Mógł zostać mistrzem świata. Koszmarny wypadek omal nie zrobił z niego kaleki

 / Na zdjęciu: Jarosław Hampel
/ Na zdjęciu: Jarosław Hampel

Ułamek sekundy, feralny zbieg okoliczności, uderzenie w drewnianą bandę ze sporą prędkością. Kość udowa złamała się w ośmiu miejscach. Zamiast walki o tytuł mistrza świata, stoczył heroiczny bój o powrót do zdrowia i na tor.

Jarosław Hampel 17 kwietnia skończy 40 lat. Dzień 6 czerwca 2015 roku odmienił diametralnie jego karierę, a nawet życie. Od najmłodszych lat uchodził za jeden z największych talentów, jakie pojawiły się w polskim żużlu. W barwach Polonii Piła rósł u boku wielkiego mistrza, Hansa Nielsena. W 2003 roku został mistrzem świata juniorów. Jego kariera rozwijała się znakomicie. Zaliczał się do grona najlepszych polskich żużlowców i światowej czołówki, z której wypadł po feralnym karambolu.

Jego wypadek wymusił zmianę przepisów

Wypadek Jarosława Hampela wcale nie wyglądał szczególnie groźnie. Dużo więcej bardziej koszmarnych karamboli kończyło się tym, że zawodnicy wstawali i kontynuowali zawody. Hampel tyle szczęścia nie miał. Podczas półfinału Drużynowego Pucharu Świata w Gnieźnie już w czwartym wyścigu miał miejsce dramat, który odcisnął piętno na karierze utytułowanego żużlowca.

Hampel na prostej przeciwległej do startu uderzył w upadającego Rosjanina, Witalija Biełousowa. Sytuacja ta wytrąciła z równowagi Polaka, który na wyprostowanym motocyklu zmierzał prosto w bandę na drugim łuku gnieźnieńskiego toru. Żużlowiec zdążył zeskoczyć z pędzącego motocykla. Pech polegał na tym, że maszyna w momencie uderzenia w dmuchaną bandę, uniosła ją w górę, a żużlowiec siłą rozpędu wleciał pod nią i uderzył nogami w okalające tor drewniane ogrodzenie.

ZOBACZ WIDEO Thomsen o koledze z drużyny: To będzie dla niego trudny sezon

Po tym wypadku zaczęto dyskusję nad zmianą przepisów, tak by bandy pneumatyczne, które mają ratować zdrowie i życie żużlowców jeszcze bardziej chroniły zawodników właśnie przed uderzeniem w drewniany płot po uniesieniu tzw. "dmuchawców". Zmieniono kwestie montażu band pneumatycznych. Są one podsypywane, by nie unosiły się i by do maksimum zminimalizować ryzyko wpadnięcia żużlowców pod bandę. Drewniane ogrodzenia osłonięte są natomiast styropianem, który ma także chronić przed opłakanymi skutkami uderzenia przez zawodnika nogami w deski.

Noga połamała się niczym zapałka

Karambol Jarosława Hampela miał fatalne konsekwencje. Kość udowa żużlowca złamała się w aż ośmiu miejscach. Powrót do zdrowia wymagał wielu miesięcy mozolnej rehabilitacji. Zanim to nastąpiło, udem kontuzjowanego zawodnika zajęli się wybitni fachowcy, którzy uratowali nogę żużlowca. Na początku nie było bowiem pewne, czy reprezentant Polski wróci nie tylko na tor, ale w ogóle do pełnej sprawności.

- Doktor Wojciech Słowiński opowiadał mi później, że dopiero jak otworzył tę nogę i zobaczył, co jest w środku, tak naprawdę zdał sobie sprawę, jak poważna jest to kontuzja. Połamane kości wplątały się w mięśnie, mięśnie ciągnęły nogę, która automatycznie zrobiła się o dziesięć centymetrów krótsza. Kość została umocowana na gwoździu śródszpikowym. Noga musiała zostać z boku cięta. Lekarz musiał nogę otworzyć, żeby ponakładać tę kość na gwóźdź, żeby każdy element tej złamanej kości mógł się znaleźć w osi, by nogę w ogóle uratować. Po takich kontuzjach można przecież zostać nawet kaleką - opowiadał Jarosław Hampel w poruszającym filmie "Łamane przez osiem".

Heroiczna walka o powrót do sprawności

Po takiej kontuzji Jarosław Hampel musiał stoczyć kto wie, czy nie najtrudniejszy bój w swojej jakże bogatej karierze sportowej. Walczył o powrót do pełnej sprawności, a później do uprawiania żużla, który tak bardzo kocha. Kosztowało go to mnóstwo bólu, ciężkiej pracy, setki godzin spędzonych na rehabilitacji z fizjoterapeutami.

Lekarze nie wypowiadali się pozytywnie na temat możliwości powrotu na tor. Zrost kości długo nie był pełny, a ponownie uprawianie sportu stało pod dużym znakiem zapytania. - Nie dopuszczałem w ogóle myśli, co by było, gdyby okazało się, że nie mogę wrócić do żużla - mówił we wspomnianym filmie Hampel.

Ostatecznie reprezentant Polski po długiej i żmudnej rehabilitacji wrócił do sportu żużlowego. Na prawie sam szczyt światowego speedwaya, na którym znajdował się tuż przed feralnym wypadkiem, już nigdy nie dotarł. W 2010 roku przez długi czas był liderem cyklu Grand Prix. Miał szansę zostać mistrzem świata. Wywalczył wówczas srebrny medal, przegrywając ze swoim rodakiem, Tomaszem Gollobem.

Rok później zdobył brązowy medal. W sezonie 2013 Hampel ponownie bił się o złoto. Zdobył drugi raz tytuł wicemistrzowski. Dwa lata później łapał wysoką formę i mógł znów powalczyć o najwyższe laury. 6 dzień czerwca 2015 roku przekreślił nie tylko te plany i marzenia, ale o mały włos nie zrobił z utytułowanego żużlowca kaleki.

Jarosław Hampel 17 kwietnie skończy 40 lat i jak sam mówi, nie przykłada wielkiej wagi do upływającego czasu i pojawiającej się czwórki z przodu. Wciąż zalicza się do krajowej czołówki. Jest solidnym punktem Motoru Lublin, Drużynowego Wicemistrza Polski, najlepszej żużlowej ligi świata.

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że gdyby nie feralny wypadek sprzed prawie siedmiu lat, Hampel mógł być w panteonie polskich mistrzów świata. I tak zapisał się w historii jako jeden z najbardziej utytułowanych żużlowców w naszym kraju. Niestety, także tych boleśnie doświadczonych przez los.

Zobacz także:
Zaskakujące wyznanie Fredrika Lindgrena
Chcą, aby jego przekaz trafił do Rosjan

Źródło artykułu: