Żużel. Ma potencjał na wygrywanie z najlepszymi. Klubowy kolega wskazuje, nad czym Fricke musi popracować

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Max Fricke
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Max Fricke

Dla Maxa Fricke sobotnie zwycięstwo w turnieju Grand Prix było drugim tak dużym sukcesem w karierze. Australijczyk puka coraz mocniej do światowej czołówki, ale brakuje mu stabilności w wynikach.

W tym artykule dowiesz się o:

Przed zawodami na PGE Narodowym w Warszawie mówiło się, że krótki tor może preferować zawodników, którzy na co dzień mają lub też jeszcze do niedawna mieli kontakt z SGB Premiership.

Tak się jednak nie stało. W czołowej ósemce jedynym zawodnikiem mogącym mówić o większym doświadczeniu i znajomości torów w Wielkiej Brytanii był Max Fricke.

W jego przypadku skończyło się na tym, że odebrał on nagrodę za zwycięstwo w 2. rundzie Indywidualnych Mistrzostw Świata. - Chociaż on tutaj obronił naszą tezę - żartował po zawodach ekspert Eurosportu, Piotr Protasiewicz, który w swoim klubowym koledze ze Stelmet Falubazu Zielona Góra upatrywał "czarnego konia".

ZOBACZ WIDEO Woźniak mechanikiem Zmarzlika. "Zawsze to cenne doświadczenie"

Fricke sobotnią rywalizację w Warszawie rozpoczął w najgorszy możliwy sposób, bowiem od zera i na dodatek od porażki z rezerwowym Jakubem Miśkowiakiem. Później już było dużo lepiej, a Australijczyk pomylił się tylko raz - w czwartej serii startów, kiedy to przyjechał na trzeciej pozycji.

Dla 26-letniego żużlowca było to dopiero drugie w karierze zwycięstwo w zawodach Speedway Grand Prix. Poprzednio ta sztuka udała mu się 2 października 2020 roku, kiedy to stanął na najwyższym stopniu podium zawodów na toruńskiej Motoarenie. Czy teraz stać go na to, aby tych zwycięstw było więcej, a co za tym idzie, aby Fricke powalczył nawet i o medal mistrzostw świata?

- Max ma potencjał, aby wygrywać, ale jest troszkę niestabilny. Dobrze byłoby, gdyby udało mu się ustabilizować tą sferę równej jazdy na poziomie, na którym go stać, bo potrafi wygrywać w Grand Prix oraz przywozić w lidze 15 punktów, ale czasem i ma tych punktów tylko siedem albo osiem - przyznał w turniejowym studiu Piotr Protasiewicz.

Zwycięstwo na PGE Narodowym pozwoliło Australijczykowi znaleźć się na szóstym miejscu w klasyfikacji generalnej po dwóch turniejach Grand Prix. Protasiewicz nie ukrywa, że o sukcesie w tym cyklu nie decyduje jeden turniej, a jest ich dużo więcej, więc przed jego klubowym partnerem jeszcze wiele pracy, ale... - Jeśli nabierze tego doświadczenia i ustabilizuje formę, to będzie groźny dla wszystkich.

Czytaj także:
Chcą, żeby Greg Hancock wznowił karierę! Otrzymał ofertę z klubu PGE Ekstraligi
Jako jedyny nie bał się eksperymentu

Źródło artykułu: