Antonio Lindbaeck zamiast przygotowywać się do nowego sezonu, to ponownie walczy o to, by wrócić na właściwą ścieżkę życiową po tym, kiedy po raz kolejny popadł w problemy z prawem.
Kiedyś Szwed był określany następcą Tony'ego Rickardssona, jednak Lindbaeck nie wykorzystał swojego potencjału. Ponadto lubił iść pod prąd i często robić coś, co ciągle przysparzało mu kłopotów - zarówno jako sportowcowi, ale także jako człowiekowi.
Po tym, gdy kolejny raz Lindbaeck zdecydował się prowadzić samochód pod wpływem alkoholu, mówiło się, że może on nawet trafić do więzienia. Obecnie żużlowiec m.in. Aforti Startu Gniezno przebywa w lecznicy odwykowej, gdzie uczęszcza na spotkania anonimowych alkoholików oraz z psychologiem.
ZOBACZ WIDEO Sankcje mogą mu zatrzymać karierę. "Zrozumcie, że od 15. roku życia nie mieszkam w Rosji"
W ostatnim czasie odwiedził go menadżer teamu, który Lindbaeck miał stworzyć z Philipem Hellstroemem-Baengsem. Jak przekazał w rozmowie z Avesta Tidning, celem numer jeden jest pomoc trzykrotnemu triumfatorowi zawodów Grand Prix, ale i uczynienie wszystkiego, aby ten wrócił na żużlowe tory.
Tomas Hellstroem skrytykował również ruch Masarny Avesta, która w trybie pilnym zdecydowała się o rozwiązaniu umowy z Lindbaeckiem, kiedy tylko pojawiły się pierwsze doniesienia o jego nieprzyjemnościach. - Mogli chwilę poczekać. On wciąż jest tylko podejrzanym, a nie skazanym.
Menadżer podkreśla, że będzie chciał uczynić wszystko, by Lindbaeck ponownie ścigał się w Masarnie, bowiem nie wyobraża sobie tego, aby 37-latek oraz Hellstroem-Baengs ścigali się w różnych klubach. Jeśli to nie będzie możliwe, to będą czynione starania, aby to młodszy z nich zmienił klub. - Już skontaktowały się ze mną różne kluby - dodaje.
Czytaj także:
Historyczna chwila na Wyspach. O mistrzostwo kraju powalczą kobiety
Za krytykę Putina mogą ponieść konsekwencje