym ruchem, który wykonałem, była przeprowadzka do Polski. Kiedy ścigałem się w Anglii i cyklu GP, czułem się wypalony i wyczerpany ciągłymi podróżami oraz brakiem snu. Ścigania miałem aż za dużo - powiedział i dodał: - To kompletnie zmieniło moje życie, okazało się, że dostałem nowe. Nie mieszkałem już na lotniskach czy na pace busa. Nagle pojawiło się życie towarzyskie i miałem czas na poznawanie nowych ludzi. Dzięki temu poznałem moją żonę, wybudowaliśmy dom, pobraliśmy się i jesteśmy szczęśliwymi rodzicami.

CZYTAJ WIĘCEJ:
Akcja z Rybnika zapewniła mu nieśmiertelną sławę. Zmarł w trakcie rutynowego zabiegu
North otrzymał imię przez zainteresowanie ojca samolotami wojskowymi. Słuch o nim zaginął

Źródło artykułu: