- Początki mojego zainteresowania modelarstwem sięgają lat 2007-2008. Poznałem wówczas Rafała Zeljasia - mistrza Polski w kategorii 1.8 na asfalcie. On wciągnął mnie w to wszystko. Wcześniej kupiłem sobie model, ale nie była to najwyższa półka, a Rafał podpowiedział mi, co trzeba kupić, żeby fajnie sobie pojeździć takim modelem - rozpoczyna opowieść o swojej modelarskiej pasji Janusz Kołodziej.
Dał się ponownie wciągnąć w ten sport
Zaczęło się od kupna używanego modelu. - Spodobało mi się. Pojeździłem rok czy dwa lata. Później jednak brakowało czasu na tę pasję i miałem przerwę. Po minionym sezonie odnowiły się moje kontakty z tym środowiskiem. Okazało się, że w Tarnowie mamy większą grupę miłośników modelarstwa, która jeździ na dywanach. Zimą nie ma możliwości ścigania się na zewnątrz, więc trzeba jeździć w hali. Oni mnie z powrotem wciągnęli w ten sport - wspomina żużlowiec.
ZOBACZ WIDEO Ryszard Czarnecki wskazał przepis, który trzeba znieść. "To czysta fikcja"
Janusz Kołodziej majsterkować lubił zawsze, ale przyznaje, że bez fachowej wiedzy kolegów z branży modelarskiej, ciężko byłoby mu hobbystycznie uprawiać ten sport. - Początki są trudne. Gdyby nie ich pomoc, nie dałbym sobie rady. Doradzili mi, co kupić, jak jeździć, a przede wszystkim, jak ustawić model - mówi.
Żeby zacząć się ścigać, trzeba najpierw zbudować model, a to te też nie jest łatwa sprawa. - Po nabyciu modelu, osobno dokupuje się silniki, sterowniki, baterie, koła. Jak już złoży się model w całość, należy odpowiednio go ustawić. Można to trochę porównać z żużlem, bo żeby model jeździł poprawnie, trzeba choćby dobrać właściwe przełożenia. Koledzy mi bardzo dużo pomogli, bo bez ich wiedzy i doświadczenia nie wiedziałbym, co robić - zaznacza Janusz Kołodziej.
Uczy cierpliwości i spokoju
Modelarstwo z zasady jest zajęciem, wymagającym spokoju, precyzji i cierpliwości. Nasz rozmówca podkreśla także, że sama jazda i sterowanie modelem, wcale nie jest łatwe. - Przede wszystkim jazda uczy cierpliwości. Kiedy na to popatrzymy z boku, wydaje się to takie proste. Gdy zaczniemy jeździć, okazuje się to zdecydowanie trudniejsze. My jeździmy shepardami, a przez długi czas ten model nie był udoskonalony. Mieliśmy problem, że po każdym uderzeniu w cokolwiek na torze, model ten zupełnie inaczej skręcał i źle się go prowadziło - tłumaczy.
Na szczęście ten problem został już zażegnany. - Kolega wymyślił patent, opracował części i teraz zdecydowanie lepiej steruje się tym modelem. Wcześniej był problem z cierpliwością, bo jak się uderzyło o coś na torze, trzeba było go za każdym razem rozbierać i naprawiać. Teraz po tej innowacji jest święty spokój - wyjaśnia tajniki sterowania modelem żużlowiec Fogo Unii Leszno.
Multimedalista mistrzostw Polski na żużlu indywidualnie i w drużynie przyznaje, że modelarstwo i speedway mają cechy wspólne. - To jest taki sport, można powiedzieć, jak żużel, że cały czas jest coś do zrobienia przy sprzęcie i jego udoskonaleniu, ponieważ tory się zmieniają, przyczepności są różne - tłumaczy.
Janusz Kołodziej pomiędzy sezonami bierze udział w zawodach modelarskich. - W Koszycach Wielkich pod Tarnowem, sami organizowaliśmy z kolegami zawody. Wcześniej byliśmy na turniejach w Jelczu i Zawadzkiem - dodaje.
Kołodziej na modelarską pasję ma czas głównie zimą. - Spodobało mi się to na tyle, że gdybym znalazł czas w sezonie, chętnie wziąłbym także udział w zawodach. Niestety, często są to też weekendy, czyli wtedy, gdy jeździmy na żużlu. Jest to naprawdę fajna sprawa. Ten sport dużo uczy. Wspomnianej wcześniej cierpliwości. Skupienia, koncentracji, koordynacji ruchów modelu. Moim zdaniem wpływa to na szybkość reakcji. To jest bardzo ważne, także w sporcie żużlowym - zaznacza.
Majsterkowanie i ściganie
- Do tego dochodzi majsterkowanie i rozmyślanie, co zrobić, by ulepszyć model. To też jest rzecz, która fajnie rozwija człowieka. Po zawodach nie muszę tego modelu rozbierać, myć i czyścić. Można go spakować i jechać na kolejne zmagania. Trzeba mieć tylko części zapasowe. Opony dopasować do innej przyczepności. W żużlu czy na motocrossie musimy robić często przegląd sprzętu i czyścić go. W modelarstwie wystarczy przedmuchać sprężonym powietrzem i można się ścigać dalej - dodaje.
Janusz Kołodziej rywalizację w modelarstwie z kolegami traktuje jako świetną zabawę. - Większych sukcesów nie mam. Gdzieś tam w połowie stawki zazwyczaj się plasuję. Jest czołówka, która przewyższa mnie latami treningów. Wygrywa ten, kto jest szybszy. Zawody z reguły są dwudniowe. Najpierw są treningi, później kwalifikacje. One polegają na tym, że ruszamy po kolei i liczy się czas przejazdu. Podobnie jak w Formule 1. Najpierw są kwalifikacje, a następnego dnia wyścig - wyjaśnia.
- Rano mamy trening, żeby się rozgrzać i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku z modelem. Później jest już rywalizacja. Wyścigi są trzy. Startujemy z pól startowych przyznawanych na podstawie kwalifikacji. Pierwsze zakręty są bardzo ciężkie. Dużo się dzieje. Dopiero jak wszyscy się rozjadą, jest łatwiej. Trzeba myśleć, by model na torze się utrzymać i nie uderzyć w kolegów - podkreśla.
Janusz Kołodziej nie kryje, że ta pasja daje mu nie tylko dużą satysfakcję, ale i koi nerwy. - Udało mi się zimą być kilka razy na zawodach modelarskich. Mamy fajną ekipę. Takie zawody sprawiają, że można się odstresować. Pewnie, że zawsze jest nutka sportowej rywalizacji, ale jest też świetna atmosfera. Nie dość, że fajnie spędzamy czas, to na dodatek cieszymy się tą jazdą - kończy opowieść żużlowiec Fogo Unii Leszno.
Zobacz także:
Czy to już koniec? Kolejne problemy gwiazdy
Były premier pokochał żużel