Czy to już koniec? Kolejne problemy gwiazdy

Instagram / Na zdjęciu: Antonio Lindbaeck
Instagram / Na zdjęciu: Antonio Lindbaeck

"Mam na imię Antonio" - taką karteczkę przy dziecku pozostawiono na ulicy Sao Paulo. Adoptowała go rodzina ze Szwecji, gdzie zakochał się w żużlu. Miał potencjał, by zostać mistrzem świata, ale po mistrzowsku pakuje się też w kłopoty.

Od piątkowego poranka w środowisku żużlowym głośno było o tym, że Antonio Lindbaeck znów wpakował się w tarapaty. Po raz kolejny szwedzki żużlowiec miał zostać przyłapany na jeździe samochodem pod wpływem alkoholu. Do zdarzenia miało dojść w Karlbo w pobliżu Avesty, w której mieszka 36-latek.

Szwedzka policja, nie chcąc podawać wielu szczegółów, ujawniła jedynie, że mężczyzna początkowo nie zatrzymał się do kontroli policyjnej. Patrol ruszył jednak za kierowcą, który ostatecznie zaparkował swój pojazd na poboczu.

W godzinach wieczornych Masarna Avesta, klub Lindbaecka, poinformowała o zerwaniu umowy z doświadczonym żużlowcem. Działacze powołali się "na naruszenie jednej z zasad klubu, co uniemożliwia dalszą współpracę". Kilka szwedzkich dzienników poprosiło klub o komentarz, ale ten odmówił, tłumacząc się dobrem żużlowca. Sam Lindbaeck też nie odpowiada na pytania przedstawicieli mediów. Nieoficjalnie da się słyszeć, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze problemy z prawem, iż grozi mu pobyt w więzieniu.

ZOBACZ WIDEO Czy Krzysztof Gałańdziuk poprowadzi Apator sam? Klub komentuje

Znaleziony na ulicy Sao Paulo

Informacje dopływające ze Szwecji to kolejne problemy w życiu żużlowca, który jeszcze jako nastolatek zachwycał talentem do jazdy na motocyklu. "Mam na imię Antonio" - taką karteczkę zostawiono przy nim, gdy rodzice porzucili go na ulicy Sao Paulo. Stamtąd został zabrany do domu dziecka, w którym spędził kilka lat, po czym został adoptowany przez rodzinę ze Szwecji.

W momencie porzucenia Antonio miał ok. 1,5 roku. Tak oszacowano w Brazylii, przypisując mu umowną datę urodzenia 5 maja 1985 roku. W szwedzkiej Aveście przyszło mu dorastać w kompletnie nowym otoczeniu. Zaczął też pojawiać się na żużlu, co w Brazylii nie miałoby prawa się wydarzyć.

Życie Lindbaecka to materiał na film, w którym nie brakowałoby zaskakujących zwrotów akcji. Od porzucenia przez rodzinę, adopcję i podróż w kompletnie inny regiony świata, po sportowe sukcesy i dotkliwe porażki. Nie tylko na torze, ale również w życiu prywatnym.

Jako 19-latek ścigał się już w turnieju mistrzostw świata Speedway Grand Prix, razem z reprezentacją Szwecji w tak młodym wieku zgarnął Drużynowy Puchar Świata. Jednak już wtedy dawał się we znaki jego trudny charakter. W jego talent uwierzyli działacze Atlasa Wrocław, do którego trafił w sezonie 2005, ale współpraca szybko dobiegła końca. Dwa lata później szansę dał mu Marian Maślanka, ówczesny prezes Włókniarza Częstochowa.

- Gdy przyjechał na pierwszy trening do Częstochowy, to przywiózł ze sobą dziesięć motocykli, dwóch inżynierów i sprzęt do testowania silników. Porozstawiali komputery, a dla nas w parku maszyn to był szok. Takiego ewenementu jeszcze nie było. Można było zauważyć, jak profesjonalnie do tego podchodził - mówił nam Maślanka o współpracy z Lindbaeckiem.

Problemy z alkoholem

Antonio Lindbaeck miał zostać kolejnym szwedzkim mistrzem świata. W końcu dorastał w Aveście, w której przez lata zachwycał Tony Rickardsson. To właśnie u jego boku stawiał pierwsze żużlowe kroki. Sześciokrotny mistrz świata był dla niego mentorem. Jednak z każdym sezonem stawało się jasne, że z tej mąki chleba nie będzie.

Jeszcze jako nastolatek został przyłapany przez szwedzką policję na jeździe pod wpływem alkoholu. W październiku 2007 roku sytuacja powtórzyła się po raz drugi. - Wtedy pod względem mentalnym byłem załamany. Nie czułem się dobrze ze samym sobą - powiedział nam żużlowiec w listopadzie 2020 roku, gdy ogłosił zakończenie kariery.

Tyle że było to już drugie "do widzenia" z ust Lindbaecka. Gdy Szwed został przyłapany przez policję na jeździe pod wpływem alkoholu, też postanowił pożegnać się z żużlem. Miał dość, był wyczerpany psychicznie. Reset mentalny trwał u niego kilka miesięcy. W sezonie 2008 w polskiej lidze dołączył do RKM-u Rybnik i znów zaczął zachwycać.

- Jazda pod wpływem alkoholu? To są błędy, które popełniłem i nie mogę już nic z tym zrobić. Nie cofnę czasu. Nie myślę o tym. Muszę wyciągać wnioski z błędów - powiedział Lindbaeck w telewizji SVT.

Do pewnego momentu wydawało się, że coś u Lindbaecka ruszyło. Stał się solidnym ligowcem zdarzało mu się jeździć w cyklu SGP, choć nie walczył o medale mistrzostw świata, jak wróżono mu to kilka lat wcześniej. Jednak w roku 2015 znów został przyłapany na jeździe po pijaku. Skazano go wtedy na miesiąc pozbawienia wolności, a karę zamieniono w domowy areszt.

Kilka miesięcy później o Lindbaecku znów było głośno. Został zatrzymany przez policję, przeszukano jego busa. Lokalne media podały, że żużlowca pomówiono o gwałt na nieletniej. Okazało się to nieprawdą. - Normalnie powinno być tak, że media najpierw próbują zdobyć informacje na jakiś temat, a później coś piszą. Ze mną tak nie było, ale nie tylko mnie to spotkało - mówił później Szwed naszemu portalowi.

Pojawiam się i znikam

Lindbaeck z czasem miał coraz większe problemy, by regularnie punktować w PGE Ekstralidze. Jego decyzja o zakończeniu kariery po sezonie 2020 była jednak zaskoczeniem, bo bez wątpienia nadal było go stać na odgrywanie pierwszoplanowej roli na niższym szczeblu rozgrywek. Pandemia koronawirusa skłoniła go do refleksji.

- Okres koronawirusa, spędzenie kilku tygodni na kwarantannie w Polsce. To wszystko odebrało mi radość. Dlatego zdecydowałem, że czas to odłożyć na bok - twierdził Szwed, który szukał nowego pomysłu na siebie. Założył kanał na YouTube, gdzie planował pokazywać rodzinne życie. Finalnie powstał tylko jeden odcinek. Lindbaeck pojawił się też w szwedzkim reality-show.

Bez żużla nie wytrzymał jednak długo. Już w maju 2021 roku wrócił do ścigania, pomagając macierzystemu klubowi z Avesty. Wtedy też zapowiadał, że jeśli będzie się ścigał, to tylko w ojczyźnie. Tymczasem przed sezonem 2022 związał się z Aforti Startem Gniezno. Dodatkowo stał się mentorem dla Philipa Hellstroema-Baengsa. Mieli wspólnie startować w drużynie z pierwszej stolicy Polski.

- Kontrakt Antonio Lindbaecka nie kosztuje nas w tym momencie nic, bo zawodnik do sezonu ma się przygotować z własnych środków - mówił nam w listopadzie Radosław Majewski, dyrektor Startu Gniezno.

Najnowsze problemy Szweda mogą sprawić, że ten po raz kolejny będzie zmuszony zakończyć karierę. Chociaż kto wie, Lindbaeck zawsze może zaskoczyć kolejnym powrotem. - Gdybym nie wrócił do żużla po moich problemach, to mogłoby pójść w zupełnie innym kierunku. Zawsze lubiłem rywalizację. Żużel pozwolił mi znaleźć drogę powrotną w życiu - mówił parę lat temu w filmie dokumentalnym "Rio Rocket".

Czytaj także:
"Wszyscy to usłyszeli". Oto, co dzieje się na Ukrainie
Protasiewicz proponuje zmiany w polskim żużlu

Komentarze (7)
avatar
Raptor84
19.02.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
avatar
Tommy DeVito
19.02.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Gwiazda?? Dobre sobie :D Gościowi pracować się nie chce, kaska się kończy więc do żużla czas wrócić i wyrwać parę złociszy :/ Lindbeack to powinien na Jamajkę lecieć i blanty kręcić a nie kółka Czytaj całość
avatar
ŻULOWIEC
19.02.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Geniusz... 
avatar
zulew
19.02.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Rzeczywiście, koniec. Poważny klub już nie umówi się z Lindbaeckiem. Gniezno to jakoś zniesie, gdyż zapewne w efektywny powrót Szweda specjalnie nie wierzono. Problem polega jednak na tym, że w Czytaj całość
avatar
stalowy holender
19.02.2022
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
kolorowi nie maja mentalnosci do dyscypliny