Ten stadion to ewenement na skalę światową. Jest z nim tylko jeden problem

Materiały prasowe / MAKiS / www.makis.pl / Na zdjęciu: stadion Orła Łódź
Materiały prasowe / MAKiS / www.makis.pl / Na zdjęciu: stadion Orła Łódź

Motor Lublin czeka na nowy stadion, który ma kosztować około 200 milionów złotych. Ostatni raz nowoczesny obiekt żużlowy powstał w Polsce ponad trzy lata temu w Łodzi. Do dziś to ewenement na skalę światową, ale wciąż jest z nim jeden problem.

Stadion żużlowy w Lublinie ma powstać na terenach po Lubelskim Klubie Jeździeckim. Lokalizacja została już zatwierdzona przez Radę Miasta. - Ratusz zapowiada, że będzie to zadaszona hala, służąca nie tylko rozgrywkom żużlowym, ale także dużym wydarzeniom kulturalnym - pisał niedawno "Dziennik Wschodni", cytując przy tym prezydenta Lublina, Krzysztofa Żuka.

Na razie nie wiadomo, kiedy zostanie wbita pierwsza łopata. Pewne jest, że nie stanie się to przez najbliższe dwa lata. Tyle mają bowiem potrwać prace nad projektowaniem nowego stadionu. Na ten cel zarezerwowano 1,8 mln zł.

- Kibicom Motoru Lublin nowy stadion z dachem należy się jak psu buda. Dlaczego? Bo oni go zapełnią. Tak samo dzieje się w Łodzi na Widzewie. Kiedy ruszają ze sprzedażą karnetów, to 16 tysięcy znika w mgnieniu oka. Takie kluby są fenomenem. W żużlu podobną drogą idą też Cellfast Wilki Krosno - mówi Witold Skrzydlewski, główny sponsor Orła Łódź, którego wysiłki sprawiły, że w 2018 roku w Łodzi również powstał nowoczesny stadion żużlowy.

Tamtejsza Motoarena uchodzi obecnie za jeden z najnowocześniejszych obiektów na świecie. Jej pojemność  to 10 350 widzów. Wrażenie robi jednak zwłaszcza cena, bo stadion w Łodzi w przeliczeniu na jedno krzesełko jest znacznie tańszy od tego, który ma stanąć w Lublinie i pomieścić minimum 15 tysięcy widzów.
 
ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka

- Obiekt w Łodzi to ewenement. Nie znam drugiego, gdzie jest tańsze krzesełko (około 4150 zł ). U nas znalazł się chętny, który postanowił zbudować stadion za 43 miliony złotych. Nikt nie wierzył, że uda się to zrobić. Po drodze napotkaliśmy na mnóstwo problemów - zapewnia Skrzydlewski.

Lista wstydu i problemy z budową

Zanim w Łodzi powstał obiekt żużlowy, prezydent Hanna Zdanowska deklarowała, że zbuduje jeden stadion piłkarski dla Widzewa i ŁKS-u. Później koncepcja się jednak zmieniła. - Władze miasta postanowiły, że każdy klub będzie mieć swój dom, więc powiedziałem, że my też chcemy. Miałem wizualizację obiektu i wstępny kosztorys, że można to zrobić za 48 milionów złotych. Nikt mi w to oczywiście nie wierzył - wspomina Skrzydlewski.

Problemy z powstaniem obiektu Orła były od samego początku. - Zaczęło się od tego, że radni zagłosowali przeciw. Wykorzystaliśmy jednak fakt, że to był okres przed wyborami. W programie meczowym wydrukowaliśmy listę wstydu. Podzieliliśmy radnych na tych, którzy chcieli i nie chcieli stadionu. Zaapelowaliśmy, żeby na tych drugich więcej nie głosować. Podziałało. Po dwóch miesiącach było kolejne głosowanie i pieniądze na projekt stadionu znalazły się w budżecie - przypomina Skrzydlewski.

W przetargu najniższa oferta opiewała na 55 milionów złotych. -To było za dużo. Pani prezydent powiedziała wtedy: trudno, próbowałam. Ja jednak nie odpuszczałem. Naciskałem na jeszcze jeden przetarg. Zadbałem, żeby było o tym bardzo głośno w całej Polsce - tłumaczy.

Wtedy znalazła się firma Molewski, która zdecydowała się zbudować stadion za 43 miliony złotych. - Zaczęły się kolejne problemy. Trzeba było udowodnić, że ten obiekt nie powstanie. Dlaczego? Bo był za tani. Ktoś mógł zacząć zadawać pytania przy kolejnych budowach, dlaczego dało się to zrobić za takie pieniądze. Chylę do dziś czoła przed panem Molewskim, że nie zszedł z budowy, bo pewnie lepiej by na tym wyszedł. Cały czas mieliśmy pod górkę, ale nam się udało - tłumaczy.

Obiekt Orła już jest jednym z najnowocześniejszych stadionów na świecie. Wkrótce może jeszcze zyskać na jakości, bo realne jest wybudowanie nad nim dachu. To sprawi, że zawody będzie można rozgrywać bez zwracania uwagi na warunki pogodowe, co jest od lat zmorą dyscypliny. Poza tym dzięki temu będzie on się nadawać do użytku właściwie przez cały rok.

Kto go zapełni? Skrzydlewski ma powoli dość

Paradoks polega na tym, że Orzeł ma jeden z najnowocześniejszych stadionów, którego zazdrości mu cała Polska i wielki problem z frekwencją. W tym roku miną cztery lata od jego otwarcia, a liczby nadal nie rzucają na kolana.

- Sprzedaliśmy 400 karnetów. Do sezonu może być 600. To żałosne. Tymczasem na forach internetowych kibice piszą, że chcą tego, a nie innego żużlowca. Mamy ciągle żelazną grupę fanów. Z tego powodu coraz bardziej zastanawiam się nad tym, co dalej. Kibic powinien być największym sponsorem klubu, a ja w zeszłym roku wraz z moją rodziną włożyłem w żużel przeszło 2,5 miliona złotych. To są oficjalne rachunki. Kiedy patrzę na liczbę widzów, to trochę mi się tego odechciewa - przyznaje Skrzydlewski.

Główny sponsor Orła nie ukrywa, że być może jego czas w łódzkim żużlu powoli dobiega końca. - Co roku kibice pytają mnie, kiedy będzie PGE Ekstraliga. Pytanie brzmi, czy w Łodzi podniosłaby ona frekwencję o więcej niż 1000 osób. Ja w to bardzo wątpię i naprawdę nie wiem, co dalej. Może przyjdzie ktoś inny z lepszym pomysłem i się wykaże? Nie ma z tym najmniejszego problemu. Wystarczy się u mnie pojawić z ciekawą wizją, a ja jeszcze zostawię pół miliona na koncie i odejdę - podsumowuje.

Zobacz także:
Zmarła mama Piotra Protasiewicza
Nieznane sportowe pasje Tomasza Kammela

Źródło artykułu: