Cóż to był za mecz, cóż to były za wielkie emocje! Po 14. biegu spotkania ŻKS Ostrovia Ostrów Wlkp. - Lechma Start Gniezno (13.05.2012) na tablicy wyników było 43:41.
Fani ostrowskiej ekipy wierzyli to, że w ostatnim wyścigu Ronnie Jamroży i Peter Karlsson postawią kropkę nad "i", zapewniając triumf gospodarzom. Nic bardziej mylnego.
W decydującym biegu zadziały się cuda. Choć Jamroży i Karlsson nie jechali źle, to w pewnym momencie nastąpiło prawdziwe trzęsienie ziemi. Antonio Lindbaecka postawiło w poprzek, na czym skorzystał Bjarne Pedersen.
ZOBACZ WIDEO Żużlowiec z PGE Ekstraligi zaskoczył. To nie jest obecnie popularny wybór wśród zawodników
Później było jeszcze ciekawie, ale ostatecznie na dwóch pierwszych lokatach do mety dotarli zawodnicy Startu Gniezno. Oznaczało to zwycięstwo przyjezdnych 46:44. Kibice czerwono-czarnych popadli w euforię, natomiast miejscowi z niedowierzaniem spoglądali w kierunku toru.
- Bardzo szkoda. Myślę, że ten mecz był jak najbardziej w naszym zasięgu, do wygrania - mówił w rozmowie z Telewizją Proart Mariusz Staszewski, ówczesny żużlowiec ostrowskiej drużyny. - Dużo ambicji na pewno zostawiliśmy w tym meczu - zapewniał.
Adam Skórnicki, broniący wówczas barw Startu, przed kamerami wspomnianej telewizji ocenił, że był to "idealny spektakl". - Opór był bardzo mocny i był taki moment w tym meczu, kiedy było nieróżowo, ale pokazaliśmy, że nie jesteśmy tylko zlepkiem indywidualistów i potrafimy być drużyną - spostrzegał.
Czytaj także:
> Żużel. Trwają prace na obiekcie w Lesznie. Są dobre informacje dla kibiców Fogo Unii
> Żużel. Gollobowie zrezygnowali z jazdy, a ich drużyna została zdemolowana w derbach. Pamiętasz ten mecz?