Akcja z Rybnika zapewniła mu nieśmiertelną sławę. Zmarł w trakcie rutynowego zabiegu

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Rinat Mardanszyn
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Rinat Mardanszyn

Kibice niejednokrotnie przecierali oczy, gdy widzieli, co wyprawiał na torze. W 1997 roku w niebywałych okolicznościach wprowadził Iskrę Ostrów do elity. Gdyby żył, 24 grudnia Rinat Mardanszyn skończyłby 58 lat.

W tym artykule dowiesz się o:

Rinat Mardanszyn w polskiej lidze zadebiutował w 1992 roku. Miał wtedy już 29 lat. W barwach drużyny z Tarnowa wystąpił w dziesięciu spotkaniach i na dwa kolejne sezony zniknął z naszego kraju.

Skrzydła rozwinął jeżdżąc w drugoligowym wówczas Śląsku Świętochłowice. Kapitalnie spisywał się na polskich torach, po czym przeszedł do Iskry Ostrów, w czym spory udział mieli bracia Garcarkowie.

- Poznaliśmy się przez Rifa Saitgariejewa. Rinat był jego kolegą. Kiedy Rif jeździł w Ostrowie, przyjeżdżał w odwiedziny do naszej firmy. Zaczęło się od wypicia wspólnej kawy, a później zostaliśmy jego sponsorami i zaprzyjaźniliśmy się. (…) Po tragicznym wypadku i śmierci Saitgariejewa, w kolejnym sezonie trafił do Ostrowa - mówił nam Jan Garcarek (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).

Lider drużyny

Choć był związany z ostrowskim klubem tylko przez trzy sezony (1997, 1999, 2002), to właśnie tam zapamiętany został najlepiej. Stało się tak m.in. z uwagi na akcję, jaką wykonał podczas meczu w Rybniku.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Lorek odpowiada na zarzuty kibiców Motoru Lublin

To spotkanie decydowało o awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej. Iskra prowadziła przed ostatnim wyścigiem 43:41 i potrzebowała przynajmniej dwóch punktów, aby osiągnąć sukces.

- Mecz ten stanowił "języczek u wagi". Był bacznie śledzony przez innych kandydatów do awansu, a nieoficjalnie mówiło się o dodatkowym zmotywowaniu zawodników RKM-u przez inne kluby, które miały nadzieje na awans. Plotkowało się o wsparciu sprzętowym i finansowym. Iskra jechała do Rybnika po awans, ale ze świadomością piekielnie trudnego zadania, jakie ją czekało. Za zespołem pojechało do Rybnika kilka tysięcy kibiców wierzących w zwycięstwo - wspominał Andrzej Mizera, były menadżer ŻKS Ostrovia (więcej TUTAJ).

Po starcie wyścigu było 5:1 dla gospodarzy. Mardanszyn dwoił się i troił, aby minąć duet Skupień - Sosna. W końcu dopiął swego, a tłum ostrowskich kibiców obecny w Rybniku oszalał z radości. - Zamknąłem oczy i wjechałem między dwójkę rywali - tłumaczył po meczu. Warto dodać, że w sezonie 97 uzyskał niebotyczną średnią na poziomie 2,615 pkt/bieg.

Liczne kontuzje

Mardanszyn ścigał się jeszcze dla drużyn z Częstochowy, Opola i Warszawy. Był wielokrotnym medalistą mistrzostw Związku Radzieckiego i Rosji. Największy sukces osiągnął w 1996 roku, kiedy z kolegami z reprezentacji sięgnął po srebro Drużynowych Mistrzostw Świata.

Uchodził przez lata za solidnego ligowca. Miał jednak pecha do kontuzji. Mówi się, że mógłby osiągnąć znacznie więcej, gdyby nie prześladujące go urazy.

W 1999 roku w Rawiczu uczestniczył w fatalnym karambolu. Zahaczył przednim kołem o motocykl Krzysztofa Okupskiego. Z całym impetem uderzył w drewnianą bandę i nieprzytomny trafił do szpitala na oddział intensywnej terapii. Zdiagnozowano u niego pęknięcie kręgu lędźwiowego.

Przedwczesne odejście

Stracił cały sezon, ale zdołał wrócić do uprawiania żużla. Pomogli mu w tym bracia Garcarkowie. Dzięki ich wsparciu przeszedł skomplikowaną operację, podczas której wszczepiono mu specjalny implant. To sprawiło, że odzyskał pełną sprawność w stopie, w której nie miał czucia po wypadku.

Po sezonie 2002 w Polsce już się nie ścigał. Po zakończeniu kariery chciał otworzyć warsztat samochodowy. - W tym kierunku kształcił nawet swojego syna. Firmę mieli prowadzić razem ze swoją żoną - mówił Jan Garcarek.

Planów nie udało mu się jednak nigdy zrealizować. 19 stycznia 2005 roku pojawiły się informacje o jego nagłej śmierci. Przyczyną zgonu było przemieszczenie się skrzepu, który zablokował aortę. Doszło do niego w trakcie rutynowego zabiegu usuwania blach z obojczyka.

Pamięć o Rinacie Mardanszynie wciąż jest żywa, nie tylko w Ostrowie. W Rosji regularnie odbywa się memoriał jego pamięci. W ostatniej edycji zwyciężył Siergiej Łogaczow. Gdyby żył, 24 grudnia skończyłby 58 lat.

Czytaj także:
Talent zdradza, czym kierował się przy wyborze klubu w PGE Ekstralidze. Już myśli o przeprowadzce do Polski!
Mikołaj na desce surfingowej? Tam to możliwe. Nie uwierzysz, jak spędzają Boże Narodzenie

Komentarze (3)
avatar
Luki SF
24.12.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
jeżdził też w Unii Tarnów w sezonie 1992