Marcinkiewicz zaskoczył wszystkich. Ujawnia co słyszy od biznesmenów

Newspix / PIOTR KUCZA / Na zdjęciu: Kazimierz Marcinkiewicz
Newspix / PIOTR KUCZA / Na zdjęciu: Kazimierz Marcinkiewicz

Kazimierz Marcinkiewicz kocha triathlon, żużel, jogę, ostatnio wkręcił się także w boks. - Mam na to czas, bo cztery lata temu wyrzuciłem z domu ogromny telewizor - mówi były premier RP. Dla nas ocenia także ostatnie polityczne wydarzenia.

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Od wielu lat jest pan wielkim kibicem żużla. Jak zaczęła się u pana ta pasja?[/b]

Kazimierz Marcinkiewicz, Prezes Rady Ministrów w latach 2005 - 2006: Żużel jest sportem, w którym można zakochać się tylko na żywo. Nie spotkałem jeszcze w swoim życiu osoby, która pasjonowałaby się tym sportem, oglądając go na co dzień tylko w telewizji. Ja oczywiście śledzę także transmisje i cieszę się, że jest ich tak wiele. Interesuje mnie zwłaszcza wszystko to, co robi Stal Gorzów i Bartosz Zmarzlik. Z wizytami na stadionie jest już nieco gorzej. W zeszłym roku nie zaliczyłem żadnej, ale ogólnie staram się gdzieś wybrać, bo uważam, że trzeba usłyszeć dźwięk motocykli, by mieć z tego prawdziwą frajdę.

Pana pierwszy raz na żużlu miał miejsce na stadionie Edwarda Jancarza w Gorzowie?

Dokładnie tak. Na zawody zabrał nas ojciec. Poszliśmy w większym gronie, bo mam jeszcze dwóch braci. Mieliśmy wtedy po kilka lat. Pamiętam, że usiedliśmy na pierwszym łuku i byliśmy nieustannie obsypywani nawierzchnią. Chowaliśmy się za gazetami, na których siedzieliśmy, ale to nam się bardzo podobało. Do tego dochodził ten niepowtarzalny zapach, którego magię rozumieją tylko kibice tej dyscypliny. Pamiętam to bardzo dokładnie i do dziś uważam, że żadna inna dyscyplina nie jest w stanie zrobić takiego pierwszego wrażenia jak żużel.

Żużel ma wielu kibiców wśród aktywnych i byłych polityków.

To prawda. Ja mogłem się o tym przekonać przede wszystkim na przykładach Gorzowa i Zielonej Góry. Miałem zaproszenia nie tylko na mecze Stali, ale także Falubazu. Rywalizacja derbowa w tym sporcie jest fantastyczna, o ile jest zdrowa, a z tym różnie w historii bywało. Nie mam jednak wątpliwości, że wśród polityków jest wielu żużlowych zapaleńców.

ZOBACZ WIDEO Czy Krzysztof Gałańdziuk poprowadzi Apator sam? Klub komentuje

W tym roku derbów jednak nie będzie, bo Falubaz Zielona Góra spadł z PGE Ekstraligi. Był pan tym zaskoczony?

Przede wszystkim uważam, że to wielka szkoda. Mam nadzieję, że się szybko pozbierają i wrócą. Odnoszę wrażenie, że ten spadek wynikał trochę ze sporów pomiędzy różnymi ludźmi biznesu z Zielonej Góry. Myślę, że to było zupełnie niepotrzebne. Tamtejsze środowisko powinno pójść po rozum do głowy i zacząć współpracować, bo tylko w ten sposób można znowu postawić szybko zielonogórski żużel na wysoki poziom.

Niektórzy mówią wprawdzie, że czasami potrzeba zimnego prysznica lub upadku, by się odbić i zacząć od nowa. Może i coś w tym jest, ale doskonale wiem, że to bywa bardzo bolesne. Dla mnie może nie aż tak bardzo jak dla ludzi z Zielonej Góry, ale takie historie są zawsze trudne, bo ten bardziej miękki elektorat kibiców przerzuca się na inne dyscypliny, a mówimy o mieście, w którym alternatyw przecież nie brakuje. Nie ma zatem innej drogi. Trzeba puknąć się w głowę, powiedzieć sobie, że zgoda buduje, a niezgoda rujnuje i zacząć wspólnie działać.

Znacznie lepiej dzieje się ostatnio w Gorzowie. Moje Bermudy Stal celuje w tym roku w złoty medal. Czy pan wierzy, że możecie zgarnąć tytuł?

Uważam, że ten cel jest w zasięgu gorzowskiej drużyny. Mamy bardzo dobrych zawodników. Przede wszystkim jest ten najlepszy, czyli Bartosz Zmarzlik. Może i ostatnio przegrał w Grand Prix z Artiomem Łagutą, ale nie mam wątpliwości, że i tak jest numerem jeden na świecie. To ktoś absolutnie wyjątkowy, a przy okazji bardzo młody, co sprawia, że może jeszcze bardzo wiele osiągnąć. Stal powinna walczyć o mistrzostwo. Ja będę za to bardzo trzymać kciuki.

Jest pan na co dzień bardzo aktywny, jeśli chodzi o sport, a w ubiegłym roku udowodnił pan również, że potrafi się bić. Jak ocenia pan swoją walkę bokserską podczas charytatywnej gali organizowanej przez braci Collins?

Po czasie myślę, że powinienem być ostrzejszy w ringu. Miałem najlepszego trenera na świecie, bo Robert Złotkowski to prawdziwy mistrz z niesamowitą klasą. W bardzo krótkim czasie, bo w ciągu dwóch miesięcy, pokazał mi kilka ciosów, ruchów ciała, zwodów i obron. Jest jednak bardzo trudno nauczyć się tak szybko skutecznego bicia przeciwnika po gębie.

A jaki był odbiór pana walki?

Tylko i wyłącznie pozytywny. Nie spotkałem się z żadnym hejtem. Nawet do dziś otrzymuję mnóstwo przychylnych komentarzy. Zdarza się, że ktoś z biznesu mówi o mojej walce i uważa, że to było coś niesamowitego. Takie reakcje dominują. Przyznam zresztą szczerze, że po tym wszystkim obejrzałem swoją walkę. I szczerze? To naprawdę dało się oglądać. Bił się młody człowiek z dwa razy starszym. Zadawali sobie ciosy, było trochę bólu. W tym wszystkim naprawdę można było zobaczyć nieco boksu.

Wkręcił się pan w boks?

Tak i chcę w tym roku znowu trochę powalczyć, ale już nie w ringu, ale tak treningowo. Chciałbym w sobie wyrobić zadziorność, bo ona przydaje się też w biznesie. Być może jestem zbyt delikatny czy dobry i dlatego muszę w sobie wykreować trochę takiego zła. Może boks będzie do tego najlepszym narzędziem.

Znajduje pan jeszcze w ogóle czas na obserwowanie, co dzieje się w polityce?

Od wielu lat nie mam telewizji. Uznałem, że to strata czasu, a sport mogę oglądać przecież na laptopie. To była w moim przypadku świadoma decyzja. Ogromny telewizor wyrzuciłem z domu jakieś cztery lata temu. Początkowo się tego trochę obawiałem. Przez pierwszy rok miałem jeszcze myśli, że może kupię nowy, ale cieszę się, że tego ostatecznie nie zrobiłem, bo dzięki temu jestem w stanie robić tyle, ile robię, a zapewniam, że dzieje się u mnie sporo.

Cały czas uprawiam Ironman triathlon. Do tego dochodzi joga. Sport jest ze mną cały czas, a wtedy inaczej trzeba układać sobie życie, by nie ucierpiała rodzina, praca i sprawy towarzyskie. Jeśli chodzi o politykę, to interesuję się bardziej tą światową czy europejską. Od tej polskiej też nie da się uciec, choć jest ona dla mnie płytka, miałka i byle jaka. Przede wszystkim skupiona na utrzymywaniu władzy. Nie widzę w tym wszystkim żadnego zaangażowania polityków w kierunku dobra wspólnego. To pojęcie w naszej polityce nie istnieje. Jest tylko dobro władzy i opozycji. Polski i Polaków nie ma, a jest szambo. Wszystko zeszło na psy, choć nie chciałbym obrażać psów.

Przeraża mnie również to, co dzieje się w naszych relacjach z Unią Europejską. Wszędzie widoczna jest tendencja do zacieśniania współpracy, do rozsądniejszego wydawania unijnych pieniędzy na projekty, które będą ją scalać. Dzięki zmianie prezydentury w USA nastąpiło też nawiązanie lepszych kontaktów. Dla cywilizacji zachodniej to bardzo korzystne i potrzebne. Niestety, Polska jest już poza tym wszystkim. Niby jeszcze jesteśmy członkami Unii Europejskiej, ale nie korzystamy już z żadnych jej pozytywów.

Kiedy minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro po decyzji TSUE mówi o historycznym błędzie premiera, to uważam, że pan Morawiecki powinien go natychmiast zdymisjonować, bo to chamstwo i bezczelność. Ziobro ma niewiele sił, ale jest języczkiem u wagi i dlatego może robić to, co robi. To właśnie on wyprowadził Polskę z Unii Europejskiej. Cały czas okłamuje społeczeństwo, że można mieć państwo dobrobytu bez współpracy z zachodnią cywilizacją. Rzecz w tym, że na świecie nie ma ani jednego takiego przykładu. Argentyna była bardzo bogata, ale przestała współpracować ze światem zachodnim. Tak samo było z Koreą. To są fakty. Jeśli polityk mówi inaczej, to albo jest głupi i nie ma rozeznania w świecie, albo oszukuje. Innego wyjścia nie ma.

Skoro interesuje pana przede wszystkim światowa i europejską polityka, to muszę zapytać o wydarzenia na granicy ukraińsko - rosyjskiej. Jakiego finału tego konfliktu się pan spodziewa?

Niestety, będziemy mieli do czynienia z inwazją rosyjską na Ukrainę. Moje zdanie jest takie, że czeka nas wojna. A historia świata bardzo dobitnie pokazuje, że nigdy nie wiadomo, jakie będą konsekwencje. Nawet, jeśli rozegra się to na jak najmniejszym terenie i będzie jak najlepiej zorganizowane. Nie da się przewidzieć ognia, który powstanie z tych iskier. Mam z tego powodu ogromne obawy.

A dlaczego uważa pan, że Rosja zaatakuje?

Władimir Putin ma ogromne problemy wewnętrzne. Jego autorytet przestaje działać. Bieda w Rosji jest ogromna. Do tego dochodzi niezborność władzy w związku z pandemią. W takim wypadku rozwiązaniem dla Putina i władz rosyjskich jest wojna, bo to pokazuje całemu narodowi konieczność zjednoczenia i walki o wielką Rosję. Putin zrobił już tak wiele, że jeśli nie zaatakuje, to jeszcze bardziej straci w oczach swojego społeczeństwa. To dlatego uważam, że jesteśmy skazani na wojnę.

Jako nauczycielowi na pewno bliskie są panu tematy związane z edukacją. Co sądzi pan o ustawie "Lex Czarnek"?

To dla mnie bardzo przykre. Wyraźnie widać, że polską edukację układa dwójka minister i kurator. To ludzie, którzy kierują się bardzo prymitywnym katolicyzmem. Takim opartym na katechizmie z pierwszej komunii. Dla systemu edukacji jest to absolutnie zabójcze. Nie chcą tego nauczyciele, rodzice, a uczniowie się z tego tylko śmieją. To nie ma racji bytu, bo nikt nie jest zainteresowany, żeby to realizować. Mówimy zatem o czymś, co jest kompletnie nieefektywne. Na reformy edukacji, które nie wejdą w życie i nie będą miały uznania, idą miliony złotych. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że żyjemy w świecie, w którym postępują daleko idące zmiany. To dzieje się codziennie, a nie co dekadę. To powoduje, że system edukacji należy unowocześnić i zająć się rozwojem młodego człowieka, a nie nauką katechizmu.

Na koniec chciałbym zadać jeszcze jedno pytanie: jest pan w grupie, która zyskała czy straciła na Polskim Ładzie?

Wszyscy stracili, a ja nawet zawiesiłem działalność gospodarczą w Polsce. Tworzę ją poza granicami naszego kraju. To jest spowodowane także Polskim Ładem.

Zobacz także:
Dudek: Niczego Falubazowi nie obiecałem
W szpitalu chcieli mu odciąć nogę

Źródło artykułu: