Miał papiery na mistrza. Skończył w więzieniu

Materiały prasowe / Siergiej Afanasjew / Artiom Wodjakow
Materiały prasowe / Siergiej Afanasjew / Artiom Wodjakow

Śmiertelnie potrącił 68-letnią kobietę i trafił do więzienia. Powinien wyjść na wolność, ale słuch o nim zaginął. Artiom Wodjakow był jednym z największych żużlowych talentów ostatnich lat, ale szybko zmarnował swój potencjał.

Był grudzień 2016 roku, gdy Artiom Wodjakow wsiadł za kierownicę pod wpływem alkoholu. Jego samochód pędził z prędkością ok. 140-150 km/h i wjechał w starszą kobietę. 68-latka zmarła na miejscu, zaś żużlowiec zaczął uciekać przed policją. Nagranie z całego zajścia przypomina film akcji. Widzimy na nim, jak służby gonią Wodjakowa, który finalnie stara się uciec im pieszo. Zostaje jednak schwytany.

Po trwającym kilka miesięcy procesie, Wodjakow został skazany na 4,5 roku więzienia. Ponadto dwóm synom zmarłej kobiety musiał zapłacić milion rubli odszkodowania. Sąd potraktował go dość łagodnie, bo żużlowcowi groziło nawet 7 lat odsiadki.

Wodjakow powinien już znajdować się na wolności, ale słuch o nim zaginął. Media ze Wschodu od lat nie podawały o nim wiadomości. Rosjanin przestał też korzystać ze swojego konta na Facebooku, gdzie ostatni wpis pochodzi z roku 2016 i informuje o przerwaniu nauki w szkole wyższej w Bałakowie. Nieco wcześniej młody żużlowiec chwalił się zakupem małego motocykla z myślą o swoim synu. To były momenty, gdy było już jasne, że zawodnik ze Wschodu nie zrobi takiej kariery, jaką mu wróżono.

ZOBACZ WIDEO Żużlowiec z PGE Ekstraligi zaskoczył. To nie jest obecnie popularny wybór wśród zawodników

Gwiazda, która spadła zbyt wcześnie

W potencjał młodego Rosjanina przed ponad dekadą uwierzyli sternicy Falubazu Zielona Góra - Robert Dowhan i Jacek Frątczak. Wierzyli, że uda się "skopiować" wyczyn bydgoskiej Polonii, która w młodym wieku wypatrzyła na Wschodzie Emila Sajfutdinowa. Ten z czasem został dwukrotnym mistrzem świata juniorów, etatowym uczestnikiem mistrzostw świata Speedway Grand Prix.

Zdaniem niektórych, Wodjakow miał nawet większy talent niż Sajfutdinow. - Niespełniony talent czystej wody. Wielka nadzieja światowego żużla. Gdy miał 15-16 lat, panował nad motocyklem na poziomie, którego nie osiągnie nigdy wielu seniorów - powiedział po latach Frątczak, który objął opieką młodego żużlowca po przyjeździe do Zielonej Góry.

Zieloną Górę i Bałakowo dzieli ponad 2600 kilometrów, dlatego też konieczne stało się znalezienie mieszkania dla młodego Rosjanina. Pomagał w tym Frątczak, a Wodjakow otrzymał do dyspozycji część domu u jednego z jego sąsiadów.

Wodjakow trafił na możliwie najlepszy okres. Falubaz zaczął się odradzać, zdobywać medale Drużynowych Mistrzostw Polski. Nikt nie oczekiwał od niego cudów. Miał spokojnie rozwijać się za sprawą rywalizacji w imprezach młodzieżowych, w których z rówieśnikami z Polski robił, co chciał.

- Ten chłopak się wtedy bawił. Jego talent bił po oczach - stwierdził Frątczak, ale niestety też szybko okazało się, że Wodjakow miał smykałkę do zabawy również poza torem. I to w niezbyt dobrym tego słowa znaczeniu. W sezonie 2010, gdy miał ledwie 19 lat, ani razu nie wyjechał na tor w barwach Falubazu. Zaczęły się jego kłopoty.

"Gwiazdorstwo uderzyło mu do głowy"

Już w kwietniu 2009 roku miejsca dla Wodjakowa w drużynie nie widział trener Piotr Żyto, który w rozmowie z "Gazetą Lubuską" dość jednoznacznie twierdził, że młodemu zawodnikowi "gwiazdorstwo uderzyło do głowy". - Nawet koledzy z Turbiny, którzy wracają do Bałakowa autobusem nie chcieli go wziąć ze sobą. Miał zbyt dobrze i nie potrafił tego docenić. Wszystko było dla niego - opowiadał Żyto.

Klub zainwestował w młodego Rosjanina ogromne środki, licząc że ten odpłaci się w przyszłości dobrymi występami na torze i punktami w PGE Ekstralidze. Nigdy do tego jednak nie doszło. Jego dorobek zamknął się w dziewięciu spotkaniach w sezonach 2008-2009, 21 biegach i ledwie dwóch wygranych wyścigach.

- Ładowanie pieniędzy w takiego zawodnika po prostu się nie opłaca - stwierdził wówczas Żyto, a czas przyznał mu rację.

Artiom Wodjakow uważany był za ogromny talent
Artiom Wodjakow uważany był za ogromny talent

Sam Wodjakow, gdy tylko nieco wydoroślał, próbował podejść do żużla po raz drugi. Na początku 2013 roku, gdy miał dopiero 22 lata i wciąż mógł osiągnąć wiele w tym sporcie, zapowiadał swój powrót. - W 2009 roku miałem kompletnie nieudany sezon. Nie mogłem się po tym pozbierać. Nigdy nie miałem jednak przekonania, że to koniec. Kilka osób mi jednak pomogło. Wiedziałem, że wrócę i wróciłem - tak mówił o swoich problemach w "Tygodniku Żużlowym".

Rosjanin już nigdy później nie znalazł klubu w Polsce, a biorąc pod uwagę, że to właśnie u nas funkcjonuje najlepsza liga świata i zarabia się największe pieniądze, jego powrót był skazany na niepowodzenie. U Wodjakowa objawiła się zaś ciemna natura. Jeszcze zanim trafił do więzienia, o młodym zawodniku pisano wielokrotnie w negatywnym kontekście.

Ciągłe problemy z prawem

Wodjakow w roku 2010 po raz pierwszy spowodował wypadek po alkoholu. Ucierpiało w nim kilka osób, więc sąd skazał go na kolonię karną. To przyczyniło się do tego, że nie oglądaliśmy go w meczach ligi polskiej. Wyrok nie zmienił jednak jego zachowania.

W kwietniu 2016 roku o Wodjakowie znów zrobiło się głośno. W tym czasie już nikt nie wierzył, że żużlowiec wróci do ścigania, choć przecież miał ledwie 25 lat. Na ulicach Bałakowa doszło do strzelaniny. Jedna z ofiar trafiła na oddział reanimacyjny pobliskiego szpitala z poważnymi ranami postrzałowymi klatki piersiowej i złamanym mostkiem. Jak się okazało, był to Wodjakow.

Żużlowiec został postrzelony przez przyjaciela. Z zeznań wynikało, że spożywali razem alkohol, po czym doszło między nimi do kłótni. Operacja Wodjakowa trwała ponad sześć godzin. Jego stan określano jako ciężki, ale żużlowcowi udało się wygrać walkę o życie. Później widziano go nawet w parku maszyn przy okazji meczów Turbiny Bałakowo, ale do wielkiego powrotu do sportu nie doszło.

Pobyt w więzieniu zakończył wszelkie dyskusje na ten temat. Obecnie Wodjakow zbliża się do 31. urodzin i ludzie ze środowiska nawet nie wiedzą, co się z nim dzieje.

Frątczak po latach przyznał, że Wodjakowowi nie wyszło, "bo talent nie wystarcza". - Jeszcze ważniejsza jest głowa. Trzeba być świadomym sportowcem. Wiedzieć, co się robi i w stu procentach temu się oddać. Artioma interesowały niestety jeszcze inne rzeczy - wspominał nam były menedżer i żużlowy ekspert.

Co ciekawe, gdy Wodjakow reprezentował barwy Falubazu, po Zielonej Górze jeździł autobusem. W Polsce nie zdarzało mu się pić alkoholu. - Po powrocie do domu nie robił nic innego poza grą na konsoli. Później szedł spać, wstawał i wszystko od nowa - opowiadał Frątczak. Drugą twarz młody żużlowiec objawiał w ojczyźnie, co miało dla niego katastrofalne skutki.

Czytaj także:
Wymiana pokoleniowa w Fogo Unii Leszno
Wraca temat oświetlenia w Gorzowie

Źródło artykułu: