Jak doskonale wiadomo, Norwegia od zawsze jest potęgą w sportach zimowych, mając zdobytych najwięcej medali i w tym najwięcej złotych w historii zimowych igrzysk olimpijskich. Sport żużlowy początki ma tam jeszcze przed II wojną światową, gdy odbyły się pierwsze indywidualne mistrzostwa. Rok po zakończeniu wojny kontynuowano solowe zmagania, a w 1952 wyróżniający się Basse Hveem awansował nawet na pozycję rezerwowego do finału Indywidualnych Mistrzostw Świata.
Norwegowie lubują się w sportach samochodowych, ale niekoniecznie w motocyklowych. Od dawna wiadomo, że poziom żużla w kraju fiordów jest bardzo niski. W historii zapisał się rzecz jasna Sverre Harrfeldt, który startował kilka lat w najsilniejszej wtedy lidze brytyjskiej, a przede wszystkim w 1966 w Goeteborgu wywalczył srebro IMŚ. Jest to największym sukcesem tamtejszego speedwaya, więc nie ma żadnego sensu, żeby jakkolwiek zestawić tę nację z duńską czy szwedzką będących prawdziwymi potęgami w jeździe w lewo.
Dopiero kilkanaście lat po wyczynie Harrfeldta na międzynarodowej scenie zaczął pokazywać się Einar Kyllingstad, za którym poszedł Lars Gunnestad, a niedługo potem Rune Holta. Pierwsza dwójka w 1991 wywalczyła niespodziewanie brązowy krążek w Mistrzostwach Świata Par. Na torze w Poznaniu uległa tylko Danii i Szwecji, wykorzystując, że do finału nie awansowały takie ekipy jak Anglia, Australia czy Stany Zjednoczone.
ZOBACZ WIDEO Władze Apatora zadowolone ze sprzedaży karnetów. Padły konkretne liczby
Także w tamtym roku zaledwie 20-letni Gunnestad zdobył Indywidualny Puchar Mistrzów i przede wszystkim przybył do Polski, by startować w lidze. Ta rok wcześniej otworzyła się na zagranicznych zawodników. Pozyskał go Morawski Zielona Góra i był to prawdziwy strzał w dziesiątkę dla obu stron. Norweg nie wystąpił tylko w dwóch meczach, stając się liderem zespołu, który sięgnął po złoto. Osiągał świetne wyniki, a publiczność z miejsca go pokochała.
- Start w polskiej lidze i wygranie mistrzostwa z Zieloną Górą, to bez wątpienia najlepsze momenty - przyznał rok temu w dużym wywiadzie dla WP SportoweFakty. W kolejnym sezonie nie było medalu, ale Gunnestad wciąż dobrze spisywał się w zielonogórskich barwach, niemal w nich nie zawodząc. W następnym dostał tylko jedną szansę w bydgoskiej Polonii, po czym dość niespodziewanie... na siedem lat zniknął z polskiej ligi.
Mogło wydawać się to dość dziwne, bo w klubach znad Wisły przez te lata przewinęło się mnóstwo obcokrajowców na poziomie dwóch lig (m.in. na zapleczu elity bardzo dobrze radził sobie Holta), ale reprezentant Norwegii miał inny pomysł na karierę. W 1994 zdobył mistrzostwo na Wyspach Brytyjskich z Poole Pirates. Był też uznanym ligowcem w Szwecji (tytuły zdobyte już w 1990-1991 w Kumla Indianernie). No i rzecz jasna startował w narodowych barwach.
W 1995 Norwegia dotarła do finału Drużynowych Mistrzostw Świata, które były rywalizacją parową, lecz tym razem polska ziemia nie okazała się tak szczęśliwa i duet Gunnestad-Holta zajął w Bydgoszczy ostatnie siódme miejsce. Tego, czego zabrakło wciąż najlepszemu norweskiemu żużlowcowi to awansu do głównych zmagań o indywidualne mistrzostwo globu.
Regularnie startował w finałach skandynawskich, dwukrotnie docierał do półfinału światowego, ale tam odpadał. Nie wiodło mu się też potem w eliminacjach do cyklu Grand Prix, w którym wystartował w pięciu turniejach, lecz zawsze z "dziką kartą". Mimo jazdy pod inną flagą doceniany był do startu w rundach w duńskim Vojens (1995, 1998) i szwedzkim Linkoeping (1998), by nieco później móc pojechać przed swoimi rodakami w Hamar (2002-2003).
Pochodzący z Drammen żużlowiec przypomniał się polskim kibicom w roku milenijnym, będąc przez dwa lata dużym wzmocnieniem dla pierwszoligowego rybnickiego RKM-u. Po raz ostatni pokazał się w naszej lidze w 2003 w drugoligowym wówczas Ostrowie Wielkopolskim.
Lars Gunnestad, który w piątek kończy 51 lat, karierę zakończył w 2006 roku. Zajął się plantacjami, do tego ma biznes w branży budowlanej. Uznaje się za człowieka pracy, daje ją też Polakom. Choć swoich możliwości na żużlu próbowali jego synowie (jeden z nich, Lars Daniel, w 2011 wygrał IM Norwegii - red.), to bez większego powodzenia.
Były zawodnik żałuje, że swego czasu w jego ojczyźnie nie udało się bardziej rozwinąć żużla i jednocześnie ubolewa nad obecną kondycją tego sportu w Norwegii. Do dziś pozostaje najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii krajowego czempionatu. Mistrzem był aż dziesięciokrotnie. Sam uważa jednak, że z kariery sportowej powinien wyciągnąć więcej. Wszak jej początek, co udowodnił w Morawskim, miał doprawdy znakomity.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Oto galeria sław, która zgarnęła najważniejsze tytuły w Polsce w jednym roku!
Jeden na jednego w Horsens. Janowski i Lindgren pokazali kawał widowiska [WIDEO]