Żużel. Po bandzie: Gazetą można zabić, internetem tym bardziej [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Grigorij Łaguta na czele stawki
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Grigorij Łaguta na czele stawki

- W przypadku mediów społecznościowych nie ma dobrych rozwiązań. Powiesz za dużo - źle. Powiesz za późno - źle. Nic nie powiesz - też źle - przekonuje w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

To w sumie dobrze, że sezon za pasem i lada chwila zaczniemy żyć, najpewniej, realnymi wydarzeniami. Pierwszymi imprezami, nowymi wynikami. Może los pozwoli oderwać się nieco od komputerów i wirtualnego świata. Bo w sieci wygląda to tak, że cokolwiek człowiek zrobi, zawsze będzie źle.

Nigdy nie zgadzałem się ze sformułowaniem, że media to czwarta władza. Otóż władczą rolę mediów sytuuję dużo wyżej, gdzieś w okolicach pierwszego, drugiego miejsca.

ZOBACZ WIDEO Motor Lublin pomaga potrzebującym Ukraińcom

Jeszcze w czasach tradycyjnych mediów funkcjonowało takie mądre powiedzenie, że gazeta jest jednym z najniebezpieczniejszych narzędzi na świecie. Bo gazetą można nawet zabić. A co dopiero internetem. Nie dość, że potrafi przypuścić jeszcze bardziej zmasowany atak, błyskawicznie się rozprzestrzeniając, to po wszystkim następuje dodatkowo ostrzeliwanie i dobijanie wroga w komentarzach.

Nie tak dawno żyliśmy sprawą Maksyma Drabika, który niefrasobliwie przyznał się do spożycia płynu uzdrawiającego w niedozwolonej ilości, przekraczającej normę. Przywoływano też wtedy przykłady multimedalisty olimpijskiego w pływaniu - Ryana Lochte'ego oraz piłkarza Samira Nasriego, którzy wpadli na tym samym przewinieniu. Dlaczego? Na własne życzenie. Byli zbyt aktywni i zbyt ofensywni na Instagramie. Sami się pochwalili na swoich kontach wykroczeniem, a tym samym też niewiedzą. I zostali zawieszeni.

Ostatnio mieliśmy podobną sytuację z rosyjskimi żużlowcami, od których wielu się domagało jasnego i twardego stanowiska w sprawie barbarzyńskiej inwazji na Ukrainie. Nawet minister Bortniczuk pozwolił sobie na uwagę, że nie widzi potrzeby wyrzucania Rosjan z polskich rozgrywek ligowych, o ile ci potępią Putina. Wielu z nas potępiło ich już wcześniej za grzech zaniechania, a gdy sportowcy wreszcie zajęli stanowisko, zostali potępieni w swojej ojczyźnie. A więc w przypadku mediów społecznościowych nie ma dobrych rozwiązań. Powiesz za mało - źle. Powiesz za dużo - źle. Powiesz za późno - źle. Nic nie powiesz - również źle. Zlikwidujesz konto - też nic lepiej.

To, co dokonuje się obecnie na Ukrainie to zbrodnia na ludzkości. Powodująca rany, które nie zabliźnią się przez setki lat. Ile jeszcze ofiar potrzeba złożyć na stosie, by tę agresję zakończyć?

Słychać, że ruscy żołnierze niekoniecznie chcą umierać za swojego cara, jednak nie mogą się też wycofać. Bo na tyłach wroga ustawiają się oddziały zaporowe wyłapujące dezerterów. I muszą to być najbardziej twardogłowe skur...y. Bandyci. Mordercy do wynajęcia. Z kolei na przedzie bohaterskiego putinowskiego przemarszu ustawiają Rosjanie żywą tarczę z ukraińskiej ludności cywilnej. A wszystko to kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Polską... Od granicy z będącą strażnicą cnót wszelakich Unią Europejską.

Tymczasem popierający działania swojego kraju Grigorij Łaguta mówi w rozmowie z Mateuszem Puką, że "ma dobre relacje z pracownikami Motoru oraz prezesem Jakubem Kępą i chętnie wróci do jazdy, gdy tylko pojawi się taka możliwość".
A ja, człowiek nastawiony do świata niezwykle pokojowo, uważam, że zhańbiony będzie ten sternik klubu, który zechce zaproponować starszemu Łagucie jakikolwiek kontrakt. Już media powinny tego tematu przypilnować. Jako główna władza.

Jestem pełen podziwu dla takich działań, jak akcja zaczepna rosyjskiej dziennikarki Mariny Owsiannikowej, matki dwójki dzieci, która wbiegła na wizję z plakatem mającym uświadomić Rosjan, w jak zakrzywionej rzeczywistości funkcjonują. To akt wielkiej odwagi w totalitarnym kraju. Jednocześnie staram się jednak powściągnąć emocje i nie wydawać zbyt pochopnych opinii w drugą stronę. Nie roztrząsać, czy to mało smaczne, że Gleb Czugunow swojego najnowszego tweeta rozpoczął w czasie wojny od "ahahahah". Albo z miejsca skazywać na wieczne potępienie Mateusza Ponitkę, kapitana naszej koszykarskiej kadry, że zdecydował się wrócić do swojego rosyjskiego klubu z Sankt Petersburga. Bo tło może być bardzo różne, a nie każdy trzyma w ręku wszystkie swoje karty.

To już trzeci sezon z kolei, gdy inauguracja sezonu zakłócana jest przez niecodzienne wydarzenia, i gdy nie możemy się beztrosko cieszyć pierwszymi oznakami żużlowej wiosny. Znów się okazuje, że sport jest najważniejszą dziedziną życia, ale jednak wśród nieważnych. Jakkolwiek mocno jesteśmy go spragnieni.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Poznaliśmy rozkład jazdy pierwszych kolejek eWinner 1. Ligi!
Chris Holder podekscytowany. Dla beniaminka to dobry znak?